Bagsik i Gąsiorowski stali się pieszczochami piewców polskiej przedsiębiorczości. Budując spółkę Art-B umieli też wykorzystać znajomości z wpływowymi politykami.
Dwóch spryciarzy, który wykorzystali luki powstającego systemu bankowego, czy raczej agenci Mosadu wyprowadzający z Polski miliony dewiz i korumpujący młodą klasę polityczną? Bez względu na interpretację założyciele Art-B Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski to z pewnością wciąż najbardziej znany biznesowy duet ostatnich dziesięcioleci.
Spółce muzyka i lekarza nie brakowało przebojowości i rozmachu: Art-B działalność na większą skalę zaczęła w drugiej połowie 1989 r., a już rok później była jedną z najprężniej rozwijających się firm w Polsce. Zajmowała się chyba wszystkim: od montażu koreańskich telewizorów Gold Star po handel złotem i bronią. Spółka szybko przerodziła się w koncern o obrotach przekraczających 300 mln dol. rocznie, zatrudniający ok. 15 tys. pracowników.
Jednak nie tylko standardowe przedsięwzięcia Art-B sprawiły, że Bagsik i Gąsiorowski znaleźli się na liście najbogatszych Polaków. Pod koniec 1990 r. uwagę nadzoru finansowego NBP zwróciło wykorzystywanie przez Art-B opóźnienia w księgowaniu operacji czekami rozrachunkowymi w bankach i pobieranie podwójnego oprocentowania na kontach w czasie drogi pocztowej, czyli słynny oscylator. Choć brzmi to skomplikowanie, system był prosty i – jak przekonywali jego twórcy – legalny. Wystarczyło założyć lokatę, pobrać potwierdzony przez bank czek, przekazać go do innego banku, zrealizować i założyć tam lokatę, pobrać kolejny czek, zrealizować i założyć lokatę i tak w kółko. Informacja o tym, że czek został zrealizowany, a pieniądze już pobrane z konta w danym banku i przekazane do kolejnego, szła pocztą – całe dnie, a nawet tygodnie, więc te same pieniądze były oprocentowane w kilku miejscach równocześnie, co przy dużych sumach i wielu kontach pozwalało na spore zyski kosztem NBP. W styczniu 1991 r. ówczesny prezes banku centralnego Władysław Baka nakazał telegraficznie potwierdzać czeki powyżej 30 mld zł. Zmniejszyło to skalę, ale nie uniemożliwiło wykorzystywania oscylatora. Sprawa nie została jednak nagłośniona – o machinacjach Art-B nie poinformowano nawet Ministerstwa Finansów. Mimo ogromnej skali działalności ani Art-B, ani jej właściciele nie byli szerzej znani. W świadomości społecznej pojawili się dopiero w kwietniu 1991 r. po głośnej transakcji kupna ciągników od bankrutujących zakładów Ursus, co pozwoliło fabryce rzęzić jeszcze jakiś czas i zapewniło wdzięczność ówczesnych decydentów.
Bagsik z Gąsiorowskim szybko stali się pieszczochami piewców polskiej przedsiębiorczości. W dworku spółki Art-B w Pęcicach, gdzie można było podziwiać obrazy Renoira, Picassa czy Malczewskiego, jakie zgromadzili gospodarze, bywali wszyscy. Jednocześnie jednak wyjście z cienia miało swoje minusy. Artystami biznesu zainteresowały się UOP i prokuratura, do ministerstw dochodziły też niepokojące głosy z terenu, jak np. raport wojewody bielskiego o machinacjach Art-B w jego regionie. Wkrótce po tym, jak Bagsik z rąk samego Kisiela odebrał nagrodę za „za upór i konsekwencję w realizowaniu przemian w Rzeczpospolitej”, w nocy na przełomie lipca i sierpnia 1991 r., prezes i wiceprezes Art-B wyjechali wraz z rodzinami do Niemiec, a stamtąd do Izraela, gdzie jeden miał obywatelstwo, a drugi wkrótce je uzyskał. Jak sami później zeznawali, o planowanym aresztowaniu ostrzegł ich Maciej Zalewski, poseł PC i sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, główna postać afery Telegrafu, spółki Porozumienia Centrum, na którą Art-B miało wpłacać ogromne sumy.
Reklama
Sprawa Zalewskiego, który został za to ostrzeżenie skazany, wyszła jednak na jaw dużo później. Bezpośrednio po ucieczce właścicieli Art-B posypały się z kolei aresztowania bankowców oskarżonych o współpracę z nimi. Jak twierdziła bowiem prokuratura, artyzm Art-B zasadzał się na wykorzystywaniu łapówek, znajomości, fałszywych czeków i gwarancji bankowych oraz zwykłych oszustw. Wśród aresztowanych znalazł się nawet sam prezes NBP Grzegorz Wójtowicz, którego sąd ostatecznie uniewinnił od zarzutu nieumyślnego spowodowania strat w bankach na sumę ok. 72 mld starych złotych. Na kary więzienia skazano jednak kilku innych pracowników państwowych banków. We wrześniu 1991 r. zmieniono też prawo bankowe, ostatecznie kładąc kres oscylatorowi i zaostrzając zasady udzielania gwarancji kredytowych przez banki.
Polskie władze wykazały się też zaskakującą energią, jeśli chodzi o próbę ukarania głównych sprawców afery i odzyskania zagarniętego przez nich majątku. Polscy prokuratorzy jeździli przesłuchiwać uciekinierów do Izraela, a likwidator spółki Art-B zdołał przed sądem w Tel Awiwie uzyskać blokadę majątku Bagsika i Gąsiorowskiego, co skłoniło ich do zwrotu Polsce 80 mln dol. Ostatecznie na ławie oskarżonych udało się w 1998 r. posadzić tylko byłego prezesa Art-B Bogusława Bagsika, gdy nieopatrznie wyjechał z Izraela do Szwajcarii, skąd wydano go Polsce. Za aferę Art-B sąd skazał go na 9 lat więzienia, z którego wyszedł po odsiedzeniu dwóch trzecich kary. Jego wspólnik Andrzej Gąsiorowski prawdopodobnie uniknie kary, choć zarzuty wobec niego – zdaniem prokuratury – jeszcze się nie przedawniły. Obaj panowie są więc na wolności, ale już się podobno nie przyjaźnią.