O polskiej biurokracji przeczytać można wiele. Głównie złego. Zazwyczaj analizy nie wychodzą poza rytualne narzekania.
Że irytująca, niewydolna, marnotrawcza. Roman Batko z Uniwersytetu Jagiellońskiego też krytykuje i piętnuje (momentami bardzo ostro), ale z jego porywającej i świetnie napisanej książki przynajmniej coś wynika. Bo Batko zamiast załamywać ręce, mówi, co nie działa, dlaczego i co z tym fantem można zrobić.
Wyjaśnijmy na początek, kim są tytułowe postacie, czyli m.in. Golem, awatar i Midas. To wszystko nic innego, jak maski administracji publicznej. Każda z nich pozwala nam zrozumieć jakąś część fenomenu współczesnej biurokracji. Jest więc ona z jednej strony niczym Golem, legendarny stwór powołany do życia przez praskiego rabina Maharala, aby bronił tamtejszych Żydów przed prześladowaniami. Golem szybko wymknął się spod kontroli i zaczął prześladować tych, których miał chronić. Podobnie biurokracja. Wynalazek rozsądny i nowoczesny, który zaczął się wynaturzać. Już w XIX w. Balzac pisał o niej „władza gigantyczna, kierowana rękami karłów”. A potem przez cały XX w. problem biurokracji nie został nigdy skutecznie rozwiązany. Z jednej strony wszyscy są świadomi jej wad, z drugiej – nikt nie zaproponował alternatywy, która mogłaby ją zastąpić.
Nie oznacza to oczywiście, że takich eksperymentów nie było. A i owszem. Ruch New Public Management (NPM), popularny na Zachodzie w latach 80., do nas dotarł na początku lat 2000. Podstawowym założeniem NMP było hasło „zrobić więcej za mniej”. To znaczy wprowadzić do „zmurszałej” biurokracji mechanizmy znane z zarządzania sektorem prywatnym. Efekt nie był jednak zachwycający. Szybko połapano się, że koncentracja na niezliczonych wskaźnikach, ocenach albo certyfikatach ISO nie poprawia działania urzędów. Przeciwnie, biurokraci mają teraz zdecydowanie mniej czasu na załatwianie spraw, do których zostali powołani, bo muszą uczestniczyć w audytach czy wypełniać metryczki, dublując często już istniejące (choć pod inną nazwą) procesy. To wcielenie Golema to właśnie tytułowy Midas. On wszystko, czego dotknie, zamienia w złoto, ale szybko odkrywa, że ta umiejętność nie czyni go szczęśliwszym.
Reklama
Jest jeszcze awatar. To z kolei Golem w wersji internetowej. W kontekście polskiej administracji to ostatni krzyk mody. Rząd Donalda Tuska, a konkretniej „Pierwszy Cyfrowy III RP” Michał Boni, bardzo chętnie szermuje hasłami „e-administracji” i „e-rządu” czy „Polski 2.0”. Batko jednak wylewa na te ambitne plany awataryzacji Golema kubeł zimnej wody (i notabene powołuje się przy tym na wiele tekstów w DGP). Na przykład przypominając o sztandarowym projekcie biometrycznego dowodu osobistego, nad którym prace ruszyły już w roku 2007, ale ich końca nie widać. Nie mówiąc już o trzeszczeniu formalnie działających projektów, takich jak choćby systemy ePUAP (Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej) albo CEIDG (Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej).
Czy jest więc dla Golema (Midasa lub awatara) jakiś ratunek? Czytając książkę Batki, wydaje się, że tak. Autor nie pozostawia wątpliwości, że opisując wady polskiej (i nie tylko polskiej) biurokracji, nie chce jej zniszczyć. Raczej ulepszać. Na przykład poprzez dopominanie się o powrót do wartości etycznych w administracji i przypominanie o etosie służby publicznej (to zresztą bardzo popularny trend również w zachodnich rozważaniach o przyszłości Golema). I walkę z patologiami. Choćby dzięki potraktowaniu na serio urzędniczej odpowiedzialności za krzywdzące decyzje. Może dzięki temu nasz Golem stanie się trochę mniej ohydnym stworem.