W Polsce nie ma i na razie nie będzie narzędzi badania jakości sieci komórkowych i internetowych, dzięki którym klienci wiedzieliby, za co płacą operatorom telekomunikacyjnym.

Jak się dowiedział DGP, prace nad obiecanym przed laty specjalnym systemem sprawdzającym jakość rozmów oraz transmisji danych w sieciach mobilnych i stacjonarnych utknęły w martwym punkcie. Dlaczego? Tylko dwóch na czterech operatorów komórkowych przesłało do UKE dane konieczne do rozpisania przetargu na firmę, która miałaby przeprowadzić pomiary w sieciach telekomów. Z naszych informacji wynika, że dotychczas z obowiązku wywiązały się Play i T-Mobile. UKE oczekiwał, że potrzebne dane otrzyma do 11 czerwca od wszystkich operatorów.

O badaniu jakości rozmów i internetu przesądzono w listopadzie 2012 r., gdy prezes UKE Magdalena Gaj podpisała memorandum jakościowe z 40 operatorami telekomunikacyjnymi. Ustalono, że sieci komórkowe i UKE porozumieją się w kwestii wyboru niezależnej firmy, która za pieniądze operatorów będzie badać jakość sieci. W sierpniu miały być opublikowane pierwsze wskaźniki jakości, m.in. skuteczności połączeń, jakości rozmów czy prędkości przesyłu danych. Opóźnienia w procesie typowania firmy wykonującej pomiary sprawiają, że operatorom być może uda się opublikować tylko dwa z siedmiu wskaźników. Klienci sieci dowiedzą się, jaki jest średni czas oczekiwania na połączenie z konsultantem, gdy dzwonimy na infolinię, i poznają wskaźnik poprawności wystawianych faktur.

Rośnie liczba skarg składanych do UKE przez osoby niezadowolone z usług telekomunikacyjnych i pocztowych. W 2012 r. prawie 8 tys. osób prosiło urząd o interwencję. Z danych UKE wynika, że znaczna część skarg dotyczy zbyt wolnego działania internetu. Chodzi o sytuację, w której ktoś płaci za łącze o prędkości np. 10 Mb/s, a w rzeczywistości pliki pobierają się z sieci dużo wolniej. Użyte w umowach zawieranych z operatorami sformułowanie „do 10 Mb/s” powoduje, że uzyskiwanie usługi gorszej jakości nie daje podstaw do rozwiązania umowy czy starania się o obniżenie opłaty za abonament. Jeśli złożymy reklamację, operator zawsze może odpowiedzieć, że mała szybkość transferu danych to nie wina łącza, ale na przykład naszego komputera lub oprogramowania. Sytuację konsumentów mogłyby poprawić oficjalne systemy pomiaru prędkości łączy.

Prezes UKE Magdalena Gaj obiecuje uruchomienie takiego narzędzia, które byłoby wiarygodne zarówno dla konsumentów, jak i operatorów. Jednak najpierw o kilka miesięcy przedłużyły się prace nad memorandum. Teraz prace zespołu roboczego w UKE opóźniają operatorzy. Urząd, zapytany o postępy w tworzeniu systemu, odpowiada, że „operatorzy potwierdzili gotowość” do przekazania do urzędu potrzebnych danych i publikacji wskaźników na swoich stronach internetowych w sierpniu 2014 r. W praktyce oznacza to, że UKE nie potrafi określić, kiedy klienci uzyskają rzetelne informacje o jakości kupowanych przez siebie usług.

Reklama

Andrzej Piotrowski, ekspert rynku telekomunikacyjnego związany z Centrum im. Adama Smitha, uważa, że na zbadaniu jakości sieci nie zależy ani operatorom, ani UKE. – Wydaje mi się, że polityka obecnej prezes UKE jest nastawiona na wypełnianie litery prawa, ale tylko w zakresie, do którego to prawo prezesa tego urzędu zobowiązuje. Nie ma natomiast chęci do wychodzenia z jakąkolwiek inicjatywą – twierdzi Piotrowski. – Nie wystarczy rzucać hasła. Trzeba wiedzieć, jak je potem wprowadzić w życie – dodaje. Jego zdaniem zauważalne jest odejście UKE od realizowania polityki prokonsumenckiej.

Operatorom nie spieszy się z ujawnieniem jakości świadczonych usług, ponieważ ich sieci nie nadążają za szybko rosnącym ruchem. – Jeśli sieć nie działa tak jak trzeba, użytkownik nie ma jak tego reklamować, ponieważ nie może wykazać, że coś jest nie tak. A zdarza się to coraz częściej, bo modernizacja sieci nie nadąża za rozwojem aplikacji instalowanych na urządzeniach mobilnych – podsumowuje Piotrowski.

>>> Czytaj także: Prezes T-Mobile o sieci LTE - prędkość to sprawa drugorzędna, ważniejszy jest zasięg