Angolscy biznesmeni są obecnie najpoważniejszymi zagranicznymi inwestorami w Portugalii. Mają udziały w najważniejszych spółkach paliwowych, energetycznych, telekomunikacyjnych i bankowych. Szacuje się, że w lizbońską giełdę wpompowali blisko 300 milionów euro, bijąc inwestorów z Chin czy Brazylii. Nie jest też tajemnicą, że to właśnie przyjezdni z tej byłej portugalskiej kolonii są głównymi klientami sklepów najbardziej ekskluzywnych marek.

Kilka dni temu doszło jednak do poważnego zgrzytu. Szef portugalskiej dyplomacji Rui Machete w angolskim radiu przeprosił tamtejszych inwestorów za to, że interesy niektórych z nich znalazły się pod lupą lizbońskich śledczych. Od tych przeprosin odciął się premier i rząd, a to z kolei wywołało ostrą reakcję mediów w Angoli. Każdy dzień przynosi nowe publikacje w prasie, oskarżające Portugalię o doprowadzenie do głębokiego kryzysu, z którego ratują ją tylko zagraniczni inwestorzy, o kolonialną przeszłość i wszechobecną korupcję na najwyższych szczeblach władzy. O tym ostatnim zjawisku Luanda wie całkiem sporo - według ostatniego raportu Transparency International, Angola znajduje się w czołówce najbardziej skorumpowanych krajów świata.