W ostatnich latach dużo mówi się o kryzysie Unii Europejskiej. W prowadzonym dialogu często jednak wykorzystywane są wyłącznie ekonomiczne kategorie. O nastrojach w poszczególnych państwach mówimy w oparciu o PKB, stopę bezrobocia i poziom wynagrodzeń. Przeprowadzone przez Eurostat badania na temat zadowolenia Europejczyków z życia pozwalają spojrzeć na zagadnienie kryzysu Wspólnoty z innej strony.

Podstawowe pytanie brzmi: czy jesteśmy zadowoleni ze swojego życia w warunkach, jakie gwarantuje nam UE? Nasuwa się też drugie, nie mniej ważne: czy poziom zadowolenia z życia i odczuwanego szczęścia jest zdeterminowany przez zmienne ekonomiczne (takie jak np. wynagrodzenie, stopę bezrobocia)?

Eurostat zapytał mieszkańców Wspólnoty: „w jakim stopniu jesteś zadowolony (-na) ze swojego obecnego życia?”. Badani udzielali odpowiedzi na 10 punktowej skali, gdzie "1" oznaczało „w ogóle nie zadowolony”, natomiast "10" – „w pełni zadowolony”. Okazuje się, że mieszkańcy UE są usatysfakcjonowani swoim życiem. Około 80 proc. z nich oceniło swoją egzystencję w 2013 roku (pytanie dotyczyło właśnie tego okresu) przynajmniej na 6 pkt. Średni wynik badania dla wszystkich ankietowanych wyniósł 7,1 pkt.

Najbardziej zadowolonymi z życia narodami są Skandynawowie. Wszystkie kraje północnej Europy osiągnęły w badaniu średni wynik powyżej 7,5 pkt. Najszczęśliwsi ludzie żyją w Finlandii, Szwecji, Danii i Szwajcarii 8 pkt). Wynik dla Polski to 7,3 pkt, czyli niewiele powyżej unijnej średniej. Najmniej zadowolonym z życia narodem są Bułgarzy, dla których średni wynik badania to tylko 4,8 pkt. Nie najlepiej jest też w Grecji, na Cyprze, Węgrzech i w Portugalii (wynik 6,2 pkt). Wyniki badania łamią więc stereotyp o radosnym podejściu do życia południowców, które ma nierozerwalny związek z panującym w danym miejscu klimatem. Jeszcze większe różnice uwydatniają się, gdy porównamy odsetek osób o niskim poziomie zadowolenia( wynik od 0 do 5 pkt ). Podczas gdy w Holandii takich osób jest tylko 5,6 proc., w Bułgarii aż 64,2 proc.

Reklama

Co ciekawe, okazuje się że to najmłodsi Europejczycy są najszczęśliwsi. Średnia dla grupy wiekowej 16-24 lata wyniosła 7,6 pkt., podczas gdy dla grup 65-74 i plus 75 wyniosła odpowiednio 7 i 6,8 pkt. W Polsce młodzi niewiele ustępują poziomem zadowolenia unijnej czołówce, za to najstarsi zdecydowanie znaleźli się w dolnej połowie zestawienia.

>>> Czytaj także: Kto odpowiada za śmierć amerykańskiej klasy średniej? Naukowcy znaleźli odpowiedź

Czy pieniądze dają szczęście?

Co z wpływem ekonomicznych czynników na stopień zadowolenia? Okazuje się, że poziom przychodu nie jest zmienną, która w największym stopniu wpływa na poziom samopoczucia. Największy wpływ na zadowolenie z życia mieszkańców UE ma stan zdrowia (w grupie populacji z bardzo dobrym stanem zdrowia poziom zadowolenia wynosi 7,9 pkt). Osoby z najwyższymi przychodami osiągnęły w badaniu średnio 7,5 pkt (ta część populacji, która należy do najzamożniejszego tercyla, czyli trzeciej części badanych).

Bardzo duży wpływ na społeczne nastroje ma status zatrudnienia. Aż 43,6 proc. bezrobotnych wykazuje niski poziom zadowolenia (0-5 pkt.), natomiast wśród zatrudnionych na pełen etat wynik ten wynosi tylko 14,2 proc.

Poziom satysfakcji z życia jest też silnie sprzężony z zarobkami. Badania tej zależności zostały po raz pierwsze przeprowadzone przez Richarda Easterlina już w latach 70. Zauważył on, że im lepiej wynagradzana grupa społeczna, tym odczuwa większą satysfakcję z życia. To samo dotyczy państw – najbogatsze z nich mają też najszczęśliwsze społeczeństwa (jednak z pewnym zastrzeżeniem, o czym będzie mowa w dalszej części tekstu). Wiele badań prowadzonych w następnych dekadach potwierdziło te obserwacje.

Wyjaśnia to, dlaczego w badaniu Eurostatu ludzie z zimnej Północy wykazali większy optymizm niż „radośni” południowcy. Cześć przebadanej populacji znajdująca się w grupie (tercylu) najlepiej zarabiających osiągnęła w badaniu średni wynik na poziomie 7,5 pkt. Średnia klasa dochodowa (środkowy tercyl) 7,1 pkt., natomiast najbiedniejsza część populacji tylko 6,5 pkt.

Nie jest to jednak takie proste. Warto jeszcze raz wrócić do wspomnianego wcześniej amerykańskiego uczonego i odwołać się do tzw. paradoksu Easterlina. Jest to zjawisko z dziedziny ekonomii dobrobytu, które mówi iż „wewnątrz danego społeczeństwa ludzie o wyższych dochodach wykazują wyższy poziom satysfakcji z życia, efekt ten nie istnieje jednak pomiędzy krajami o różnych poziomach dochodów, a w krajach powyżej pewnego stopnia zamożności wzrost dochodów w czasie nie wywołuje wzrostu satysfakcji”.

Oznacza to, że najbogatsze grupy społeczne nie uzależniają już swojego zadowolenia z życia od poziomu dochodów. Są dwa wytłumaczenia tego zjawiska. Pierwszą przyczyną jest istnienie tzw. dóbr pozycjonalnych (pojęcie autorstwa Freda Hirscha), czyli produktów i usług, których wartość jest oceniana w głównej mierze (jeśli nie wyłącznie) w stosunku do innych. Czyli mówiąc wprost – zamożny Skandynaw nie będzie cieszył się z nowego samochodu, jeżeli sąsiedzi i znajomi mają tak samo dobre, albo lepsze auta.

Innym możliwym wytłumaczeniem jest teoria Staffana Lindera mówiąca, że istnieje konflikt między ograniczonym budżetem czasu a wzrostem konsumpcji. Powyżej pewnego poziomu dochodów ludzie przestają być w stanie zwiększać poziom swojej konsumpcji, ponieważ nie starcza im na to czasu. Tym samym wzrost gospodarczy nie wpływa już na poprawę nastrojów społecznych. Należy zaznaczyć, że w ostatnim czasie pojawiły się publikacje, podające w wątpliwość postulowany przez Easterlina brak związku między dochodami a satysfakcją.

Powyższe teorie dostarczają też hipotetycznego wyjaśnienia, dlaczego bariera poziomu zadowolenia z życia ustaliła się na wartości 8 pkt. (średni najwyższy wynik dla kilku państw to właśnie ta wartość). Jeżeli żaden poziom dochodów nie jest w stanie zadowolić najbogatszych, to o pełni satysfakcji nie może być mowy. Wyniki badania nasuwają też pytanie: czy państwa rozwijające się (w tym Polska) za wszelką cenę powinny dążyć do poziomu gospodarczego, osiągniętego przez kraje skandynawskie?