Wspierany finansowo przez was, przez Europejską Fundację Klimatyczną (European Climate Foundation, ECF), polski oddział Client Earth zablokował rozbudowę elektrowni Opole. Czuje się pan ekoterrorystą działającym wbrew interesowi społecznemu?
To zależy, jak definiujemy interes społeczny i kto to robi. Bo jeśli minister skarbu Mikołaj Budzanowski, który takich określeń już używał, to może tak... Ale odpowiem w ten sposób: resort środowiska opracował scenariusze przyszłych zmian klimatu dla naszego kraju i oszacował, że przystosowanie naszej gospodarki do zmian będzie w latach 2011–2020 kosztowało ok. 81 mld zł. Można oczywiście tego nie robić, ale wtedy rachunek za niepodjęcie działań wyniesie ok. 86 mld zł, a w latach 2021–2030 nawet 120 mld zł. To, w czyim interesie jest przeciwdziałanie pogłębianiu się zmian klimatu?
To pierwszy wywiad, jakiego udziela pan polskiej prasie. Zazwyczaj ECF pozostaje w cieniu. O co walczycie?
Nie prowadzimy walki, jesteśmy organizacją pozarządową i zajmujemy się zagadnieniami związanymi ze zmianami klimatu. Chcemy, żeby polski przemysł miał jak najmniejszy wpływ na środowisko, więc szukamy sposobu, jak to zrobić w sposób najbardziej efektywny i przyczyniający się do rozwoju kraju. Jestem jedynym pracownikiem fundacji na wszystkie kraje regionu, trudno więc powiedzieć, że stoję na czele dużej organizacji
Reklama
Gdy przeanalizuje się wydatki ECF, okazuje się, że opłacacie największe polskie ośrodki analityczne i ekspertów.
Nie opłacamy, a wspieramy. Naszą misją jest ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, a nie da się tego zrobić bez produkowania wiedzy. Tę możemy pozyskać tylko poprzez zlecanie badań, studiów czy prac analitycznych.
Pańskim zdaniem człowiek jest głównym sprawcą globalnego ocieplenia. Ale naukowcy są podzieleni w tej kwestii.
Na jednego naukowca kwestionującego wpływ człowieka na zmiany klimatu przypada kilkudziesięciu prowadzących badania potwierdzające tę tezę. Globalne zmiany klimatyczne wywoływane działalnością człowieka leżące u podstaw naszej działalności są faktem. Padający nas w kwietniu śnieg jest dobrym na to dowodem. To nie wzięło się znikąd.
Tak samo jak przysłowie zaczynające się od słów „kwiecień plecień...”.
Kilka tysięcy naukowców z 95-proc. pewnością twierdzi, że globalne ocieplenie wywołał człowiek, a tylko niewielka grupa badaczy podaje to w wątpliwość. Jestem z wykształcenia fizykiem i wierzę w statystykę.
ECF powstała w 2008 r., ale za sprawą potężnych założycieli uważa się was za bogatą i wpływową organizację.
Tylko na co my tak naprawdę wpływamy? Nasz sztandarowy projekt, Mapa Drogowa 2050, powstał dlatego, że gdy wszyscy w Europie mówili o zmianach klimatu, zaś sektor energetyki zaczął być poddawany dużym przekształceniom, brakowało wizji, jak ma to wyglądać. Zebraliśmy grono ekspertów i zadaliśmy im pytanie o techniczną ścieżkę dojścia do obniżenia emisji CO2 w Europie o 80 proc. do 2050 r. Interesowało nas też, ile to będzie kosztowało. Zadanie zostało wykonane na tyle dobrze, że Komisja Europejska wzięła efekty naszej pracy pod uwagę w kształtowaniu unijnej polityki klimatycznej, proponując przyjęcie kolejnych progów obniżania emisji CO2. Na tym polega nasza siła: gdy zabieramy głos w dyskusji, robimy to na podstawie rzetelnych analiz. Czy w ogóle mógłby pan wymienić jakąś organizację, którą można by nazwać ekoterrorystyczną? Chętnie zobaczyłbym, jak broni pan tych słów przed sądem.
Zdaniem rządu to Client Earth.
