Chcecie zyskać sympatię swoich współpracowników? Absolutnie nie róbcie im żadnych uprzejmości – pisze niemiecki magazyn Spiegel. Wprost przeciwnie, sami poproście o pomoc.

Kto wykorzystuje innych, będzie lubiany - a winny jest nasz spragniony harmonii mózg, pisze Spiegel. W waszym biurze pojawiła się nowa koleżanka, a wy chcecie mieć dobry klimat w pracy, poza tym byłoby świetnie, gdyby mogła przejąć wasz dyżur weekendowy w przyszłym tygodniu, bo macie już coś zaplanowane. Spiegel podpowiada, w jaki sposób wydacie się jej bardziej sympatyczni.

Jeśli przyniesiecie jej raz kawę ze automatu? Czy jeśli sami ją poprosicie, żeby wam przyniosła raz kawę? Jasne, że pierwsze rozwiązanie też może zadziałać. Bazuje na zasadzie wzajemności, wskazuje gazeta. Jeśli wyświadczę komuś przysługę, to on również zrobi coś dobrego dla mnie, by przywrócić równowagę. Niektórym może to jednak wydawać się zbyt oczywiste, zbyt męczące lub zbyt lizusowskie.

Spiegel podpowiada, że znacznie łatwiej i subtelniej byłoby, gdyby to mogło zadziałać na odwrót. Ktoś wyświadcza wam przysługę i jeszcze, na dodatek, bardziej was za to lubi. Co ciekawe, ten sposób działa nawet skuteczniej.

Niemiecki magazyn pisze, że ten fenomen zauważył już Benjamin Franklin i wykorzystał go do zdobycia sympatii swojego politycznego przeciwnika. Franklin usłyszał bowiem, że polityk ten posiada jakąś rzadką książkę – i poprosił go o pożyczenie woluminu na kilka dni. Przeciwnik spełnił jego prośbę i w ten sposób Franklin zamiast wroga zyskał przyjaciela na całe życie.

Reklama

Amerykański polityk zjawisko nazwane później „efektem Benjamina Franklina” miał podsumować słowami: - Kto raz wyświadczy ci przysługę, szybciej wyświadczy ci kolejną niż ktoś, komu ty sam wyświadczyłeś przysługę.

Polecamy: Nieufność - narodowa wada genetyczna Polaków?

Mózg spragniony harmonii

Spiegel podaje zastosowanie takiej socjotechniki. Na przykład, osoba uczestnicząca w teście zostaje nakłoniona do udziału w zakładzie, w którym wygra istotną sumę pieniędzy. Następnie eksperymentator prosi ją o oddanie mu tych pieniędzy – uczestnik wyświadczy mu w ten sposób wielką przysługę, ponieważ badacz miał osobiście sfinansować nagrodę pieniężną i w innym wypadku może popaść w kłopoty finansowe.

Jeśli by potem zapytać uczestników o sympatię wobec eksperymentatora, ci, którzy zgodzili się oddać mu pieniądze, będą go lubić zdecydowanie najbardziej.

Co jest przyczyną tego zjawiska, teoretycznie sprzecznego z logiką? Ktoś nas męczy, nakłania do pomocy, a atmosfera się ociepla?

Przyczyną jest nasz leniwy mózg, który zawsze będzie dążył do harmonii pomiędzy naszym myśleniem i działaniem, pisze Spiegel. Mózg unika wtedy potrzeby rozwiązywania irytujących sprzeczności – czyli tzw. dysonansu poznawczego. A ponieważ mózg „jest przekonany”, że pomagamy tylko tym, kogo lubimy, dochodzi do wniosku – że jeśli komuś pomogliśmy, to musi być też sympatyczny.

A ponieważ przekonania i działanie chcą być zgodne, przy następnej okazji nasz mózg będzie skłonny znowu pomóc tej osobie, którą przecież tak lubimy. Jak zauważa niemiecki magazyn, właśnie to zjawisko wykorzystuje znana technika „stopa w drzwiach”. Najpierw prosicie kogoś o małą przysługę, jakiej żaden rozsądny człowiek nie odmówi, potem przychodzi kolej na naszą poważną prośbę. Ponieważ dany miły człowiek nie chce ustawiać się w sprzeczności do swojego poprzedniego działania, powinien znowu pomóc.

Gdy nam się już więc uda dzięki tej metodzie znaleźć zamianę na dyżur weekendowy, pozostanie kwestia tego, co zrobić w wolnym czasem. A wtedy okaże się, zauważa Spiegel, że metoda na podryw w stylu „masz może ognia?” z psychologicznego punktu widzenia jest jednak całkiem trafna.