Pod tą nazwą kryje się procedura opierająca się na co najmniej dwóch elementach autoryzacyjnych. Wśród nich może być hasło statyczne, hasło jednorazowe otrzymywane np. SMS-em oraz biometria, czyli np. odcisk palca.

Dziś kartami większości banków można zapłacić, podając dane zapisane na plastiku, czyli jego numer i datę ważności, oraz trzy ostatnie cyfry kodu znajdującego się na rewersie. A taki sposób autoryzacji nie spełnia wymogów rekomendacji KNF. Banki muszą wiec go zmienić, i to przed końcem stycznia przyszłego roku. Taki czas dał im nadzór na wdrożenie rekomendacji. – Nie przewidziano możliwości jego przedłużenia – deklaruje Łukasz Dajnowicz z biura prasowego KNF.

Czasu jest więc niewiele, a właściwie nie ma go w ogóle, jeżeli weźmie się pod uwagę, że opis sposobu autoryzacji transakcji powinien zostać zawarty w regulaminie użytkowania kart. A ten można zmienić najpóźniej na dwa miesiące przed wejściem zmian w życie. Który bank nie zrobił tego do dziś, 1 lutego nie będzie gotowy z nowym sposobem autoryzacji płatności.

>>> Czytaj też: Blik ma już wszystkie zezwolenia. Rusza polski system płatności mobilnych

Reklama

Obecnie kilka instytucji (m.in. Millennium, Sląski i Citi Handlowy) spełnia już wymogi KNF w zakresie dwuelementowego zabezpieczania, a kilka innych prowadzi prace nad jego wdrożeniem (np. Raiffeisen Polbank). Chodzi o system 3DSecure. Dzięki niemu użytkownik karty dokonując płatności karta w sieci, na pewnym etapie transakcji proszony jest o podanie kodu jednorazowego, wysłanego do niego SMS-em na numer telefonu zarejestrowanego w systemie bankowym. W podobny sposób większość użytkowników bankowości internetowej autoryzuje przelewy zewnętrzne. Jednak system ten nie zyskał popularności i większość banków nie postawiła na niego. Bankowcy mówią nieoficjalnie, że jest drogi, skomplikowany we wdrożeniu oraz nieprzychylny użytkownikowi, bo wydłuża proces zakupów. – Nie znam jednak innego, który mógłby obecnie spełnić wymogi rekomendacji – mówi Paweł Widawski, sekretarz Rady Wydawców Kart Bankowych działającej przy Związku Banków Polskich.

Czy zatem banki zablokują możliwość wykonywania płatności kartami w internecie? – Obecnie prowadzimy prace nad dostosowaniem się do wymogów KNF – informuje enigmatycznie Krzysztof Olszewski, rzecznik prasowy mBanku. Z kolei przedstawiciel ZBP zapewnia, że prowadzone są konsultacje z KNF, których celem jest wypracowanie rozwiązania pozwalającego bankom na działanie zgodnie z rekomendacjami. Ale skoro wiadomo, ze duża część banków nie zdąży z wprowadzeniem nowego systemu, to prawdopodobnie ZBP liczy na możliwość odstępstwa od tych wytycznych. Nieoficjalnie mówi się, że może osiągnąć ten cel, jeżeli wykaże, że koszty implementowania rekomendacji są zbyt drogie w stosunku do korzyści, jakie mogą przynieść. Jednak w takim wypadku banki musiały zaproponować coś w zamian, np. automatycznie zerować limity na transakcje internetowe.

Zdaniem Dajnowicza odstępstwa będą możliwe tylko w uzasadnionych przypadkach. I poniosą za sobą konsekwencje. – Nadzór będzie oczekiwał, że ryzykiem wynikającym z niewdrożenia danego rozwiązania nie będą obciążani klienci – powiedział przedstawiciel KNF. Oznacza to, ze bank będzie musiał wziąć na siebie wszelkie koszty związane z transakcjami internetowymi kwestionowanymi przez użytkowników kart, a autoryzowanymi w sposób inny, niż przewidują to rekomendacje KNF.