Wszystko to za sprawą niesfornego Janukowycza, któremu, pomimo nacisków Kremla, nie udało się stłumić narodowej rewolucji. W obliczu zaistniałej sytuacji Władimir Putin postanowił urządzić kolejne igrzyska – tym razem na Krymie…

Od upadku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, rosyjski potencjał polityczno-ekonomiczny ulegał stopniowej, systematycznej wręcz, redukcji. Za sprawą łupieżczej prywatyzacji oraz zakulisowych rozgrywek pomiędzy oligarchami, wiele sektorów tamtejszej gospodarki uległo wyraźnej zapaści, przejawiającej się rosnącym bezrobociem, a także – co naturalne – gigantycznym niezadowoleniem społecznym. Nie bez znaczenia pozostawał również chroniczny deficyt rozwoju gospodarczego, który w 1998 roku osiągnął bezprecedensowy poziom 10 proc. PKB. Oczywistą konsekwencją zarzucenia najpilniejszych reform było ożywienie komunistycznych sentymentów oraz wołanie ludu o silnego przywódcę, który na wzór najznamienitszych carów, przywróci „Matce Rosji” należyte miejsce na świecie.

Personifikacją vox populi okazała się skromna – jak się wtedy wydawało – osoba Władimira Putina, słynącego z wymownej (dla obecnej sytuacji na Ukrainie) konstatacji określającej rozpad ZSRR mianem „największej katastrofy geopolitycznej XX w.” Tylko nieliczni upatrywali w tej upiornej frazie nawrotu imperialnej retoryki opartej na gospodarczym, a także militarnym szantażu gwałcącym wszelkie konwencje, na których oparto współpracę międzynarodową XXI wieku.

>>> Państwa bałtyckie – kolejny cel Rosji? Wieki sowieckiej i carskiej opresji nauczyły Łotwę, Litwę i Estonię reagować za każdym razem, kiedy Kreml zaczyna wydawać wojskowe rozkazy. Czytaj więcej

Reklama

Najważniejszym czynnikiem przyczyniającym się do istotnego wzrostu znaczenia Kremla na globalnej arenie stały się surowce, a w szczególności gaz oraz ropa naftowa. Skuteczna konsolidacja-nacjonalizacja sektora energetycznego w Rosji pozwoliła Władimirowi Putinowi na stopniową odbudowę potężnej armii oraz przemysłu zbrojeniowego, zaopatrującego obecnie znakomicie wyszkoloną generalicję w najnowszy sprzęt wojskowy. Równie istotne okazały się inwestycje bezpośrednie w infrastrukturę przesyłową – Rurociągi Gazpromu niczym bezlitosne macki mitycznego Krakena po cichu, bez rozgłosu oplatały państwa byłego Związku Sowieckiego, doprowadzając do ich całkowitego uzależniania od woli władców Kremla i ich wizji „dobrosąsiedzkiej” współpracy.

Jak słusznie zauważa większość komentatorów rosyjskiej rzeczywistości, punktem kulminacyjnym neoimperialnych dążeń Putina miały być Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Oczy całego świata skupione na Moskwie, blask chwały padający na monumentalne obiekty sportowe oraz oligarchowie pławiący się w niewyobrażalnym luksusie - wszystko to miało sprawić, że Rosja znów zacznie być postrzegana jako światowe mocarstwo równe Stanom Zjednoczonym. Niestety, cały spektakl upadł pod ciężarem ukraińskiej rewolucji obalającej skorumpowanego Wiktora Janukowycza. Nieudolność byłego radzieckiego kacyka prawie całkowicie zdominowała przekaz medialny, który miał przecież – według założeń Kremla – prezentować powrót Moskwy do globalnej czołówki. Na efekty nie trzeba było długo czekać, a sam Putin postanowił urządzić kolejne igrzyska w nieco innym charakterze i tym samym dokończyć to czego nie udało się zrealizować w Soczi. Warto przy tym dodać, że oprócz strat wizerunkowych, organizator Igrzysk musiał odrobić - choćby w części - koszty związane z budową infrastruktury sportowej, przekraczające według różnych szacunków 51 mld dolarów .

Plan Kremla wydaje się dość prosty, ale za to skuteczny. Według wyliczeń analityków wzrost o 2 dolary za baryłkę oznacza 3 mld dolarów dodatkowych wpływów do rosyjskiego budżetu, a biorąc pod uwagę gwałtowny skok ceny ropy po inwazji na Krym, można domniemywać, że nakłady na organizację Olimpiady w Soczi już po części się zwróciły. Można także pokusić się o tezę, że Putin pozostanie na Ukrainie do czasu pełnej rekompensaty za stracone zyski…

>>> "Die Welt": Polityka Niemiec wobec Rosji to "pasmo porażek i upokorzeń"