Umieścić agenturę we wszystkich ośrodkach państwowotwórczych, uśpić na lata i powoli wybudzać, sącząc gangrenę do kodeksów, ordynacji i ustaw. Brawo, nikt się nie zorientował, że to celowa robota. Mówili, że złe ustawy powstają na chybcika na fali medialnej histerii czy społecznego oburzenia, bo jakiś rzeźnik pedofil wyszedł na wolność albo pijak rozjechał wycieczkę. Że majętne grupy interesów lobbingiem i przekupstwami modyfikują zmiany prawa, zapewniając sobie jeszcze większe bogactwo. Ale to łatwo odkryć i naprawić. Kreciej roboty tysięcy podstawionych ekspertów naprawić się nie da.

Gdy ktoś sensownie opracował limit, poniżej którego małoletni mogą zarabiać bez podatku, agenci zadbali, by nie określono jasno, czy kwota limitu uwzględnia składki na ZUS. Drobiazg, ale napsuł krwi. Gdy zajęto się kantami przy przetargach i powstała zasada, że jeśli cena oferty jest o 30 proc. niższa od szacunkowej wartości zamówienia, trzeba wszcząć procedurę weryfikacji, agent popsuł przepisy, nie dodając, że chodzi o cenę netto. I znowu problemy.

To musi być pełzający zamach. Niemożliwe przecież, że państwo w środku Europy, należące do UE, tyle czasu świadomie utrzymuje armię urzędniczych nieudaczników, nie potrafiących sklecić nawet prostych przepisów. No bo to niemożliwe, prawda?

Reklama