Nasz sondaż nie wróży dobrze prezydenckiemu pomysłowi referendum. Bronisław Komorowski chce zapytać o jednomandatowe okręgi wyborcze, finansowanie partii z budżetu czy zasadę interpretowania prawa podatkowego na korzyść podatnika. Wprawdzie 45 proc. jest za tym pomysłem, a przeciwko tylko 20, ale najważniejsze jest kolejne pytanie – ilu pytanych by się na takie referendum wybrało. Dzisiaj jedynie 44 proc. deklaruje chęć stawienia się przy urnie. Gdyby faktycznie frekwencja była tak niska, referendum nie byłoby ważne, bo próg ważności wynosi 50 proc. uprawnionych do głosowania.
Z naszej sondy wynika także, że kwestia JOW-ów, choć jest jednym z głównych wątków tegorocznej kampanii, wcale nie zaprząta głowy Polakom. Niemal 54 proc. ankietowanych nie wie, czy popiera wprowadzenie JOW-ów w wyborach do Sejmu. Pomysł ten uznaje za dobry niecałe 35 proc. respondentów, a za zły 11,5 proc. Ponad 83 proc. z tych, którzy nie mają wyrobionej opinii na temat JOW-ów, to osoby z wykształceniem podstawowym. Dla porównania osób z wykształceniem wyższym w tej grupie jest dwukrotnie mniej.
– JOW-y to termin trudno rozszyfrowywalny dla przeciętnych Polaków. Nikt ich w szkołach tego nie uczy, a temat ten zaczął być głośny dopiero w tej kampanii. Jestem przekonany, że z tych 20 proc., które głosowało na Kukiza, tylko kilka procent zdawało sobie sprawę, czym są JOW-y i jak wpływają one na system wyborczy – uważa dr Olgierd Annusewicz z Ośrodka Analiz Politologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Co ciekawe, liczenie na elektorat Pawła Kukiza okazało się zawodne. I potwierdzają to wyniki naszego sondażu. Mimo że w zasadzie jednym postulatem Kukiza było wprowadzenie JOW-ów, to ponad 40 proc. jego wyborców nie wie, o co chodzi, lub chciałoby ich wprowadzenia. Za jest niemal 53 proc., ale dokładnie taką samą popularnością ten postulat cieszy się wśród wyborców Bronisława Komorowskiego.
Kolejne pytanie dotyczyło kwestii dalszego finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Między innymi w tej sprawie Polacy będą mogli się wypowiedzieć w referendum zapowiedzianym przez Bronisława Komorowskiego na 6 września br. W naszym sondażu aż 64 proc. ankietowanych jest przeciwnych dalszemu utrzymywaniu obecnego rozwiązania. Tylko niecałe 9 proc. jest za finansowaniem partii z budżetu, a 27 proc. nie ma zdania w tej sprawie.
Reklama
O ile trudno się dziwić Polakom, że nie chcą, by publiczne pieniądze utrzymywały partie polityczne, o tyle eksperci wskazują, że rezygnacja z tego rozwiązania może doprowadzić do patologicznych sytuacji. – Pozbawienie partii pieniędzy z budżetu może prowadzić do groźnej sytuacji, w której będą one finansowane głównie przez osoby bogate i grupy interesów. Biedni raczej nie będą się zrzucać. Wówczas może i mielibyśmy stabilny system polityczny, ale z dominacją partii rządzącej, której jest łatwiej dotrzeć do grup mogących ją finansować – przestrzega politolog Jarosław Flis.
Nie dziwi także pozytywna odpowiedź na trzecie pytanie, dotyczące wprowadzenia zasady in dubio pro tributario do ordynacji podatkowej. To, by urzędy, a zwłaszcza fiskus, były przychylne obywatelom i interpretowały prawne wątpliwości na ich korzyść, jest marzeniem większości obywateli. Dlatego uczynienie państwa przyjaznym obywatelom było w tej kampanii postulatem wielu kandydatów od lewej do prawej strony politycznej sceny. Nic dziwnego, że spośród wszystkich trzech referendalnych pytań ten postulat ma największe szanse na wejście w życie.