Resort chce zmienić rozporządzenia w tej sprawie po 13 latach i wprowadzić nowe reguły od nowego roku. Za wiele wyrobów niepełnosprawni otrzymają wyższe zwroty niż dotychczas. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Chorzy zapłacą z kolei więcej za pieluchy. A w budżecie NFZ na refundację wyrobów medycznych to największy wydatek, więc oszczędności funduszu będą duże, nawet kilkadziesiąt milionów. To zdaniem senatora Mieczysława Augustyna, przewodniczącego komisji rodziny i polityki społecznej, uderzy w osoby starsze i najbiedniejsze. Lecz nie tylko pieluchy są wycenione nieadekwatnie do cen rynkowych. Poduszka przeciwodleżynowa zdaniem resortu kosztuje 100 zł, tyle chce za nią zwracać, tymczasem jej cena na wolnym rynku to ok. 750 zł. Za wózek inwalidzki z demontażem kół ministerstwo chce dać 3 tys. zł (dwa razy więcej niż w poprzednich latach), cena rynkowa – 4,5 tys. zł. Limit na fotelik stabilizujący dla dzieci to 700 zł, realny koszt to ok. 2,5 tys. zł.

Część zyska, część straci

Część pacjentów skorzysta, ale dla innych oznacza to wzrost kosztów. Z projektu nowego rozporządzenia resortu zdrowia dotyczącego wyrobów medycznych, do którego dotarł DGP, wynika, że resort chce zwiększyć refundację kosztów np. na aparaty słuchowe czy protezy lub niektóre typy wózków inwalidzkich. Natomiast drastycznie obniżyć finansowanie pieluch i pieluchomajtek. To obecnie największy wydatek w budżecie przeznaczonym na refundację zakupów wyrobów medycznych. Zdaniem ekspertów to złudna oszczędność, która przysporzy wydatków NFZ, bo źle zaopatrzeni chorzy będą trafiać do szpitala.
Reklama

Pozorna oszczędność

Zmiana refundacji pieluch wydaje się niewielka , o ponad pół złotego z 1,23 zł do 80 gr. Jednak ta obniżka może oznaczać, że pacjent miesięcznie będzie dokładał do ich zakupu nawet 200 zł, zaś dla budżetu może to stanowić oszczędności nawet rzędu 50 mln zł. W 2012 r. wydatki NFZ na pieluchy wynosiły 169 mln zł z 661 mln zł na cały budżet. – Rozumiem, że ministerstwo szuka pieniędzy, by móc dodać pieniędzy innym grupom chorych, ale to bardzo nierozsądny ruch – mówi senator PO Mieczysław Augustyn, przewodniczący komisji rodziny i polityki społecznej, który w tym tygodniu chce w tej sprawie interweniować w Ministerstwie Zdrowia. Jego zdaniem pieluchomajtki i pampersy dla dorosłych to jeden z podstawowych artykułów, który zapewnia pacjentom, którzy ich potrzebują, w miarę aktywne życie. – Teraz wiele osób z powodu oszczędności ograniczy ich zużycie i będzie kupowało te najgorszej jakości, to zaś spowoduje powikłania, z powodu których będą trafiać do szpitala. A leczenie szpitalne będzie NFZ w ostatecznym rozrachunku o wiele więcej kosztować niż zagwarantowanie dobrych pieluch – mówi Augustyn. Elżbieta Szwałkiewicz, konsultant krajowy w dziedzinie pielęgniarstwa przewlekle chorych i niepełnosprawnych, uważa, że propozycja nowej ceny to literówka. – Nie wierzę, by ministerstwo wprowadziło takie obniżki. To by oznaczało, że jednym pociągnięciem chcą wygenerować ogromne koszty dla NFZ, nie mówiąc o tych pacjentach – mówi Szwałkiewicz. Dodaje, że wielu pacjentów to osoby w podeszłym wieku z wielochorobowością. Już teraz dokładają 120 zł do pieluch (rynkowy koszt najtańszych to ponad 1,50 zł za sztukę) i często stoją przed wyborem, czy kupić pieluchy, czy leki. – Rozumiem, że poziom zużycia mydła jest jeden z najniższych w Europie, a teraz ministerstwo chce jeszcze bardziej obniżyć poziom higieny w Polsce – mówi Szwałkiewicz.

Mogą być kolejki

Na niektórych wyrobach NFZ ma oszczędzić, ale z projektu wynika, że choć przy wielu innych zostanie podniesiona refundacja, to nie będzie to zdaniem autorów projektu generować żadnych kosztów dla funduszu. Ma się tak stać dlatego, że choć rozporządzenie ma wejść w życie od 1 stycznia 2014 r., to już w styczniu 2013 zwiększono budżet NFZ na refundację wyrobów medycznych o 200 mln zł. Resort zdrowia liczył bowiem, że dokument zacznie obowiązywać wcześniej. Taki wcześniejszy dodatkowy zastrzyk pieniędzy, gdy obowiązują stare zasady, spowodował, że skrócił się czas oczekiwania na zakup refundowanych towarów. I tak np. w kwietniu na Dolnym Śląsku w kolejce na aparat słuchowy czekało się pięć miesięcy, a w Małopolsce trzy. A to i tak krótko, bo rok wcześniej niektórzy chorzy czekali nawet ponad 12 miesięcy. Jednak teraz ten efekt może minąć.
– Kolejki się zmniejszyły, bo fundusz otrzymał więcej pieniędzy w tym roku, więc mógł przyjąć więcej osób. Teraz mogą znowu się powiększyć, bo gdy wejdzie w życie nowe rozporządzenie, wzrośnie wysokość refundacji, ale już nie budżet. Z prostej arytmetyki wynika, że w efekcie skorzystać będzie mogło mniej pacjentów – mówi Leszek Wierzowiecki z Polskiego Towarzystwa Protetyków Słuchu. Dlatego choć wzrost refundacji aparatów słuchowych dla najmłodszych ma sięgnąć od 500 zł do 2 tys. zł, Wierzowiecki zachowuje dystans. – To oczywiście pozytywna wiadomość, ale dylemat jest taki: czy lepiej dostać większy zwrot za zakup sprzętu, czy też lepiej krócej na niego czekać – dodaje. Kolejnym problemem jest to, że o refundację na aparat pacjenci mogą się ubiegać raz na 10 lat, a zdaniem ekspertów powinni móc wymienić go przynajmniej raz na 5 lat.