Rynki wschodzące cierpią wskutek obaw związanych z perspektywą zaostrzenia polityki pieniężnej przez Fed oraz spowolnienia gospodarczego. Najbardziej niepokojąca jest sytuacja w Azji.

Kłopoty są widoczne nie tylko na tamtejszych giełdach, ale i na rynkach walutowych.

Polityka pieniężna głównych banków centralnych świata, a w szczególności amerykańskiej rezerwy federalnej, wywiera potężny wpływ na rynki finansowe w krajach wschodzących. Szczególnie mocno widać to w Azji. Perspektywa wycofywania się Fed z programu skupu obligacji mocno trzęsie już nie tylko indeksami giełdowymi, ale i walutami. Poważne osłabienie w obu segmentach rynku finansowego świadczy o pospiesznym wycofywaniu się kapitału z emerging markets, na które napływał on masowo i chętnie w czasach wielkiego drukowania pieniędzy, tuż po wybuchu globalnego kryzysu finansowego.

O ile jednak luzowanie polityki pieniężnej miało pozytywny wpływ na przezwyciężenie negatywnych zjawisk w największych gospodarkach świata, to w krajach rozwijających się wywoływało perturbacje i poczyniło więcej szkody, niż pożytku. Najpierw zalew kapitału, poszukującego wysokich zysków i nie zważającego na ryzyko, doprowadził do wywindowania notowań akcji i umocnienia się lokalnych walut, teraz ruch w przeciwnym kierunku powoduje silne spadki na giełdach i słabnięcie walut. W niektórych przypadkach tendencje te przebiegają w tak dużej skali i tak dynamicznie, że rodzi to obawy przed wybuchem kryzysu finansowego w Azji oraz powrotu recesji w krajach emerging markets. Niepokój, związany z tym niebezpiecznym scenariuszem, wyraziła ostatnio Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przestrzegając największe banki centralne przed przedwczesnym i pospiesznym wycofywaniem się z luźnej polityki pieniężnej. Tym razem bowiem zjawiska obserwowane na rynkach finansowych, szczególnie w Azji, mogą być zwiastunem kolejnej odsłony kryzysu oraz problemów z wychodzeniem z recesji.

Czytaj też: Rynki wschodzące wciąż mają potencjał rozwoju

Reklama

Do niedawna najbardziej niepokojące sygnały docierały z Brazylii, gdzie napływ kapitału doprowadził do gwałtownej hossy i umocnienia reala, a obecnie mamy do czynienia z odwróceniem tych tendencji. Na tamtejszej giełdzie indeks zniżkuje już nieprzerwanie od jesieni 2010 r., a w pierwszym półroczu 2013 r. brazylijska waluta straciła wobec dolara ponad 5 proc. Wśród walut rekordowo duże osłabienie zanotował południowoafrykański rand, który stracił aż ponad 13 proc. Jednak ani w Ameryce Południowej, ani w Afryce, niekorzystne tendencje nie mają aż takiej skali i zasięgu, jak w Azji.

Na niemal wszystkich giełdach tego kontynentu w ciągu kilku ostatnich miesięcy obserwuje się silne spadki indeksów i to w czasie, gdy na głównych parkietach świata trwa hossa, a Wall Street bije rekordy wszech czasów. Analitycy ostrzegają, że tak duże dysproporcje w kierunkach i dynamice zmian między rynkami dojrzałymi a rozwijającymi się, mogą wskazywać na wystąpienie w niedalekiej przyszłości rynkowych perturbacji. Ostatnia fala spadków na giełdach najmocniej dotknęła wskaźniki w Indonezji, Tajlandii, Indiach i Filipinach. Tam zniżki przekraczają 10 proc. O tyle samo w dół poszedł też Nikkei, który koryguje niedawny silny wyskok, będący reakcją na niedawne radykalne działania japońskiego banku centralnego. Choć spadki indeksów w Chinach nie są już tak dynamiczne, to trzeba pamiętać, że bessa trwa tam od końca 2010 r. i w jej wyniku Shanghai Composite stracił jedną trzecią wartości.

Do spadających indeksów giełdowych dołączają także azjatyckie waluty, sygnalizując, że kłopoty dotyczą nie tylko rynków finansowych, ale i realnej gospodarki, i że mogą się one nasilić. Indyjska rupia nie tylko dynamicznie traci na wartości, w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy 17 proc., ale jest najsłabsza w historii. Od początku roku o kilkanaście procent osłabła waluta w Korei i Singapurze, kilkuprocentowe spadki notowane są w przypadku pozostałych krajów azjatyckich. W tym przypadku słaba waluta nie musi być czynnikiem wspomagającym gospodarkę. Co gorsza, negatywne tendencje w największych azjatyckich gospodarkach są nie tylko coraz bardziej powszechne, ale też będą mieć prawdopodobnie bardziej trwały charakter. Przykładem tego są Chiny, które odważyły się na ryzykowną zmianę modelu gospodarczego wzrostu oraz Japonia, gdzie bezprecedensowe działania banku centralnego nie wydają się aż tak skuteczne, jak się spodziewano. W takich warunkach zagr ożenie kryzysem jest szczególnie wysokie, a ucieczka globalnego kapitału z tamtejszych rynków może być nie tylko pierwszym tego sygnałem, ale też katalizatorem wybuchu.

>>> Czytaj też: Indyjska rupia leci na łeb na szyję