Rozejm na Ukrainie bardzo kruchy - uważa wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak. Minister w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową wyraził zaniepokojenie wydarzeniami u naszych wschodnich sąsiadów.

Mimo podpisanego w ubiegłym tygodniu w Mińsku porozumienia, na wschodzie Ukrainy nadal trwają walki. - Cel z Mińska, czyli zaprzestanie rozlewu krwi, jest możliwy do osiągnięcia - powiedział szef MON. Dodał jednocześnie, że przy tak dużej skali emocji w tym rejonie Ukrainy, będą się działy niepokojące rzeczy, jak chociażby doniesienia o śmierci ukraińskich żołnierzy. - To nie jest tak, że tam zaległa całkowita cisza - przyznał minister obrony.

Wicepremier Tomasz Siemoniak dodał, że mimo napiętej sytuacji na ukraińsko-rosyjskim pograniczu, można mieć nadzieję na pokojowe rozwiązanie kryzysu. Jego zdaniem najcięższa sprawa - zawieszenie broni - za nami, a teraz czas na najtrudniejsze zadanie, czyli mozolna droga do pokojowego rozwiązania kryzysu. - Siły konfliktu muszą być rozdzielone i to jest warunek konieczny do czegokolwiek innego w przyszłości - podkreślił szef resortu obrony.

Rozejm na wschodzie Ukrainy formalnie obowiązuje od nocy z 14 na 15 lutego. Został uzgodniony w miniony czwartek w Mińsku. Rozejm przewiduje między innymi zawieszenie broni, a następnie wycofanie ciężkiego uzbrojenia z linii walk i powstanie strefy buforowej o szerokości od 50 do 70 km. Obie strony konfliktu mają opuścić tę strefę w ciągu dwóch tygodni od wstrzymania walk.

Mimo rozejmu Donbas jest jednak nadal niebezpieczny. Najtrudniejsza sytuacja panuje w Ługańsku i Debalcewie. Według informacji ukraińskiej strony rządowej w ciągu ostatniej doby zginęło pięciu żołnierzy a 25 zostało rannych. Doszło też do 112 przypadków ostrzału.

Reklama

>>> Polecamy: Grecja na skraju bankructwa. Nie ma porozumienia w Brukseli