Pionierzy wniosków o zwrot kosztów leczenia w ramach dyrektywy transgranicznej znaleźli się w próżni prawnej – dyrektywa działa już w Unii, ale Polska nadal nie ma prawa, które ją implementuje. NFZ odmawia więc zwrotu 40 tys. zł. Prawnicy przekonują, że z funduszem można wygrać przed polskim sądem lub unijnym trybunałem w Luksemburgu.
Do tej pory wniosków o zwrot kosztów było dziewięć. Wszystkie dotyczyły zabiegów usunięcia zaćmy wykonanych w Czechach. Koszt jednego – jak wynikało z rachunków wysłanych do NFZ – wynosił ok. 2,8 tys. zł. Część pacjentów wysłała do Ministerstwa Zdrowia skargi na fundusz w związku z odmową. – Nie ma podstaw prawnych do zwrotu pieniędzy – tłumaczy Joanna Mierzwińska z dolnośląskiego oddziału NFZ, gdzie trafiła część wniosków.
Innego zdania są niektórzy prawnicy. – Zgodnie z orzecznictwem europejskim istnieje możliwość bezpośredniego powoływania się przez obywateli na postanowienia dyrektywy. Jest to możliwe nawet, gdy nie została ona implementowana w danym kraju – mówi mecenas Katarzyna Fortak-Karasińska.
Stworzyliśmy tabelę, która pokazuje, jakie są różnice w kosztach 15 kategorii popularnych zabiegów w Polsce i państwach UE graniczących z nami. Pozwala porównać, które zabiegi i gdzie są tańsze. To ważne, bo dyrektywa wprowadza zasadę: leczysz się, gdzie chcesz w UE, a twój ubezpieczyciel (NFZ) zwraca ci tyle, ile za to leczenie by zapłacił w kraju.
Reklama

Usunięcie zaćmy jest do tej pory jedynym powodem wyjazdów z Polski na zabiegi w ramach dyrektywy transgranicznej. Wszyscy pacjenci, którzy ubiegali się o refundację kosztów, korzystali z zabiegów w oddalonych o kilkanaście kilometrów od granicy czeskich miejscowościach.

W Polsce na zabieg usunięcia zaćmy czeka ponad 300 tys. osób. W kolejce muszą odstać nawet 2,5 roku. W Czechach czy na Słowacji nie ma kolejek i jest taniej. Również w prywatnej placówce. Właśnie o usuwanie zaćmy toczą się boje przy pracach nad ustawą, która pozwoli Polakom na korzystanie z regulacji unijnej dyrektywy. Jak wynika z informacji DGP, urzędnicy Ministerstwa Zdrowia chcą, by zaćma trafiła na listę zabiegów, na które przed wyjazdem trzeba będzie otrzymać zgodę NFZ. To oznaczałoby de facto zablokowanie leczenia katarakty za granicą. Fundusz bowiem może odmówić wydania zgody, jeżeli wskaże, że dane świadczenie może być wykonane w Polsce w terminie „nieprzekraczającym maksymalnego dopuszczalnego czasu oczekiwania”. Kłopot polega na tym, że nie istnieje definicja tego, czym jest maksymalny czas. Na razie oficjalnie ministerstwo przyznaje, że przy wyjeździe na usunięcie zaćmy będzie wymagało uprzedniej zgody funduszu, jeżeli będzie wykonywane w trybie szpitalnym.
Dyskusje nad listą zabiegów za zgodą są jednym z powodów opóźnień we wprowadzaniu dyrektywy w Polsce. Wiadomo już, że na liście na pewno znajdzie się całe leczenie szpitalne, ale dyrektywa dopuszcza też wszystkie kosztochłonne świadczenia.
Urzędnicy chcą, by na listę trafiło jak najwięcej świadczeń. Przekonują, że Polski nie stać na deregulację leczenia za granicą dla wszystkich pacjentów. Ich zdaniem ci, którzy wyjadą, zabiorą pieniądze na leczenie tym w kolejkach w Polsce.
Innego zdania są urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którzy uważają, że należałoby otworzyć leczenie jak najszerzej. Tak aby realizacja leczenia bez granic była zgodna z ideą przyświecającą opracowaniu dyrektywy. Przeciw obostrzeniom protestują też pacjenci. – Minister zdrowia kieruje się interesem NFZ i chęcią ochrony budżetu, zapominając o prawdziwym celu dyrektywy, czyli skonstruowaniu systemu zapewniającego swobodę przepływu pacjentów pomiędzy krajami wspólnotowymi oraz dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej na terenie Unii – uważa Ewa Borek z Fundacji My Pacjenci.
Podobnie jak Polska część krajów UE nie zdążyła z transpozycją dyrektywy do wyznaczonego przez Brukselę terminu 25 października 2013 r. Wśród prymusów była Litwa, która nie zdążyła tylko z przepisami wykonawczymi. W Finlandii przepisy weszły w życie wraz z nowym rokiem. W budżecie na 2014 r. rząd w Helsinkach uwzględnił nawet dodatkowe wydatki związane z płatnością za świadczenia za granicą.
Jeżeli chodzi o ograniczenia w dostępie do usług medycznych za granicą, to najpopularniejszy wydaje się wariant, w którym kraje członkowskie wymagają od obywateli uzyskania zgody na zabiegi, które wymagają pobytu w szpitalu dłuższego niż jeden dzień. Takie rozwiązanie przyjęli ustawodawcy m.in. w Niemczech, Belgii, Irlandii czy na Malcie. W Belgii dodatkowo zezwolenie będzie potrzebne na zabiegi wymagające tomografii, rezonansu magnetycznego lub koronarografii. Z kolei na Łotwie uprzedniego zezwolenia będą wymagały operacje serca, stawów, oka, leczenie niepłodności czy zabiegi in vitro. W Wielkiej Brytanii już 25 października pacjenci mogli zapoznać się z listą zabiegów, które będą wymagały uprzedniego zezwolenia. Z kolei na Litwie resort zdrowia podjął odważną decyzję, aby nie zabraniać obywatelom dostępu do jakichkolwiek usług za granicą. We wszystkich krajach zagraniczne zabiegi będą refundowane do wysokości, którą otrzymałby zakład zdrowotny na terenie kraju.