Wyniki wczorajszego referendum wskazują na zdecydowaną przewagę przeciwników porozumienia z wierzycielami. To oznacza najpewniej bankructwo Grecji. Niewykluczone również, że wyjście ze strefy euro.

– Jestem pewien, że jutro przetrzemy nowy szlak dla wszystkich Europejczyków. Szlak powrotu do wartości, na których zbudowane są demokracja i solidarność – mówił wczoraj premier Aleksis Tsipras. Tym nowym szlakiem może być jednak rychła niewypłacalność greckich banków odciętych od kroplówki Europejskiego Banku Centralnego, brak pieniędzy w bankomatach, wstrzymanie wypłacania pensji i emerytur, w końcu bankructwa greckich firm.

Co prawda we wczorajszej rozmowie z dziennikiem „Bild” niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble mówił, że Europa nie zostawi Grecji. Jednak wcześniej Angela Merkel jasno dawała do zrozumienia: „nie” w referendum, to koniec programów ratunkowych.

Póki co wynik plebiscytu nie oznacza automatycznego porzucenia euro. Jeszcze przed zamknięciem lokali wyborczych minister finansów Janis Warufakis zaznaczył, że Grecy wciąż mogą się dogadać z wierzycielami w ciągu 24 godzin.

Na razie EBC zapewnia płynność greckim instytucjom finansowym. Grecja, żeby normalnie funkcjonować, potrzebuje wspólnej waluty, przede wszystkim po to, aby regulować należności w rozliczeniach z zagranicą (w tym za leki, które kraj importuje).

Reklama

Mimo optymizmu Tsiprasa i Warufakisa instytucje finansowe szykują się na najgorsze. Dzisiaj w nocy odbyły się narady m.in. w Deutsche Banku i brytyjskim Barclays. Prezes niemieckiego banku centralnego Jens Weidmann ostrzegł wczoraj, że Grexit wyrwałby sporą dziurę w budżecie instytucji. Z kolei jak przekonują analitycy Royal Bank of Scotland, porzucenie euro przez Ateny będzie bardziej kosztowne niż darowanie Grecji nawet 140 mld euro długu.

>>> Czytaj też: Grecy powiedzieli zdecydowane "nie". Znamy wstępne wyniki referendum