Dziś, gdy silne przywództwo tak bardzo jest wskazane, prawdziwych liderów i wizjonerów nie ma. Idziemy w Unii od kryzysu do kryzysu, ale dokąd zmierzamy – nikt, poczynając od Brukseli, nie wie.

Deficyt władzy i koncepcji to bodaj największa obecnie bolączka kontynentu. Brakuje też solidnej, rzeczowej debaty. Górują emocje, odzywa się populizm, a co gorsza, nawet eksperci i znani fachowcy dzielą się w podstawowych kwestiach, np. co do roli euro. Jedni, idąc w ślad za szefem Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Mario Draghi, desperacko bronią tej waluty, inni, chyba w większości, uznają ten projekt za całkowicie chybiony i nieudany, a na pewno przedwczesny.

W sensie politycznym przesłanie jest jednak jasne, bo wynika z dyspozycji Angeli Merkel: „Koniec euro, to koniec UE”. Co potwierdziła w grudniu 2012 r. Wielka Czwórka: M. Draghi, Herman van Rompuy, Manuel Barroso i Claude Junkers w raporcie „W kierunku faktycznej Unii Gospodarczej i Walutowej”. Jej zdaniem, kolejny krok to ściślejsza integracja i wspólne, ponadnarodowe Ministerstwo Finansów, w ślad za EBC.

Reklama

Ponadnarodowy twór

Tym samym Komisja Europejska i najważniejsi politycy w Unii potwierdzają, iż nadal zamierzają stosować się do poprzedniego scenariusza, dobrze opisanego w teorii neofunkcjonalistów (Ernst Haas, David Mitrany). Powiadali oni, że ostatecznym celem tego integracyjnego projektu ma być ponadnarodowy byt, jakaś nowa, nie do końca zdefiniowana, polityczna federacja.

>>> Cały artykuł czytaj na: Obserwatorfinansowy.pl