Choć nie ma wątpliwości, że zachodni producenci żywności poniosą duże straty finansowe wskutek wprowadzonego przez Rosję embarga, jego skutki odczują też sami Rosjanie. Wbrew temu, co mówią władze w Moskwie, dobrą jakościowo żywność z Zachodu trudno będzie w krótkim czasie zastąpić, a to się będzie odbijać na zdrowiu mieszkańców.
Jedną z przyczyn tego, że statystyczny Rosjanin żyje o ponad dekadę krócej niż mieszkaniec Unii Europejskiej, są fatalne nawyki żywieniowe wielu mieszkańców Federacji Rosyjskiej – zbyt mała ilość owoców i warzyw, zbyt dużo tłustego, niskogatunkowego mięsa oraz zbyt dużo alkoholu. O ile wśród dobrze sytuowanych mieszkańców Moskwy czy Petersburga różnic w stosunku do Zachodu w stylu życia nie ma, to na wielu terenach przyjmowanie zdrowych nawyków idzie bardzo powoli. Zakaz importu żywności z Zachodu na pewno tej sytuacji nie poprawi.
>>> Czytaj też: Autosankcje i kartki na żywność. Saryusz-Wolski ocenia konsekwencje embarga Rosji
W czwartek Rosja zakazała w trybie natychmiastowym sprowadzania wołowiny, wieprzowiny, drobiu, ryb, owoców, warzyw, mleka i produktów pochodnych ze wszystkich krajów UE oraz Norwegii, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii. To kolejna faza odwetu za sankcje nałożone na Rosję przez USA i kraje UE po zestrzeleniu przez prorosyjskich separatystów malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Embargo ma potrwać rok, chyba że kraje zachodnie zmienią stosunek do Rosji. – Powtarzałem wiele razy, że sankcje nie są niczym dobrym i zdecydowanie się na ten krok nie było dla nas łatwe. Zostaliśmy do tego zmuszeni, ale nawet w tych trudnych warunkach jestem przekonany, że zdołamy obrócić sytuację na swoją korzyść – mówił rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew. Zarówno on, jak i prezydent Władimir Putin przekonują, że embargo nie dotknie zwykłych obywateli, a władze zrobią wszystko, by wspomóc rodzimych producentów żywności.
Z tym że wcale nie będzie to łatwe. Rosja w zeszłym roku sprowadziła produkty żywnościowe o wartości 43 miliardów dolarów, z czego te objęte teraz sankcjami miały wartość prawie 9 miliardów. Rosyjskie władze zapewniają, że prowadzą rozmowy z Turcją, RPA, Chinami czy krajami Ameryki Łacińskiej na temat zwiększonego importu żywności, ale nie wszystko da się zastąpić. Przykładem są choćby norweskie ryby i owoce morza, których Rosja sprowadziła w zeszłym roku za 1,2 miliarda dolarów, a tego wymienione kraje nie mogą zaoferować. Albo owoce – z importu pochodzi prawie trzy czwarte rosyjskiej konsumpcji, przy czym Unia Europejska dostarcza prawie jedną czwartą tej ilości.
>>> Polecamy: Co Polska eksportuje do Rosji? Zobacz szczegółowe dane
Nie jest możliwe, żeby tak szybko znaleźć dostawców, którzy mają nadwyżki gotowych do sprzedania produktów. Nie mówiąc już o tym, że koszt importu towarów z Ameryki Południowej czy RPA jest wyższy niż z Europy, a pomimo zarzutów, które rosyjskie władze fitosanitarne mają do produktów z UE, nie ma wątpliwości, że są one bezpieczniejsze dla konsumentów niż np. te z Chin, przy których kilka razy w ostatnich latach dochodziło do skandali z zatrutą żywnością. Wreszcie – embargo spowoduje, że ceny niektórych produktów żywnościowych pójdą w górę, co wzmocni presję inflacyjną, a także spowoduje, że część Rosjan będzie je zastępować tańszymi i mniej zdrowymi substytutami. Statystyczny Rosjanin zjada rocznie o jedną trzecią mniej owoców niż mieszkaniec UE i w efekcie sankcji ta różnica się może tylko powiększyć.