Dla Kluski sprawa zaczęła się jak w dowcipie: w lipcu 2002 r. o świcie do jego domu w Beskidzie Żywieckim zapukało CBŚ i przewiozło do aresztu w Krakowie, gdzie zarzucono mu oszustwa podatkowo-celne na sumę 8,4 mln zł. Urzędy obliczyły też, że firma Optimus zalega z podatkami na 16,4 mln zł, choć to akurat nie dotyczyło już samego Kluski, bo przeszło dwa lata wcześniej odsprzedał swoje udziały w tym przedsiębiorstwie. Mimo to sędzia wyznaczył rekordowo wysoką kaucję za wyjście z aresztu – 8 mln zł.
Sam Kluska nie prowadził już wówczas rozległych interesów: miał wydawnictwo książek o tematyce religijnej i zajmował się produkcją zdrowej żywności, ale dla Optimusa sprawa nie wyglądała dobrze. Wyniki firmy pogorszyły się i konieczność zapłaty spornych podatków oraz ewentualnych kar oznaczała bankructwo.
Sedno zarzutów wobec Kluski i Optimusa polegało na tym, że w latach 1998–2000 firma podpisała z Ministerstwem Edukacji kontrakt na dostawę komputerów do szkół. Problem leżał jednak w tym, że komputery z importu były zwolnione z cła i 22-proc. VAT, a krajowe – nie, przez co były o 30 proc. droższe. Za zgodą MEN Optimus (i wiele innych firm) eksportował więc swoje produkty na Słowację, skąd wracały one do Polski – często bez rozpakowywania – i już bez konieczności odprowadzania daniny. O te właśnie podatki upomniała się skarbówka w Nowym Sączu i Krakowie. Urzędnicy twierdzili, że dokonano wyłudzenia, Optimus – że wykorzystano lukę prawną.
>>> Zainteresowanie klientów detalicznych komputerami marki Optimus jest tak duże, że właściciel marki - firma AB SA zdecydowała, że rozpocznie także sprzedaż detaliczną obok oferty dla firm. Czytaj więcej na ten temat.
Reklama
Podobnych spraw było wówczas wiele, ale o przypadku „Romana K.” media rozpisywały się wyjątkowo szeroko, gdyż dotąd uznawano go za chodzący dowód, że „Polak potrafi”. Z chałupniczego składania komputerów szybko przeszedł do zarządzania ogromną firmą, która już w 1994 r. miała jedną z 10 największych montowni tego sprzętu w Europie. Kluska czego się dotknął, zamieniał w złoto: gdy po obiedzie z Billem Gatesem postanowił wejść do branży internetowej, stworzył Onet.pl – największy wówczas polski portal. Co więcej – jak pisały gazety – wszystkiego tego dokonał bez partyjnych pleców i dawania ciepłych posadek politykom czy związków ze specsłużbami. Wiosną 2000 r., u szczytu potęgi – 16 miejsce na liście najbogatszych „Wprost”, majątek szacowany na kilkanaście miliardów złotyc – Kluska pozbył się firmy i portalu, w dużej części – jak tłumaczył jeszcze przed aresztowaniem – z powodu „nieakceptowania systemu prawnopodatkowego, który tworzy korupcyjną patologię. Jedną arbitralną urzędniczą decyzją można zniszczyć firmę prowadzoną rzetelnie i uczciwie”. Nie podał wówczas szczegółów, ale później wyjaśniał, iż złożono mu propozycję korupcyjną i dostał też ostrzeżenie, że ktoś potężny ma oko na jego firmę. Nie chciał uczestniczyć w takich grach, więc z nowoczesnych technologii przerzucił się na owcze sery.
Jak się okazało, niewiele to pomogło, bo urzędnicy i tak sobie o nim przypomnieli. Zarzuty podtrzymało też Ministerstwo Finansów, a w dodatku w dzień po zatrzymaniu do Kluski zgłosiło się wojsko i bez w związku ze sprawą, korzystając z przepisu o „użyczeniu”, zażądało, by oddał dwa samochody. Co więcej, gdy przedsiębiorca był w areszcie, do jego żony zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że potrafi rozwiązać jego problemy i ma „konkretną propozycję”. Nic więc dziwnego, że Kluska nabrał wrażenia, iż uwzięła się na niego jakaś zorganizowana grupa. Zwłaszcza że wkrótce ten sam urząd, który oskarżał go o oszustwa i rozpoczął całą sprawę, umorzył nowym właścicielom Optimusa domniemane zaległości podatkowe, które powstały w wyniku tegoż oszustwa, co – jak twierdziła prokuratura – nie wpływało nijak na zarzuty karne wobec samego Kluski. Cała sprawa coraz bardziej przypominała kanwę opowiadań Kawki: Kluska musiał donieść sam na siebie – zawiadomił prokuraturę, że umorzenie podatków Optimusowi to przestępstwo, by sprawą zajął się Naczelny Sąd Administracyjny. NSA orzekł, że organy skarbowe działały niezgodnie z prawem, bo przepisu, który miał rzekomo obejść Optimus, po prostu nie było. Zdaniem NSA wykorzystywanie przepisów podatkowych w sposób niezabroniony przez prawo nie może być uznane za jego obejście.
Po tej decyzji stanowiska straciło dwóch szefów Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która prowadziła sprawę Kluski i Optimusa, ale to zakończyło sprawę odpowiedzialności. W „Białej księdze Optimusa i JTT” (firmy komputerowej w identycznej sytuacji jak firma Kluski, którą mimo korzystnego wyroku sądu spory z fiskusem doprowadziły do bankructwa) wydanej przez resort finansów w 2006 r. uznano, że urzędnicy działali zgodnie z prawem, a zawinił „system”. Tyle że systemu wcale nie zmieniono, a Kluska dostał za bezpodstawne aresztowanie... 5 tys. zł odszkodowania. W wyniku śledztwa ustalono też, że tajemniczy „korupcyjny” telefon po aresztowaniu biznesmena pochodził od zwykłego oszusta. Twórca Optimusa wątpił wprawdzie w tę wersję i podejrzewał WSI, ale trudno uwierzyć, że rząd Jarosława Kaczyńskiego, którego później Kluska był doradcą, nie nagłośniłby udziału WSI w tej sprawie, gdyby coś było na rzeczy.
Wychodzi więc na to, że nikt się na Kluskę i Optimusa nie uwziął – tak działa polski aparat administracyjny i od 2002 r. niewiele się w sprawie zmieniło. Przepisy są równie niejasne jak były, a arbitralną decyzją urzędu można bezkarnie zniszczyć firmę. Sytuacji nie poprawiła też uchwalona w 2011 r. ustawa o odpowiedzialności majątkowej urzędników za błędne decyzje, bo funkcjonuje ona tylko na papierze.
>>> Czytaj więcej o dalszych losach marki Optimus.