Amerykański system podatkowy jest jednym z najbardziej skomplikowanych na świecie – gąszcz ponad 200 rodzajów ulg i zwolnień dla osób indywidualnych i korporacji sprawia, że nawet dwie podobnie uposażone rodziny czy osoby mogą płacić różne sumy.
ikona lupy />
Największe ulgi w budżecie federalnym (Infografika: Darek Gąszczyk) / Media

Hillary Clinton rozpoczęła swoją kampanię prezydencką od ataku na ulgi podatkowe dla menedżerów funduszy hedgingowych. W związku z wygaśnięciem jednej z nich George Soros będzie musiał oddać urzędowi skarbowemu 6,7 mld dol. Wszystkie zwolnienia i ulgi kosztują USA prawie tyle ile wynosi połowa dochodów państwa.

Amerykański system podatkowy jest jednym z najbardziej skomplikowanych na świecie – gąszcz ponad 200 rodzajów ulg i zwolnień dla osób indywidualnych i korporacji sprawia, że nawet dwie podobnie uposażone rodziny czy osoby mogą płacić różne sumy. W oczywisty sposób ulgi umniejszają dochody państwa. W niedawno przedstawionym raporcie Rządowa Komisja Podatkowa wskazała, że w 2015 roku suma ulg i zwolnień wyniesie grubo ponad 1,3 bln dol., przy czym w raporcie uwzględniono tylko ulgi i zwolnienia znaczące w ogólnym bilansie, a więc o wartości ponad 50 mln dol. rocznie. To suma równa prawie połowie dochodów państwa i kwocie podatków zapłaconych przez indywidualne osoby w 2014 roku, które stanowią największe źródło dochodów państwa (niemal 1,4 bln dol.).

Reklama

Wygodne i kontrowersyjne

Ulgi przyznawane są uznaniowo w rozmaitych dziedzinach – od kosztów ubezpieczeń i opieki zdrowotnej (co w najbliższych pięciu latach umniejszy dochody federalne o 785 mld dol.), podatków od kosztów koledżu (24,3 mld dol. w ciągu pięciu lat) aż po dofinansowanie obszaru Amerykańskiego Samoa, co w tym samym okresie pozbawi budżet niemal 50 mln dol. Większość ulg przysługuje osobom indywidualnym – jest ich 124 i będą one kosztować budżet USA w 2015 roku 1,15 bln dol. 79 ulg dla przedsiębiorstw umniejszy wspólną kasę o 158,3 mld dol.

Ekonomiści księgują w budżecie ulgi jako „wydatki podatkowe”, ponieważ celowe zwolnienia funkcjonują jak wydatki. Z uwagi na ich mnogość większość Amerykanów (według niedawnego sondażu Centrum Badań PEW 59 proc. społeczeństwa) uważa, że system trzeba radykalnie zmienić. Jego uproszczenie politycy próbują uzgodnić od lat, jak dotąd jednak bezskutecznie. Ulgi są bowiem wygodnym instrumentem, po który chętnie sięgają politycy – zamiast wyasygnować np. 150 mld dol. na bezpośrednie finansowanie nowego systemu ubezpieczeń i opieki zdrowotnej, mogą go dofinansować pośrednio, zwalniając jego koszty od podatku. Uznaniowość powoduje jednak kontrowersyjność. To, co budzi zastrzeżenia, zależy od strony politycznej sceny.

Koniec ulgi George’a Sorosa

Republikanie najbardziej atakują ulgi, które wnosi nowy system ubezpieczeń i opieki zdrowotnej oraz zaproponowane również przez prezydenta Baracka Obamę kredytowanie podatku od kosztów koledżu. Zwolnienie podatkowe od kosztów ubezpieczenia i opieki zdrowotnej płaconych przez pracodawcę kosztowało rząd federalny w 2014 roku 143 mld dol.. W tym roku będzie to kwota 150,6 mld dol. Kredytowanie podatku od kosztów koledżu jest niewielką pozycją w skali budżetu państwa (24,3 mld dol. w ciągu pięciu lat), ale – jak podnoszą krytycy – mija się z celem: ma pomóc biedniejszym w uzyskaniu dostępu do koledżu, ale koszty takiej edukacji i tak przerastają możliwości tej grupy i z ulgi korzystają bogatsi.

Republikanie krytykują też redukcje oprocentowania kredytów mieszkaniowych, których koszt w 2015 roku wynosi 75 mld dol., i kosztów podatków lokalnych od nieruchomości (w skali kraju 34 mld dol.). Zdaniem krytyków powiększają niebezpieczną bańkę nieruchomości.

