Dlatego w programie polityki oświatowej powinny się znaleźć nie tylko bony szkolne, pozwalające mniej zamożnym uczniom na naukę w prywatnych szkołach, ale także plan poprawy poziomu nauki w instytucjach publicznych.

Systemy bonów oświatowych mają umożliwić uczęszczanie do szkół prywatnych uczniom, którzy z powodów finansowych nie mogliby się w nich kształcić. W wielu krajach toczą się jednak burzliwe debaty na temat finansowania tych programów. Dla przykładu w maju i czerwcu 2013 r. ostre spory wywołała kwestia uwzględnienia bonów w budżetach stanowych New Jersey, Wisconsin i Pensylwanii, a we włoskiej Bolonii kontrowersje budziły wyniki referendum dotyczącego opłacania z budżetu publicznego prywatnych „zerówek”.

>>> Polecamy: Kompetencje XXI wieku: 7 rzeczy, których nie nauczy cię szkoła. A powinna

Do koncepcji wydawania bonów edukacyjnych zwykle przekonują prawicowi politycy, którzy nie wierzą w to, że rząd potrafi dobrze zarządzać szkolnictwem (lub czymkolwiek). Optują za takim rozwiązaniem także ekonomiści przekonani o pozytywnych skutkach presji konkurencji i żywiący obawy, że nauczyciele szkół publicznych, tworzący zwartą grupę przez przynależność do związków zawodowych, mogą nie zważać dostatecznie na obecne i przyszłe potrzeby uczniów.

Reklama

>>> Czytaj cały artykuł