Po jednej stronie ekonomicznego sporu znajduje się zamożna grupa mandaryńskojęzyczna, przybywająca z kontynentalnych Chin, po drugiej natomiast rosnąca ubożejąca lokalna grupa społeczna mówiąca po kantońsku.

Przez swoich oponentów Mandaryńczycy są nazywani „kontynentalnymi”. Gniew lokalnych Kantończyków przekształcił się w dwutygodniowy protest, który dotyczy granicznego przepływu osób i kapitału, który prowadzi do natężenia wzrostu cen usług i mieszkań, które są poza zasięgiem większości miejscowych obywateli.

- Nasz kraj zmienia się za sprawą coraz większej liczby „kontynentalnych”, którzy mogą pomóc ekonomii, ale wprowadzają też negatywne praktyki gospodarcze i przyczyniają się do wzrostu cen – mówi Wilson Wong, student informatyki.

Frustracja jest szczególnie widoczna wśród przedstawicieli klasy średniej, którzy w największym stopniu zostali odcięci od zysków pochodzących z rosnącej gospodarki i których wynagrodzenie nie rosło równomiernie z cenami. Wong, który mieszka z rodzicami w 46-metrowym mieszkaniu, zalicza siebie do „klasy kanapkowej” (chodzi o nawiązanie do budowy kanapki, gdzie pomiędzy dwiema grubymi warstwami bułki znajduje się cienka warstwa sera i wędliny - przyp. red.). Grupa ta jest tak nazywana, ponieważ znajduje się w pułapce pomiędzy bogatymi, którzy zagarniają coraz większy udział lokalnego kapitału i wzrastającą liczbą biednych, którzy drenują system instytucji publicznych.

Reklama

W centrum problemu rozwarstwienia dochodowego znajduje się branża nieruchomości. Hongkong pod względem cen mieszkań znajduje się wśród 5 najbardziej kosztownych miast na świecie, obok Nowego Jorku, Londynu i Paryża. Indeks cen nieruchomości wzrósł we wrześniu do rekordowego poziomu.

Wzrost cen aktywów uczynił z Hongkongu miasto o największej koncentracji multimilionerów na świecie. Jednakże jeden na pięciu mieszkańców miasta żyje w ubóstwie. Ponad połowa mieszkańców Hongkongu zarabia poniżej kwoty 1676 dol. miesięcznie, a 13 proc. zarabia jedynie ok. 1000 dol. Około połowa mieszkańców żyje w socjalnych albo subsydiowanych przez rząd mieszkaniach.

- Sami doprowadziliśmy do takiej sytuacji. 90-proc. protestujących to osoby przed 30-tką. To są protesty osób poszukujących jakiejkolwiek pracy, a nie przyzwoitych wynagrodzeń. Ci ludzie nie widzą przed sobą żadnej przyszłości – komentuje Paul Yip, profesor z Uniwersytetu w Hongkongu.

>>> Czytaj również: Co zrobią Chiny, by utrzymać wzrost? Możliwa kolejna wojna walutowa

Gorzej niż w Rwandzie

Od czasu gdy Chiny ponownie przejęły kontrolę nad Hongkongiem w 1997 roku, „poziom życia klasy średniej coraz bardziej się pogarsza” – mówi Terry Mao, urzędnik, który brał udział w niedawnych protestach pod siedzibą rządu. – Wszystkie osiedla w okolicy są pełne złotych sklepów i aptek, które zaopatrują jedynie chińskich turystów – dodaje.

- Mam mniej możliwości życiowych niż moi rodzice – twierdzi Mao (32 lat). Posiłki, ubrania, wszystko drożeje, tylko moja pensja pozostaje bez zmian – dodaje.

Chociaż pogarszające się warunki życiowe są jednym z głównych powodów protestów, studenci są również zaangażowani ideologicznie – mówi Paul Yip. – Mają oni aspiracje do budowy sprawiedliwszego społeczeństwa – dodaje.

Napięcie związane z rolą Pekinu w Hongkongu wzrastało przez ponad rok. Na przykład 4 lipca tłum składający się z dziesiątek tysięcy osób zebrał się, by protestować z okazji 25-lecia represji na Placu Tiananmen.

Hongkong jest najbardziej rozwarstwionym państwem należącym do rozwiniętego świata – twierdzi Paul Schulte, szef firmy badawczej Schulte-Research z siedzibą w Hongkongu. Do 30 proc. najbiedniejszych obywateli należy jedynie 6,4 proc. kapitału, podczas gdy najbogatsze 30 proc. posiada aż 70 proc. Schulte uważa, że odpowiedzialna jest za to elita polityczna i biznesowa, które współpracują ze sobą.

- Hongkong jest bardziej rozwarstwionym państwem niż Paragwaj, Rwanda, Egipt, Nigeria czy Ekwador. Coraz więcej ludzi zostaje pozbawionych nadziei na lepszą przyszłość, nie ma szans na zakup własnego lokum i żyje w pudełku na buty – mówi Schulte.

- Dla młodych ludzi w Hongkongu kupno mieszkania, czy to w centrum, czy na peryferiach, jest niemożliwe nawet, jeżeli posiadają dobrą pracę. Być może ceny żywności w Szwecji są wysokie, ale koszty zakupu mieszkania są bardzo niskie w porównaniu z naszymi – mówi student Dawn Wong.