Na przełomie roku odbiorcy energii elektrycznej w Niemczech otrzymali od swoich dostawców pisma o podwyżce cen średnio o 12,2 proc. Felieton Karoliny Jankowskiej.
Jako że większość odbiorców otrzymuje prąd od jednego z czterech dużych koncernów energetycznych (RWE, E.ON, Vatenfall albo EnBW), opinia publiczna na temat powodów tej podwyżki została ukształtowana przez ich wyjaśnienia. Koncerny te niemal jednym głosem oznajmiły, że wynika ona ze zwiększonych obciążeń nałożonych przez państwo, a więc surcharge na rzecz wsparcia odnawialnych źródeł energii (OZE), rekompensaty w formie surcharge dla parków wiatrowych na morzu oraz opłat sieciowych. Według „Focusa” podwyżka ta, najwyższa od lat, oznacza po przeliczeniu, że przeciętne gospodarstwo domowe zużywające 4000 kWh zapłaci około 125 euro więcej w porównaniu z rokiem ubiegłym. Nadmienić należy, że standardem są już czteroosobowe gospodarstwa domowe zużywające 2000–2300 kWh rocznie, wliczając ogrzewanie elektryczne. Zatem potencjał oszczędzania wciąż jest ogromny, ale dla wielu wzrost cen energii jest ostatecznym powodem, aby ją oszczędzać – jeśli nie przemawiają argumenty ekologiczno-geopolityczne. Energia nie może być zatem tania. Ma być jednak dostępna dla wszystkich, po przystępnych cenach.
W związku z podwyżkami w mediach, w tym polskich, rozpętała się dyskusja raz o bogatych Niemcach, którym takie podwyżki niestraszne, innym razem o biednych Niemcach, ubogich energetycznie, którzy muszą kraść drewno na opał z lasów. Oczywiście, do podwyżek doszło przez ich własną fanaberię. Czyli głównym winowajcą jest polityka wsparcia OZE wprowadzona ustawą Erneuerbare-Energien-Gesetz (EEG) w 2000 r.
Fakty są zaś takie, że w latach 2000–2013 cena energii brutto wzrastała w Niemczech regularnie. Wzrost ten wyniósł średnio 14 ct/kWh brutto, a wzrost wielkości EEG-surcharge – 5,3 ct/kWh netto, co nawet po dodaniu VAT (6,3 ct/kWh brutto) wynosi mniej niż połowa z całego wzrostu ceny. Czyli główny powód podwyżek to nie rozwój OZE, nie mechanizm taryfy stałej zawarty w EEG, nie EEG, nie Energiewende, czyli transformacja energetyczna.
I to nawet biorąc pod uwagę, że koszty i korzyści rozwoju OZE nie są wśród uczestników rynku rozdzielone po równo. Przedsiębiorstwa energochłonne, których być albo nie być zależy od ich konkurencyjności, zostały bowiem w dużym stopniu zwolnione z EEG-surcharge. Liczba tych przedsiębiorstw oraz rozmiar zwolnień wzrastają regularnie od czasu wprowadzenia tej regulacji w 2003 r., a obecnie zwalniane są nawet takie przedsiębiorstwa jak np. McDonald’s. W 2013 r. mniej więcej połowa zużycia energii przez energochłonne przedsiębiorstwa będzie zwolniona z EEG-surcharge, co wyniesie ok. 6,7 mld euro. Ale przecież przedsiębiorstwa te oszczędzają dodatkowo, gdyż w ostatnich latach ceny energii na giełdzie spadły. Przyczyną są minimalny koszt uprawnień do emisji CO2 oraz efekt merit-order wynikający z handlu energią z OZE. Ten spadek kompensuje koszty wynikające z EEG-surcharge. Zwolnienia z niej przyczyniają się więc do zwiększenia zysków energochłonnych przedsiębiorstw oraz silniejszego wzrostu EEG-surcharge dla pozostałych odbiorców. Jeżeli w 2013 r. wielkość EEG-surcharge wyniesie ok. 14 mld euro, do czego nie dołożą się przedsiębiorstwa energochłonne we wspomnianej kwocie 6,7 mld euro, to gospodarstwa domowe oraz małe i średnie przedsiębiorstwa zapłacą o prawie 50 proc. wyższą EEG-surcharge.
