Być może największe pytanie amerykańskiej ekonomii politycznej brzmi dziś: dlaczego wynagrodzenia klasy średniej są coraz niższe? Istnieją w tym obszarze trzy hipotezy. Z grubsza sprowadzają się one do trzech kwestii: robotów, związków zawodowych i Chin.

Teoria związana z robotami zajmuje dziś w mediach najwięcej miejsca – prawdopodobnie dlatego, że jest najbardziej przerażająca. Otóż jest automatyzacja będzie zastępować pracę człowieka, może być już tylko gorzej, a roboty będą się stawały coraz bardziej wydajne.

Teoria ta została wstępnie przyjęta przez wielu aktorów związanych z prawą strona sceny politycznej. Stało się pewnie dlatego, że hipoteza o robotach zastępujących pracę człowieka nie wymaga interwencji w gospodarkę (choć może wymagać redystrybucji).

Z kolei teoria związków zawodowych jest chętnie wykorzystywana przez polityczną lewicę, gdyż jej przyjęcie wiązałoby się z potrzebą przekazania części władzy instytucjonalnej związkom zawodowym. Dzięki temu większa część dochodu narodowego trafiałaby do pracowników.
Jednakże żadna ze stron nie chce tak naprawdę przyjąć hipotezy związanej z Chinami. Prawica ogólnie rzecz ujmując reprezentuje interesy kapitału, który w Państwie Środka dorobił się olbrzymich pieniędzy i liczy na dalsze profity.

Reklama

Lewica z kolei obawia się zakwestionować ortodoksję wolnego handlu, która zdominowała powojenne myślenie o ekonomii w USA, a także obawia się potencjalnej zimnej wojny z Chinami.

Jest jednak jeden problem – dowody mogą wskazywać na to, że to właśnie Chiny są w największym stopniu odpowiedzialne za spadek wynagrodzenia klasy średniej.

Avraham Ebenstein, Ann Harrison i Margaret McMillan z National Bureau of Economic Research w swoim ostatnim badaniu przyglądają się konsekwencjom przenoszenia produkcji do Chin. Badacze porównali określone przemysły i zawody pod kątem ich narażenia na konsekwencje przenoszenia produkcji do Państwa Środka po akcesji tego kraju do Światowej Organizacji Handlu (WTO) w 2001 roku. Z badań wynika, że im bardziej zjawisko przenoszenia produkcji do Chin dotyczy danego przemysłu, w tym większym stopniu notuje się spadek wynagrodzeń w tym obszarze. Co więcej, badacze odkryli, że konkurencja ze strony chińskiego importu także wpływa na zmniejszenie wynagrodzeń, ale już w znacznie mniejszym stopniu.

Z kolei w innym badaniu, przeprowadzonym przez Michaela Elsby, Barta Hobijna i Aysegula Sahina, ekonomiści ci przyglądają się Państwu Środka z nieco innej perspektywy. Pytają oni mianowicie, dlaczego udział dochodu, który trafia do pracowników, zmniejszył się w USA. Ekonomiści badają dwa warianty hipotezy z robotami oraz hipotezę ze związkami zawodowymi. Okazało się, że czynniki te odpowiadają tylko w niewielkim stopniu za spadek wynagrodzeń. Kiedy jednak badacze przyjrzeli się przemysłom w największym stopniu wystawionym na import, odkryli, że to właśnie konkurencja ze strony importu odpowiada w największym stopniu za zmiany wynagrodzeń. Nie trzeba dodawać, że największym źródłem importu dla USA są Chiny.

Jest jeszcze słynne badanie Davida Autora, Davida Dorna i Gordona Hansona na temat wpływu importu na rynek pracy w USA, zatytułowane “The China Syndrome: Local Labor Market Effects of Import Competition in the United States”. W abstrakcie tego badania czytamy:

"Większy import powoduje wyższe bezrobocie, zmniejsza aktywność zawodową i przyczynia się do niższych wynagrodzeń na lokalnym rynku pracy […] Konkurencja ze strony importu wyjaśnia jedną czwartą łącznego spadku zatrudnienia w amerykańskim przemyśle."

Innymi słowy, istnieje coraz więcej badań, które pokazują, że globalizacja, a szczególnie wzrost znaczenia Chin, są najważniejszym czynnikiem odpowiedzialnym za zanikanie amerykańskiej klasy średniej.

Naturalnie zwolennicy hipotezy o robotach próbują obalać niektóre z tych tez, ale ilość badań w tym zakresie stale rośnie.

Co więcej, hipoteza o robotach ma coraz mniejsze znaczenie także na innych frontach. Słynny ekonomista Larry Summers, który wcześniej obawiał się zastępowania pracy ludzkiej pracą robotów, teraz próbuje się wykręcać ze swoich przewidywań. Otóż Summers zwrócił uwagę na to, że produktywność wcale nie wzrosła tak szybko, jak można by tego oczekiwać w wyniku rewolucji robotów. Słynny ekonomista zauważa także, że jeśli roboty zastąpiłyby ludzi, moglibyśmy oczekiwać czasowego boomu na rynku pracy, ponieważ wówczas potrzebowano by wielu ludzi do budowy robotów. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Choć Summers wciąż wierzy, że roboty mogą być tutaj pewnym czynnikiem, to jednocześnie daje argumenty, które skłaniają do zachowania pewnego sceptycyzmu.

Zatem jeśli negatywny wpływ na amerykańską klasę średnią miało przenoszenie produkcji do Chin, a nie roboty czy odchodzenie od związków zawodowych, to co możemy zrobić?

Przenoszenie produkcji do macierzystego kraju staje się coraz bardziej popularne, ale jak dotąd, miało ono ograniczony wpływ na wynagrodzenia pracowników.

Z kolei wprowadzenie barier handlowych wobec Chin pewnie nie zda egzaminu, bo wówczas inwestycje zagraniczne przeniosą się do innych krajów o niskich kosztach pracy – tak jak już to się dzieje.

Jeśli chodzi o powstrzymanie globalizacji, to dziś rynki i łańcuchy dostaw są już globalne. Odcięcie od nich amerykańskiego przemysłu prawdopodobnie odcięłoby amerykańskie firmy od szybko rosnących globalnych rynków, a to z kolei prowadziłoby do spowolnienia wzrostu gospodarczego w USA.

Jedynym rozwiązaniem problemu globalizacji może być przeczekanie. Wynagrodzenia w Chinach znacząco wzrosły, a jedynie Indie są na tyle duże, aby mogły przejąć rolę Chin. W miarę coraz większej globalnej konwergencji gospodarczej, USA będą się stawały coraz bardziej atrakcyjnym miejscem do inwestowania, a przenoszenie z powrotem produkcji do USA zwiększy się. Nie jest to co prawda odpowiedź, którą ludzie chcą usłyszeć, ale możliwe, że ta odpowiedź może być po prostu prawdziwa.

>>> Czytaj też: Amerykańska klasa średnia umiera. To poważne zagrożenie dla geopolitycznej potęgi USA