Przeczytałem najnowszą „Diagnozę społeczną” z ogromnym zainteresowaniem, bo bardzo wiele mówi ona o kondycji Polaków. Spójrzmy na niektóre jej wyniki.

Przede wszystkim nie widać kryzysu w rodzinach. A przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Odsetek Polaków zadowolonych z życia osiągnął aż 79 proc. – to najwyższa wartość w historii tego badania (jest ono przeprowadzane od 200o roku, z reguły co 2 lata). W porównaniu z 2011 rokiem to wzrost zaledwie o 1 pkt proc., ale jednak, bo w tym samym czasie w wielu krajach Unii Europejskiej żyje się coraz gorzej. Również największy odsetek gospodarstw domowych w historii badania – 76 proc. – twierdzi, że ma wystarczające dochody, a 80 proc., że miało udany rok. Ludzie coraz częściej biorą także los we własne ręce: ponad 80 proc. zadowolonych uważa, że udany rok zawdzięczają przede wszystkim sobie, a tylko 2 proc. widzi w tym jakąś rolę rządu (w 2009 roku takich osób było jeszcze 12 proc.). Stabilizuje się lub spada odsetek osób, które nie mogą sobie pozwolić na zakup wystarczających ilości różnych artykułów żywnościowych.

Poprawia się jednocześnie wyposażenie gospodarstw domowych w dobra trwałego użytku. Zatem mogłoby się wydawać, że wszystko jest w porządku. Ale jeśli wejrzymy nieco głębiej we wnioski płynące z raportu, zaczynają się pojawiać rysy na tym obrazie zdrowego, zadowolonego z siebie społeczeństwa. Znacznie wzrósł odsetek osób zadłużonych powyżej swoich rocznych dochodów (i to, co ciekawe, przy ogólnym spadku zadłużenia). Wiele z tych kredytów to z pewnością pożyczki mieszkaniowe, które przy słabym rynku pracy oraz wahaniach kursu walutowego mogą okazać się bardzo poważnym obciążeniem. Od czterech lat powoli rośnie odsetek gospodarstw domowych, które znajdują się poniżej minimum egzystencji – z 3,7 proc. w 2009 roku do 5,2 proc. obecnie. Problem ubóstwa dotyka przede wszystkim małżeństw z trojgiem i więcej dzieci. Polskie państwo, jak widać, opuściło rodziny wielodzietne. Znacząco wzrosły wydatki gospodarstw domowych na leki – średnio z 375 zł w 2011 roku do 471 zł. Widać więc wyraźnie, jaką politykę zaciskania pasa przyjęto w Polsce: oszczędza się na ochronie zdrowia i to w sytuacji, gdy publiczne nakłady na ten sektor są i tak bardzo niskie, i gdy powinna się ona przygotowywać na obsługę coraz liczniejszego pokolenia seniorów, którzy przecież chorują o wiele częściej niż młodzi. W raporcie oszacowano także, że w porównaniu z 2011 rokiem bieżące wydatki prywatne na ochronę zdrowia wzrosną z 29,9 mld zł do 35,7 mld, czyli o prawie 20 proc. Wszystkie miary kapitału społecznego oszacowane w diagnozie spadły w 2013 roku, czyli pozytywne trendy ostatnich lat zostały niestety odwrócone. Na razie gospodarstwa domowe rezygnują z zakupu niektórych towarów z powodu braku środków jeszcze dosyć rzadko, ale z braku pieniędzy zaczęto już ograniczać wyjścia do teatru i kina. Widać, że gdy brakuje środków finansowych, to w pierwszej kolejności ogranicza się wydatki na kulturę.

Bardzo niepokojąca jest informacja, że więcej osób niż w minionych czterech latach deklaruje chęć emigracji oraz że są to osoby coraz lepiej wykształcone. O ile w 2009 roku było ich „zaledwie” 14 proc., o tyle teraz jest to już 22 proc. – są to z pewnością bezrobotni, którzy ukończyli nasze wyższe uczelnie. Przy okazji rośnie liczba osób, które oceniają, że reformy po 1989 roku były nieudane: to już 44 proc. wobec 37 proc. w 2011 roku. Z rosnącymi prywatnymi kosztami opieki medycznej silnie kontrastuje system wartości Polaków, w którym zdrowie oceniane jest niezmiennie jako najważniejsze. To bardzo ciekawe, że w społeczeństwie, które tak dużą wagę przywiązuje do swojego stanu zdrowia, tak łatwo przeprowadzono oszczędności w wydatkach publicznych właśnie na jego ochronę. Ale jeszcze bardziej powinno nas zaniepokoić to, że na znaczeniu szybko tracą rodzina oraz dzieci.

Taki trend może tylko dodatkowo wzmocnić zbliżającą się katastrofę demograficzną. Trudno zaś wyjaśnić następującą zagadkę. Z jednej strony aż 80 proc. Polaków jest zadowolonych z życia oraz swoich dochodów, a z drugiej strony prawie połowa osób, która zrezygnowała z pierwszego lub kolejnego dziecka, wskazała, że trudne warunki materialne, brak pracy lub niepewność zatrudnienia uniemożliwiają podjęcie decyzji o zdecydowaniu się na potomka. Widocznie w obecnym stanie koniunktury gospodarczej większość Polaków może żyć na zadowalającym poziomie, ale unika podjęcia decyzji o powiększeniu rodziny, bo to skazałaby ich na ubóstwo. Najnowsza „Diagnoza społeczna” potwierdza, że bez mądrej interwencji państwa zapaść demograficzna w Polsce będzie się pogłębiać.

Reklama