Najpóźniej jutro natomiast władze w Atenach chcą oficjalnie poprosić o kolejny pakiet pomocowy.

W nie najlepszych nastrojach przywódcy państw eurolandu wchodzili na szczyt. Wiedzieli bowiem, że grecki minister finansów przyjechał do Brukseli z pustymi rękami. Na spotkaniu eurogrupy mówił jedynie o zamiarach rządu w Atenach. Pytanie, jak wytłumaczy się na szczycie premier Grecji Aleksis Tsipras, który wczoraj sam obiecywał, że plan na dziś będzie gotowy. Premier Belgii Charles Michel mówił, że nie można zmusić Aleksisa Tsiprasa do rozmów, skoro on sam nie chce współpracować.

"Nie możemy przyłożyć rewolweru do skroni ani noża do gardła" - mówił szef belgijskiego rządu i przestrzegał przed konsekwencjami. "Jeśli w najbliższym czasie nie pojawi się nic na stole, to będzie oznaczało, że Tspiras nie potrafi uszanować głosu swoich obywateli, by zostać w strefie euro" - dodał Charles Michel. Kanclerz Niemiec pytana o kolejny pakiet pomocowy dla Grecji odpowiedziała, że nie ma podstaw do negocjacji. "Europejska solidarność w zamian za odpowiedzialność krajów, które proszą o pomoc" - dodała Angela Merkel.

Prezydent Francji Francois Hollande ponaglał i mówił, że czasu na porozumienie jest niewiele. "Musimy jak najszybciej zobaczyć propozycje reform, by jak najszybciej je przeanalizować i jak najszybciej zakończyć negocjacje" - powiedział francuski prezydent. Krytycznie o działaniach greckiego rządu wypowiadał się premier Holandii Mark Rutte. "Decyzja o wyjściu Grecji ze strefy euro zostanie podjęta w Atenach, z pewnością nie w Brukseli" - powiedział szef holenderskiego rządu. Jeszcze wczoraj niewiele osób w Brukseli straszyło wyrzuceniem Grecji z eurolandu, ale dziś, gdy Ateny nie przedstawiły konkretnych planów, a po to właśnie zwołano szczyt, by je omówić, słowo - Grexit - można usłyszeć coraz częściej.

Reklama

>>> Czytaj też: Kto tak naprawdę chce powrotu drachmy? Grecja czy może jednak Niemcy?