Miliarderzy od lat nie szczędzą pieniędzy na zakup drużyn piłkarskich, ogromne transfery zawodników oraz działalność marketingową klubów. Pozostaje wątpliwość czy to zamiłowanie do futbolu, kaprys bogaczy czy raczej świetny interes?

Takie pytanie z pewnością można zadać Romanowi Abramowiczowi. Rosyjski oligarcha, z majątkiem szacowanym na 25 mld funtów, jest właścicielem Chelsea Londyn. Po zakupie klubu za 140 mln funtów (2003 rok) przez kolejne lata dofinansowywał go kolejnymi miliardami. Dzięki stałemu dostępowi do gotówki, klub stał się wiodącą potęga piłkarską na arenie międzynarodowej. Okres zwycięstw „niebieskich" przypadł na lata 2005-2010, w którym zdobyli trzykrotne mistrzostwo Anglii, jednak na największy sukces - wygranie Ligi Mistrzów UEFA, musieli poczekać do 2012r. Historia Londyńczyków nie zawsze wiązała się z triumfami, zwycięstwa przed erą Abramowicza były sporadyczne. Od Mistrzostwa Anglii w 1970 roku, piłkarze musieli obejść się smakiem glorii aż do roku 1997. Jak widać wkład Rosjanina miał istotny wpływ na trofea jak i rozwój drużyny. Na jego wsparcie mogły liczyć także kluby z rodzimej Rosji i Ukrainy - CSK Moskwa, Szachtar Donieck, a do 2012 roku hokejowy Avanguard Omsk. Kupienie "The blues" z pewnością nie było dla niego intratne. Zadłużony na 80 mln klub potrzebował finansowego zastrzyku aby wyjść z kryzysu. Tarapaty jednak nie zraziły bogacza, który poszerzył skład drużyny o światową czołówkę graczy. Upór, z jakim, mimo porażek, walczył o miejsca, jest z pewnością godny podziwu i uznania.

Trudno pozbyć się wrażenia, że w przypadku Manchesteru City, pasmo sukcesów również zaczęło się od pieniędzy, a dokładniej od wykupienia udziałów przez szejka Mansoura bin Zayeda Al Nahyana. Transakcja odbyła się pierwszego września 2008 roku i sięgnęła wysokości 200 milionów funtów. Ingerencja bogacza przyniosła zwycięstwa w Premier League i umocniła pozycję City w światowych rankingach. Obecnie utrzymuje wysoką, trzecią lokatę w angielskiej lidze, ale to z pewnością nie jest ich ostatnie słowo. Pięciokrotnemu mistrzowi Anglii wciąż brakuje szczęścia w kluczowych momentach rozgrywek, co spotyka się z niezadowoleniem fanów. Miejmy nadzieję, że finansowy wkład w końcu będzie współmierny z rezultatami. Szejk bowiem wydał ponad miliard funtów by zapewnić swoim podopiecznym wszystko, co potrzebne do osiągnięcia sukcesu oraz dokonał niezbędnych zakupów. Szeregi „The Citizens" zasilili chociażby Robinho, kupiony za 32 miliony funtów czy Balotelli - gwiazda ostatnich mistrzostw Europy. Mansour znacznie zrewolucjonizował skład City, co pozwoliło sięgnąć po najwyższe laury. Jego majątek jest tak ogromny, że mógłby pozwolić sobie na wykupienie całej polskiej ligi! W pieniężnym wyścigu wygrał nawet z wymienionym Romanem Abramowiczem.