Rząd nie wskazał Client Earth, tylko mitycznych ekoterrorystów, bo zawsze winny musi być zły lud. Gdyby kogokolwiek wymieniono z imienia i nazwiska, mielibyśmy już proces o zniesławienie. A wracając do pytania, wskazując poważne uchybienia w dokumentacji Client Earth uchronił inwestora od wpompowania gigantycznych pieniędzy w projekt, który i tak byłby nierentowny, tak jak to ma miejsce w przypadku podobnych inwestycji w Niemczech. Węgiel przestał być opłacalnym paliwem. To ogólnoeuropejski trend i polityka klimatyczna nie ma z tym wiele wspólnego – przecież uprawnienia do emisji jednej tony CO2 kosztują dziś 6 euro. Przyszedł kryzys ekonomiczny i gwałtownie zmniejszyło się zapotrzebowanie na energię elektryczną.
Przyczyną niepewności na rynku energii, oprócz kryzysu, jest rosnący udział sowicie dotowanej energii z farm wiatrowych i paneli słonecznych.
Dzisiejsza dyskusja krąży wokół przebudowy systemu energetycznego rodem z XIX wieku. A energetyka przyszłości nie będzie się opierać na wielkich elektrowniach, ale na milionach rozproszonych źródeł energii produkowanej w wielu technologiach. My proponujemy, aby w miejsce wyłączanych starych węglowych elektrowni powstawały zakłady oparte na innych nośnikach energii, w tym także źródłach odnawialnych. Gdyby postępowała tak cała Europa, to w 2050 r. miałaby szansę nawet na 80-proc. udział czystej energii. Oczywiście, że gospodarka potrzebuje stabilnych źródeł energii, ale nikt nie mówi, że wiatraki mają zastąpić dzisiejsze elektrownie z dnia na dzień.
Wierzy pan w bezemisyjną energetykę w 2050 r., tak jak chce tego Komisja Europejska?
Bardzo tego chcę. I wierzę, że duża część Polaków chce tego także, bo spalanie w elektrowniach węgla to ogromne szkody środowiskowe i zdrowotne. Kraków, w którym mieszkam, choć nie ma przemysłu, jest miastem zatrutym powietrzem skażonym wielokrotnie powyżej norm. Mamy alarmy smogowe, w trakcie których dzieci nie powinny wychodzić z domu. Wszystko to ze względu na opalanie węglem i odpadami pieców służących do ogrzewania. Niskoemisyjna energetyka to nie fanaberie, lecz potrzeba. Jeśli będziemy kontynuować spalanie paliw kopalnych, nasze dzieci będą znały zupełnie inny świat.
To demagogia.
Nieprawda. Odsyłam pana do lektury raportu Ministerstwa Środowiska, a także międzynarodowych opracowań przygotowanych m.in. przez Bank Światowy. Tam są wyliczone straty m.in. w rolnictwie i transporcie, wywołane efektami pogodowymi, takimi jak powodzie. Bilans jest taki, że bardziej opłaca się zapobiegać zmianom klimatycznym niż dostosowywać gospodarkę do tempa i kierunku tych zmian.
Ale w polskich warunkach niskoemisyjna gospodarka to marzenie ściętej głowy. Technologie wychwytywania CO2 ze spalin i składowania go pod ziemią (CCS) czy miliony elektrycznych aut to rozwiązania astronomicznie drogie.
Nie liczymy na to, że z dnia na dzień połowę energii w Polsce będziemy wytwarzać z wiatraków, bo to niemożliwe. To ma być transformacja, ale świadoma i konsekwentna.
Niemcy, którzy postawili na rozwój energetyki wiatrowej i słonecznej, słono dziś za to płacą. A energetykę węglową i tak muszą rozwijać, bo gospodarka potrzebuje taniej energii.
Podejmując decyzje o budowie dużej liczby zielonych źródeł energii, trzeba przemyśleć konsekwencje. Nawet z naszych wyliczeń wynika, że decyzja o budowie energetyki niskoemisyjnej powinna być decyzją całej Europy. A tak się nie stało. Niemcy nie współpracowały z innymi krajami i był to błąd, bo może poza Norwegią i Szwecją, gdzie duży procent energii jest produkowany dzięki elektrowniom wodnym, żaden inny kraj europejski nie jest w stanie po rozsądnych kosztach wypracować dużego udziału czystych technologii w energetyce. Docelowo Europa powinna tworzyć jeden rynek, co pozwoli obniżyć koszty rozwoju zielonej energii.
Wspólny rynek, w którym energia z hiszpańskich wiatraków rozświetli żarówkę w Polsce, to mrzonki.
