Od stycznia do końca sierpnia 2014 r. inwestorzy indywidualni uzyskali niecałe 52 tys. pozwoleń na budowę. To najgorszy wynik od czasu hossy na rynku nieruchomości z lat 2007–2008. Wtedy liczba wydanych w takim samym czasie pozwoleń przekraczała 70 tys.
Reklama
Źle wygląda też sytuacja, jeśli chodzi o rozpoczęte budowy, których było tylko 53,7 tys. Efekt jest taki, że udział inwestorów indywidualnych w budownictwie mieszkaniowym, np. pod względem liczby wydanych pozwoleń, zrównał się z udziałem deweloperów. Mają po 49 proc. rynku. Tymczasem jeszcze w 2013 r. udział inwestorów indywidualnych w pozwoleniach wynosił ponad 56 proc. W tym roku deweloperzy mocno przyspieszyli z pozwoleniami. Dostali ich niemal 52 tys., o 46 proc. więcej niż w 2013 r.
Tak dużą zapaść w przypadku prywatnych domów eksperci tłumaczą głównie dużym obostrzeniem w udzielaniu kredytów na takie inwestycje. – Nie sprzyjały też nastroje wśród samych inwestorów, m.in. z powodu trudnej sytuacji na rynku pracy. Tym bardziej że budowa domu na ogół wymaga znacznie większych środków i większego zaangażowania niż kupno mieszkania od dewelopera lub na rynku wtórnym – wskazuje Mirosław Lubarski z zarządu Grupy PSB, sieci hurtowni materiałów budowlanych oraz marketów dom i ogród.
Zdaniem Marcina Piotrowskiego z zarządu Konfederacji Budownictwa i Nieruchomości przed budową domów Polaków powstrzymuje też wysokie zadłużenie w – głównie frankowych – kredytach hipotecznych. – Wzrost wartości szwajcarskiej waluty w ostatnich latach spowodował, że zwiększyła się też wartość zaciągniętych w nich kredytów. Sprzedaż mieszkania i przenosiny do większego domu stały się przez to często zupełnie nieopłacalne – ocenia.
Na dodatek działający od stycznia rządowy program Mieszkanie dla Młodych nie przewiduje dofinansowania kredytu na indywidualną budowę domu. Było to możliwe w ramach Rodziny na Swoim. Przez cały czas trwania tamtego programu (2007–2013 r.), na budowę domów jednorodzinnych udzielonych zostało ponad 36 tys. kredytów z rządowym wsparciem.
Część rozmówców DGP uważa, że z tego dołka, jeśli chodzi o budowę domów przez indywidualnych inwestorów, możemy łatwo nie wyjść.
– Sytuacja na rynku pracy i w gospodarce powoli zaczyna się poprawiać. Jeśli ten trend się utrzyma w przyszłym roku, chętnych do takich inwestycji może przybywać, choć nie spodziewam się wielkiego odbicia. Optymistyczna będzie zwyżka liczby pozwoleń nawet na poziomie jednocyfrowym – ocenia Mirosław Lubarski.
Być może nie są to oczekiwania bezpodstawne. Mogą o tym świadczyć doniesienia o sytuacji na rynku działek. Z rozmów z przedstawicielami agencji nieruchomości wynika, że w tym roku widać wzrost zainteresowania gruntami pod zabudowę jednorodzinną. Większe niż w 2013 r. jest też zainteresowanie domami. Poszukiwane są jednak najtańsze domy i grunt.
– W segmencie działek ciągle widać znaczną przewagę ofert sprzedaży nad ofertami kupna. Sprzedający musi liczyć się z negocjacjami, które mogą doprowadzić do spadku ceny o 20 proc. – ostrzega Barbara Urbanowicz z Urbanowicz Centrum Nieruchomości. Dodaje, że rynek indywidualnych budów zwykle jako ostatni reaguje na ożywienie na rynku nieruchomości. Popyt rośnie najpierw w segmencie mieszkaniowym, przy czym wzrosty obejmują lokale mające zabezpieczyć podstawowe potrzeby życiowe, a dopiero potem poprawiające standard zamieszkania. Rekordowa sprzedaż deweloperów, wspierana przez zakupy inwestycyjne na wynajem, pokazuje, że z tym etapem mamy teraz do czynienia.
– W dalszej kolejności rosną zakupy gotowych domów, a na końcu działek. Te segmenty reagują najpóźniej, bo kupno lub budowa domu to duże obciążenie finansowe. A na dodatek w razie konieczności znacznie trudniej je sprzedać niż mieszkanie. Do takich inwestycji potrzeba więcej optymizmu i poczucia stabilności na rynku pracy – tłumaczy Barbara Urbanowicz.