Reklama

Do potentatów na piłkarskim rynku należy również rodzina Glazerów z głową rodziny Malcolmem na czele. Główny udziałowiec Manchasteru United to kolejny przykład ogromnych wpływów w bogatej Premier Leauge, gdzie rekordowe sumy padają częściej niż w innych ligach. Malcolm Glazer przejął MU w 2005 roku, co spotkało się negatywnym odbiorem w piłkarskim świecie. Słynna rodzina od początku naraziła się angielskim kibicom za sprawą zadłużenia, które w tej chwili sięga blisko 437 mln dolarów. Bojowe nastawienie fanów z pewnością będzie miało swoje odbicie w poczynaniach podopiecznych Davida Moyesa. Ultrasi ogłosili bojkot meczy czerwonych diabłów, a transparenty z twarzą znienawidzonego działacza płoną przed niemal każdym meczem. Co by się nie działo, fanatycy staną murem za czerwonymi diabłami. Najdroższy klub świata z bogatą historią może pochwalić się bowiem najliczniejszą grupą kibiców. Co ciekawe, aż co 10 Ziemianin wielbi United. Takie statystyki mają kluczowy wpływ na dochody z Manchasteru.

Na nieco bardziej niszowe drużyny postawił inny bogacz naszego zestawienia - miliarder Carlos Slimdla którego futbol stał się kolejnym biznesem. Najbogatszy człowiek świata nie ograniczył się bowiem do jednego klubu w lidze meksykańskiej (posiada 30proc. udziałów w klubach Leon i Pachuca oraz udziały Estudiantes Tecos). Taka sytuacja nie spodobała się właścicielom klubów meksykańskiej ekstraklasy, którzy sprzeciwili się posiadaniu wielu zespołów. Odtąd możliwe będzie posiadanie udziałów tylko jednej drużyny.

Z meksykańskimi wymogami z pewnością pogodziłby się odzieżowy gigant Amancio Ortega, gdyż wykazuje on przywiązanie jedynie do Deportivo La Coruna. Majątek właściciela m.in. znanej marki ZARA szacowany jest na 57 miliardów dolarów. O fanatycznej miłości i przywiązaniu do drużyny świadczy fakt, iż ślub jego córki został opóźniony o 90 minut przez mecz Deportivo. Zespół zajmuje aktualnie środkową pozycję w tabeli Segunda Division (druga liga hiszpańska), z czego wnioskujemy, że wsparcie klubu wynika z pobudek serca, a nie zdrowego rozsądku. Sam Amancio jest czwartym najbogatszym człowiekiem futbolu wg Forbesa, natomiast ciężko oczekiwać całkowitego oddaniu się pasji, biorąc pod uwagę liczne obowiązki i prowadzone biznesy.

Jak widać, za wynikami często stoją pieniądze... Boleśnie przekonują się o tym polskie zespoły, stające w szranki z często kilkunastokrotnie majętniejszymi rywalami. Na poziomie ekstraklasy jeszcze długo możemy nie uświadczyć śpiących na pieniądzach udziałowców. Najbogatszym polskim działaczem jest Józef Wojciechowski - prezes Polonii Warszawa, mieszczący się na liście 100 najbogatszych Polaków. To jednak o wiele mniejsze nakłady niż światowe potęgi. Zwróćmy uwagę na miażdżącą przewagę najbogatszego klubu świata Realu Madryt nad najbogatszym polskim klubem Legią Warszawa. Niebotyczna różnica rocznych przychodów na rok 2012, jak wynika z danych Forbes'a, wynosi aż 496,77 mln euro. Zależność między dochodami, a osiągnięciami, jest zauważalna gołym okiem i nierzadko liczona w pucharach. Wspomniany Real zdobył 9 tytułów Ligi Mistrzów, analogicznie dzieję się z innymi drużynami, które się wzbogaciły.

Ale czy zawsze pieniądze są miernikiem zwycięstw? Najważniejszy jest przecież duch sportu. Łatwo go zatracić patrząc na widowisko przez pryzmat gotówki. Nadszarpnięte budżety rekompensować muszą wyniki i spektakle spełniające oczekiwania fanatyków. Wszyscy liczymy przecież na zaciętą rywalizację, w której nie ma miejsca na komercyjne niuanse. Oby sprawdziło się stare przysłowie, które głosi, że „pieniądze na boisku nie grają."

Autor: Arkadiusz Stanek, Excluzive.pl