Wypowiedź niemieckiego ministra finansów Wolfganga Schäublego, jakoby Grecja potrzebowała kolejnego pakietu pomocowego, wprowadziła niemały zamęt do polityki nad Renem. I to zaledwie pięć tygodni przed wyborami. Tymczasem Schäuble to kluczowa postać rządzącej chadecji, a jej liderka, kanclerz Angela Merkel, do tej pory deklarowała, że dywagowanie o trzecim bailoucie jest zdecydowanie przedwczesne.

>>> Czytaj też: Schaeuble: Grecja znów będzie potrzebowała pomocy finansowej

– Następny program dla Grecji będzie musiał powstać – powiedział minister podczas wtorkowego wiecu w 30-tysięcznym miasteczku Ahrensburg na północy Niemiec. Innymi słowy 240 mld euro wpompowane dotychczas w Helladę to kwota zbyt niska, choć wyższa już niż roczny PKB Grecji. Słowa zaskakujące ze względu na termin (nieco ponad miesiąc przed wyborami) i miejsce (wiec wyborczy), ale nie na autora. Różnice zdań między Schäublem a Merkel od dawna były publiczną tajemnicą. Minister już dawniej, w 2012 r., nie wykluczał trzeciego bailoutu. Teraz z jego wypowiedzi zniknął tryb warunkowy.

Opozycja może wykorzystać rozbieżności wewnątrz koalicji, by odrobić stracony dystans. To ostatnia szansa lewicy na sukces. Kampania wyborcza w Niemczech do tej pory była dość niemrawa. Rzut oka na sondaże prowadzi do wniosku, że od miesięcy nie zmienia się ani poparcie dla Unii Chrześcijańsko- Demokratycznej (CDU), ani opozycyjnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Chadecja może liczyć na 40 proc. głosów, SPD – na 25 proc. Wydawałoby się, że sukces partii kanclerz Merkel jest przesądzony. Tyle że dotychczasowy koalicjant chadeków, liberałowie z FDP, balansuje na granicy progu wyborczego. Kanclerz ma się więc czego obawiać. Jej poprzednik Gerhard Schröder wciąż ma nadzieję na powtórkę sytuacji z 2005 r., gdy 15-punktowa przewaga chadeków w ciągu ostatniego miesiąca została zniwelowana do zaledwie 1 pkt proc. Socjaldemokraci zaś już wykorzystują słowa Schäublego, by wykazać niewiarygodność obecnej koalicji, umiejętnie podrzucając Niemcom wątpliwości, czy powinni dotować mniej wydajne regiony UE poprzez kolejne pakiety pomocowe.

Reklama

>>> Czytaj też: Rybiński: Grecja turystów i Grecja mieszkańców. Kryzys wraca jesienią

Choć bezrobocie w Niemczech wciąż pozostaje na wyjątkowo niskim poziomie 5,4 proc., nastroje społeczne nie są najlepsze. Także ze względu na realny spadek zarobków od początku kryzysu w 2008 r. większość Niemców uważa dalsze wspomaganie europejskiego Południa za niesprawiedliwe. Podczas gdy Berlin musiał wyłożyć na rozmaite pakiety pomocowe 86 mld euro, 7 mln Niemców zarabia mniej niż 8,5 euro za godzinę, a właśnie taką kwotę zbliżeni do lewicy publicyści postulują jako możliwą do wprowadzenia płacę minimalną (obecnie w Niemczech nie ma jednolitej płacy minimalnej).

SPD sprzeciwia się też skali wymuszanych na Grecji (i reszcie UE) oszczędności. Jej zwycięstwo mogłoby zaś otworzyć drogę do wprowadzenia popieranych przez Francję euroobligacji, czyli przejęcia przez Unię części zadłużeniowego brzemienia z państw członkowskich, czemu z kolei sprzeciwiała się do tej pory kanclerz Angela Merkel.

Więcej o finansowych kłopotach Grecji czytaj w raporcie Forsal.pl