Reklama
EEG-surcharge wzrasta również na skutek efektu merit-order. Jest ona bowiem obliczana jako różnica między ceną giełdową energii z OZE a taryfami stałymi. W związku z tym jeśli cena giełdowa spada na skutek większej ilości energii z OZE, wzrasta EEG-surcharge. Gdyby chociaż przedsiębiorstwa sprzedające energię wliczały te spadki do rachunków – ale tak nie jest. Wyjątkiem są takie firmy, jak np. Naturstrom, sprzedający energię pochodzącą w 100 proc. z OZE. Poinformował on swoich klientów o oszczędnościach w tym samym piśmie, które dotyczyło podwyżki. Nie należy się zatem dziwić, że taryfa tego dostawcy wynosi od 1 stycznia br. 25,75 ct/kWh brutto, a dla klientów RWE: 28,98 ct/kWh. I choć na temat wielkości marży RWE można snuć tylko przypuszczenia, jasne staje się, że mamy tu do czynienia ze strategią powiększania zysków – lub przynajmniej zachowania ich na stałym poziomie. W istocie, RWE zanotował w 2012 r. spore zyski, nie mniejsze niż w latach poprzednich, tj. ok. 6,4 mld euro. Odpowiada to ok. 50 proc. całkowitej wielkości taryf stałych, jakie będą wedle prognoz wypłacone producentom z OZE w 2013 r. (ok. 12,6 mld euro).
Na wzrost cen ma też wpływ wielkość rekompensaty dla producentów energii z parków wiatrowych na morzu w przypadku opóźnienia przyłączenia do sieci. Do tej pory koszty te ponosili operatorzy sieci, teraz mają to robić konsumenci. Oczywiste jest jednak, że w parki wiatrowe na morzu inwestują wyłącznie duże koncerny energetyczne. Jest to zatem regulacja zwiększająca ich bezpieczeństwo finansowe, za które płacą gospodarstwa domowe oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. Dodatkowo cena energii wzrosła, bo wzrosły opłaty za przesył – o ok. 0,75 ct/kWh od 1 stycznia br. Jednak także z większej części tych opłat zwolnione są przedsiębiorstwa energochłonne. Ostatnim punktem na długiej liście składowych ceny energii, które przyczyniają się do jej podwyżek, jest VAT, który rośnie proporcjonalnie do wzrostu cen składowych.
Cena energii elektrycznej w Niemczech wzrasta, w największym stopniu wpływ na to mają jednak czynniki niezwiązane z Energiewende. Mało tego – już niedługo wprowadzana strategia energetyczna będzie przyczyniać się do spadku cen energii. Nowe instalacje OZE są coraz tańsze i już konkurencyjne wobec źródeł konwencjonalnych. Przykładowo parki wiatrowe na lądzie produkują energię za mniej niż 9 ct/kWh, czyli za tyle samo, co nowe elektrownie węglowe czy gazowe. Jednak jeśli rząd Angeli Merkel widzi sens w opóźnianiu realizacji Energiewende oraz wykorzystuje ten proces, aby wesprzeć energochłonne przedsiębiorstwa, to należy wymagać, aby zwiększył również wielkość Harz IV (zasiłek dla długotrwale bezrobotnych) i pomógł jego biorcom efektywniej oszczędzać energię. Najubożsi muszą przecież mieć z czego finansować zyski czempionów energetycznych oraz przywileje przedsiębiorstw. A rząd stać na to, bo dzięki swojej polityce ma większe wpływy z podatków.