Do końca miesiąca będą znane nazwy funduszy venture capital, z którymi Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wspólnie sfinansuje komercjalizację wynalazków. Program BRIdge VC jest o tyle nietypowy, że centrum nie rozdaje w jego ramach grantów, ale działa jak inwestor: wyłoży połowę środków na finansowanie projektów, ale to fundusze, które dadzą drugą połowę, będą nimi zarządzać.
Potencjalni naukowcy biznesmeni zostaną więc poddani rynkowym rygorom i surowej ocenie możliwości ich pomysłu, który ma na siebie zarobić. Pieniądze mają się zwrócić nie tylko funduszom i ich inwestorom, lecz także państwu – z wyłożonych 220 mln zł w perspektywie kilku lat ma się zwrócić 90 proc. Jeśli w ciągu miesiąca centrum dogada się z wybranymi funduszami w sprawie szczegółów współpracy, pierwsze środki trafią do naukowców pod koniec roku.
Jedną z przyczyn, dla których centrum zdecydowało się na taką formę finansowania, jest oswojenie z nią polskich naukowców. W 2011 r. fundusze typu venture wsparły zaledwie 26 polskich projektów badawczo-rozwojowych na wczesnym etapie łączną kwotą 27 mln dol. Dla porównania w tym samym roku na Węgrzech 30 firm otrzymało 39 mln, a w Izraelu do 309 firm trafiło łącznie aż 1,26 mld dol. Po części wynika to z nastawienia polskich naukowców, którzy z rezerwą podchodzą do tej formy finansowania. Potwierdza to zastępca dyrektora Centrum Transferu Technologii Akademii Górniczo-Hutniczej Dominik Kowal: – Środowisko akademickie nie bardzo jest zainteresowane wprowadzaniem funduszu jako współudziałowca. Ten model jeszcze nie jest w pełni rozumiany – mówi. Zdaniem Kowala do najważniejszych zadań naukowców-biznesmenów należy promocja przedsiębiorczości wśród kolegów.
NCBiR liczy, że program ściągnie do Polski międzynarodowe fundusze typu venture, a wraz z nimi zagraniczny know-how i sieć kontaktów, co ma zaprocentować w przyszłości. Chęć współpracy zadeklarował m.in. izraelski Pitango, który zarządza aktywami o wartości 1,4 mld dol. To znak, że zagraniczny pieniądz widzi u nas potencjał.
Reklama
Nie ma co do tego wątpliwości Jaromir Działo z funduszu Satus: – Mamy w Polsce światowej klasy programistów. Tylko jeszcze nie potrafimy odpowiednio „opakować” naszych produktów – mówi. Kiedy już opanujemy tę sztukę, być może nad Wisłę zaczną ściągać tacy giganci jak Sequoia Capital. To za pieniądze jego założyciela Dona Valentine’a powstał taki świat komputerów, jakim znamy go dzisiaj. Sequoia wyłożyła pieniądze m.in. na Google’a, YouTube’a, Apple’a i Instagram.