Nokia, przez lata była jedynym poważnym europejskim graczem na globalnym rynku nowych technologii. Od tego czasu nikt nie podjął się próby zbudowania czegoś równie wielkiego – pisze w swoim felietonie Leonid Bereshidsky.

Teraz, gdy Microsoft wpisał w straty inwestycję w mobilny oddział Nokii – zaledwie rok po jego przejęciu – i przymierza się do zamknięcia swojego biznesu w Finlandii, nadszedł czas na hymn pochwalny na cześć fińskiej firmy.

Przez niemal całą dekadę lat 90. XX wieku Motorola była niekwestionowanym liderem rodzącej się branży mobilnej. Firma ta była również najbardziej innowacyjnym i wizjonerskim graczem na rynku. Wystarczy wspomnieć o tym, że Amerykanie myśleli o mobilnym internecie na długo zanim wdrożenie tej technologii stało się w ogóle możliwe. Motorola przegapiła jednak konsumenckie posunięcia fińskiej Nokii, która w 1997 roku zaprezentowała światu pierwszy telefon... na którym można było zagrać w grę. Tak. Tą grą był słynny Snake.

W tym samym roku Nokia stała się również najbardziej agresywny graczem na mobilnym rynku, wprowadzając do sprzedaży aż 31 modeli telefonów. W 1998 roku Finowie zaprezentowali kolejne 17 modeli i wyprzedzili Motorolę. Rok później, Nokia zaprezentowała pierwszy telefon wyposażony w przeglądarkę internetową (a dokładniej przeglądarkę WAP). W 2000 roku Richard McCaffery z firmy inwestycyjnej Motley Fool napisał następujące słowa:

Reklama

„Patrzę na Nokię, jako na swego rodzaju połączenie Apple i Della. Z jednej strony mamy tu charakteryzujące Apple wyczucie marketingu i designu, a z drugiej biznesową efektywność Della. Zacznijmy od designu: Charakterystyczny zakrzywiony znak towarowy Nokii, wymienne obudowy, designerskie modele i spersonalizowane dzwonki, to efekt zrozumienia prostego faktu, że telefony komórkowe nie były produktem niszowym, ale fenomenem przeznaczonym dla masowego odbiorcy”.

Kolejnym śmiałym posunięciem fińskiej firmy było wejście w sojusz z innymi producentami (najpierw z Ericssonem i Motorolą, a następnie z Siemensem i Matsushitą), aby wspólnymi siłami zbudować własny system operacyjny. Grupa ta zainwestowała w brytyjski startup Symbian. Jak łatwo zauważyć, tylko jeden z członków sojuszu pochodził z USA. Wynika to z faktu, że jego głównym celem było stworzenie przeciwwagi dla amerykańskiego Microsoftu, który był wówczas największym graczem na rynku systemów operacyjnych. Joel West, były dyrektor wykonawczy Symbiana w następujący sposób opisał historię nowego projektu:

„Główną motywacją, która zjednoczyła Symbiana i jego właścicieli była chęć powstrzymania Microsoftu od zdobycia dominującej pozycji na rynku systemów dla urządzeń mobilnych, co pozwoliłoby z kolei na uzyskanie wysokich prowizji od producentów telefonów, tak jak było to w przypadku rynku PC-tów. Dostosowując Symbiana do trzech (a później pięciu) największych producentów telefonów komórkowych, sojusznicy liczyli na powstrzymanie ewentualnej dominacji Microsoftu”.

Warto pamiętać również o tym, że w 1999 roku to na Europę Zachodnią przypadało aż 32 procent wszystkich sprzedanych telefonów komórkowych, podczas gdy w USA było to zaledwie 17 proc. Był to bez wątpienia rynek napędzany przez Europę, na którym niepodzielnie rządziła fińska Nokia.

>>> Czytaj też: Nokia istnieje już tylko teoretycznie? Microsoft dobija legendarną markę

Przenieśmy się teraz do końcówki lat dwutysięcznych. Nagle, zupełnie niespodziewanie, Apple jest lepsze od Nokii w projektowaniu telefonów i budowie łańcuchów produkcyjnych. Niedługo potem Samsung i chińscy producenci stali się liderami w produkcji urządzeń mobilnych, a należący do Google'a Android zdobył dominującą pozycję na rynku, wyprzedzając Microsoft pod względem obsługiwanej bazy urządzeń. W tym samym czasie Nokia zwleka, spoczywa na laurach, a wreszcie trafia w ręce giganta z Redmond. W momencie kapitulacji fińskiej firmy, Microsoft nie jest już jednak rynkowym hegemonem, a system operacyjny Windows Mobile nie spotyka się ze zbyt wielkim zainteresowaniem ze strony konsumentów.

Nokia poniosła niemal całkowitą porażkę mobilnym. W konsekwencji doprowadziło to do utraty zaufania do europejskiego przemysłu technologicznego. Oczywiście, jeśli powiesz branżowym ekspertom, że europejska myśl technologiczna nie stworzyła w ostatnich latach niczego istotnego poza Skypem i Spotify (pierwsza firma znajduje się już w rękach Microsoftu, a druga jest mocno zagrożona przez Apple), to w odpowiedzi otrzymasz nazwy dziesiątek innych europejskich firm. Niektóre z nich są dobrze znane, inne zdecydowanie mniej, ale pełnią ważną rolę w swoich niszach (Czy wiecie, że drugi najpopularniejszy serwer sieciowy Nginx stworzyli Rosjanie?). Żadna z tych firm nie jest jednak drugą Nokią - globalnym liderem na niezwykle ważnym i zorientowanym na konsumenta ryku.

Ktoś mógłby powiedzieć, że właśnie tak działa rynek, a Stany Zjednoczone mają po prostu najlepszych przedsiębiorców i najlepszą sieć wsparcia. „Połączenie dużej puli kapitału, światowej klasy talentu, infrastruktury wsparcia i kultury ryzyka wyhodowało samowypełniający się cykl innowacji i przedsiębiorczości” – tak o amerykańskiej kulturze przedsiębiorczości napisał Francuz Nicolas Brusson, współzałożyciel BlaBlaCar, największego na świecie serwisu oferującego wspólne przejazdy.

Europa nie może być jednak zadowolona z tej odpowiedzi. Amerykańskie przywództwo na rynku nowych technologii przychodzi bowiem wraz z ryzykiem szpiegostwa gospodarczego, które jest raczeni niezbyt popularne w Europie. Poza tym, amerykańskie firmy notorycznie unikają płacenia podatków w Europie. Nokia, w czasach swojej świetności, była bardzo sumiennym podatnikiem, który odpowiadał nawet za 23 proc. dochodów z podatku od osób prawnych w Finlandii.

Europa tęskni dziś za swoim lokalnym mistrzem. Udział Microsoftu w europejskim rynku smartfonów w wynosi obecnie 6,88 proc., podczas gdy na całym świecie jest to zaledwie 2,6 proc. Lepszy wynik Microsoftu na Starym Kontynencie to efekt przywiązania Europejczyków do Nokii.

Fińska firma straciła pozycję lidera przez własne błędy. Nie oznacza to jednak, że inni europejscy gracze nie mogą trafić na szczyt. Nie powinien zaskakiwać nas również fakt, że europejskie organy regulacyjne będą szukać sposobów, aby umożliwić taki przełom.