Stwórzmy plan budowy sieci połączeń i cierpliwie go realizujmy. A zamiast tego wciąż mówi się, że jedynym sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski jest budowa elektrowni węglowych, podczas gdy nie są one już opłacalne. Przykłady inwestorów wycofujących się z kolejnych projektów pokazują, że to nie wina polityki klimatycznej, tylko efekt gospodarczych przemian.
To hipokryzja. Bez finansowego wsparcia nie zostałby wybudowany nawet jeden wiatrak, a wartość dotacji na całym świecie dla sektora czystych technologii w energetyce liczona jest w dziesiątkach miliardów euro.
Ajajaj! Ale proszę sobie wyobrazić milion instalacji gazowych, w których wytwarza się energię elektryczną oraz ciepło. One byłyby już w Polsce opłacalne, gdyby nie bariery administracyjne, nakładające na Kowalskiego zainteresowanego sprzedażą nadwyżek energii wymóg założenia działalności gospodarczej i realizację innych obowiązków czyniących przyłączenie instalacji do sieci w praktyce niemożliwym. Zmierzam do tego, że może warto, żeby rząd przemyślał, czy zamiast nadal stawiać na budowę elektrowni węglowych, zmienić kurs na małe, domowe instalacje dla każdego. Z punktu widzenia systemu energetycznego efekt będzie podobny, a będzie taniej i ekologicznie. Równocześnie zmobilizujemy w ten sposób ludzi do wspólnej budowy i współfinansowania bezpieczeństwa energetycznego kraju.
Za budową elektrowni węglowych przemawiają dostępne paliwo i licząca 100 tys. górników branża.
Teraz to pan używa demagogicznych argumentów. Nie możemy bronić interesów jednego lobby kosztem zdrowia społeczeństwa. Powtarzam, że budowa wielkich elektrowni węglowych przestała być opłacalna. Dzieje się tak ze względu na to, że już dziś Polska importuje ok. 1/3 węgla wykorzystywanego przez sektor energetyczny, a spalanie tego surowca jest źródłem zanieczyszczeń powodujących wiele groźnych chorób. Rezygnując z rozbudowy Opola PGE, mówiło się o ryzykach biznesowych. Natomiast ryzyko budowy panelu słonecznego, nawet jeśli jest on drogi, jest niewspółmiernie mniejsze.
Dzięki rządowym dopłatom.
To nie są środki budżetowe, a pieniądze pochodzące z obrotu zielonymi certyfikatami nabywanymi przez producentów energii. Proszę zwrócić uwagę, że każdego dnia pan, ja i wszyscy, którzy czytają ten artykuł, dopłacają do tego, by górnicy mogli fedrować. Czy z tego powodu Polska jest krainą mlekiem i miodem płynącą? Śmiem twierdzić, że nie. A ukryte dotacje dla branży są ogromne i również liczone w miliardach złotych. A gdzie koszty zewnętrzne, np. służby zdrowia zajmującej się chorującymi na płuca? Jeśli mam wybór między dopłaceniem do paneli słonecznych i zdrowiem własnym i swoich dzieci a energetyką węglową, to wybieram to pierwsze.

Kto finansuje działalność Europejskiej Fundacji Klimatycznej

ECF założyło siedem wpływowych i bogatych fundacji oraz funduszy: Nationale Postcode Loterij, The Arcadia Fund, The Children’s Investment Fund Foundation oraz The ClimateWorks Foundation, The McCall MacBain Foundation, The Oak Foundation, The Stordalen Foundation i The William and Flora Hewlett Foundation. Budżet ECF nie jest jawny.

W Polsce pieniądze ECF wspierały działalność m.in. lokalnego oddziału Greenpeace oraz Koalicji Klimatycznej. Z jej finansowego wsparcia korzystały także najbardziej uznane polskie think tanki, m.in.: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, Fundacja demosEUROPA i Instytut na rzecz Ekorozwoju.

Przed wielką konferencją klimatyczną ONZ COP14, która w 2008 r. odbyła się w Poznaniu, na zlecenie ECF jedna z warszawskich agencji lobbingowych edukowała polskie media z zakresu ochrony klimatu. Rachunek opiewał na 100 tys. zł.

ikona lupy />
Tomasz Terlecki, szef Europejskiej Fundacji Klimatycznej (European Climate Foundation) na Europę Środkową i Wschodnią mat. pras. / Dziennik Gazeta Prawna