Demokraci z kolei chcą pomniejszyć ulgi dla indywidualnych osób od zysków kapitałowych i dywidend, z których korzysta głównie warstwa 10 proc. najbogatszych obywateli oraz osławieni menadżerowie funduszy hedgingowych. To druga największa w budżecie ulga podatkowa, która w 2015 roku umniejszy wpływy do kasy państwa o ponad 120 mld dol. Jest specjalnie atakowana na fali krytyki nierówności materialnych w społeczeństwie, którą przyniósł kryzys z 2008 roku. Przekonanie, że zapaści winni byli prowadzący ryzykowne inwestycje ludzie z Wall Street, spowodował że Kongres zdecydował wówczas o likwidacji w 2015 ulgi dla menadżerów funduszy hedgingowych, która pozwalała na prolongatę podatków od opłat od klientów. Zaległe podatki należy spłacić przed 2017 rokiem, co według obliczeń z 2008 roku ma przynieść Skarbowi Państwa 25 mld dol. Zniesienie ulgi dotyczy między innymi funduszu George’a Sorosa, co – jak wynika z obliczeń ekspertów z uniwersytetu Illinois – będzie kosztowało miliardera 6,7 mld dol. Ci sami eksperci policzyli, że ulga pozwoliła teoretycznemu podobnemu funduszowi (również założonemu w 1975 roku z kapitałem 12 mln dol.) zgromadzić przez 40 lat majątek 16 mld dol. Gdyby jej by nie było, majątek ten osiągnąłby maksymalnie 2,4 mld dol.

Prezydent Obama chce także zlikwidować ulgę od „zaparkowanych” za granicą pieniędzy korporacji, z której pochodzi ponad połowa wartości ulg korporacyjnych. Pozwala ona na opóźnienie spłaty podatku od zysków firmy wygenerowanych poza granicami USA przez zagraniczne filie amerykańskich firm. Wartość tego majątku jest szacowana na 2,1 bln dol., planowany w prezydenckim projekcie budżetu na 2016 rok podatek wynosiłby 19 proc. rocznie (z jednorazową wpłatą 14 proc.).

Kto funduje wydatki państwa

Spory o ulgi są odbiciem sporu o to, kto i w jakim stopniu powinien finansować wydatki państwa. W opinii większości społeczeństwa (według sondaży PEW i Gallupa) bogaci płacą za mało, przede wszystkim kosztem klasy średniej, której finanse w ostatnich latach zdecydowanie podupadły, m.in. z powodu nadmiernych obciążeń podatkowych. Jak faktycznie rozkłada się ciężar?

Po pierwsze podatki od osób indywidualnych stanowią 46,2 proc. wszystkich dochodów państwa. Taki poziom utrzymuje się stale (plus minus 2–3 pkt proc.) od czasów II wojny światowej, kiedy to podatek dochodowy został rozszerzony także na niżej uposażoną część społeczeństwa (inne duże źródła dochodów to podatki od benzyny, papierosów, nieruchomości oraz wpływy z Rezerwy Federalnej).

Przekonanie, że najbogatsi korzystają z ulg, podczas gdy zwiększyło się obciążenie klasy średniej, znajduje tylko częściowe potwierdzenie w danych amerykańskiego urzędu skarbowego (IRS). Istotnie, w latach 2001–2011 wielkość podatków od klasy średniej, czyli osób z dochodami w przedziale 100–200 tys. dol. rocznie, wzrosła z 18,8 do 23,8 proc. udziału w całości indywidualnych podatków dochodowych. Ciężar wpłat na program emerytalny Social Security i opieki zdrowotnej Medicare także spoczywa na klasie średniej i najbiedniejszej, czyli 80 proc. społeczeństwa, które płaci na te cele więcej niż 20 proc. najbogatszych w USA. Jest tak dlatego, że oba programy są opłacane z podatków od wynagrodzeń za pracę.

Z drugiej strony jednak według danych IRS najbogatsi wciąż płacą największą część wszystkich indywidualnych podatków – w 2013 roku osoby indywidualne z dochodami powyżej 250 tys. dol. rocznie, czyli 2,4 proc. wszystkich podatników, zapłaciły 48,9 proc. wszystkich podatków dochodowych, a średnia wysokość ich podatków wynosiła 25,6 proc. od dochodu. Grupa z dochodami poniżej 50 tys. dol. rocznie (czyli 63,4 proc. wszystkich podatników) zapłaciła zaledwie 6,2 proc. całości wpływów z podatków dochodowych od osób indywidualnych (średnia wysokość podatku wyniosła 4,2 proc.).

W innym jeszcze ujęciu: najbogatszy 1 proc. społeczeństwa (czyli ci, o których opodatkowanie toczy się polityczna walka) wpłaca do Skarbu Państwa 37,9 proc. swoich dochodów, a 20 proc. najbiedniejszych ma negatywną stopę opodatkowania.

Zmniejszył się natomiast w minionych 50 latach udział amerykańskich firm w finansowaniu polityki państwa, z 25–30 proc. w latach 1960. do poniżej 10 proc. w ostatnich. W 2014 roku korporacje zapłaciły do Skarbu Państwa 320,7 mld dol. podatku dochodowego, co stanowiło 10,6 proc. wszystkich dochodów Skarbu. Trzeba jednak pamiętać, że podatki korporacyjne nie były przeliczane w odniesieniu do inflacji identycznie jak produkt krajowy brutto – według rządowego Biura Analiz Ekonomicznych przeliczona o stopień inflacji wielkość PKB wzrosła w latach 1980–2014 o 149 proc., podczas gdy wysokość podatków w tym samym czasie tylko o 84,5 proc.