Część Europy z pewnością wstrzymała oddech podczas napiętych negocjacji Grecji z Trojką. Nie z powodu potencjalnych ekonomicznych skutków Grexitu, a raczej ze względu na możliwe polityczne skutki „wyjścia” dla niektórych państw.

Chodzi między innymi o Portugalię, Hiszpanię, Włochy i Irlandię, które od dłuższego czasu zmagają się z własnymi kryzysami - podaje businessinsider.com. – Nasz sukces w negocjacjach z UE byłby największym koszmarem dla rządów tych państw. Musiałyby tłumaczyć wyborcom, dlaczego nie postawiły podczas własnych negocjacji oporu UE – twierdzili przedstawiciele Syrizy.

Hiszpański rząd prowadził w przeciwieństwie do Syrizy uległą politykę wobec unijnych elit. Zdaniem premiera Mariano Rajoya kraj dokonał dzięki temu bezprecedensowego zwrotu, który powinien służyć jako globalny przykład.

Na papierze Rajoy ma rację. W ostatniej kwartalnej perspektywie gospodarczej bank BBVA zrewidował prognozę na 2015 rok dla hiszpańskiego PKB z 2,7 do 3 proc. To bez wątpienia duży sukces dla gospodarki, która jeszcze 3 lata temu znajdowała się w głębokiej recesji.

Reklama

Ekonomiczna bajka

W rządowej opowieści pojawia się jednak jeden problem – PKB to tylko wycinek gospodarki, który zamazuje obraz całości. Podczas gdy prawie wszyscy w kraju (ekonomiści, dziennikarze, eurokraci, a nawet część społeczeństwa) trzymają się rozpaczliwie myśli że najgorsze już za nimi, świadomie ignorują fakt, że rządowy scenariusz jest pełen nieścisłości.

Odkąd Rajoy wygrał wybory, hiszpański dług publiczny osiągnął rekordowe tempo w erze po upadku reżimu Franco. Szokujące 590 mld euro, czyli równowartość 30 proc., o które wzrósł dług kraju podczas trwającej 3,5 roku polityki „zaciskania pasa”.

Również rządowe wydatki na szczeblu lokalnym w dalszym ciągu są wyraźnie poza kontrolą. Lokalne władze przyczyniły się do wzrostu długu publicznego kraju w 2014 roku o 27 mld euro, co złożyło się na łączne zadłużenie na poziomie 236 mld euro (równowartość 22,4 proc. PKB). Hiszpańskie media ostrzegają, że Hiszpania składa się z wielu „małych Grecji”. Co gorsza, regiony znajdujące się w największej recesji są jednocześnie najbardziej skorumpowane. Zalicza się do nich Walencję, której władze zostały ukarane za manipulowanie budżetem.

Wraz ze zbliżającymi się szybkimi krokami wyborami rząd Rajoya ma tylko jeden cel: kupić szybko tak wiele głosów, jak to tylko możliwe. Okres finansowej restrykcyjnej kontroli został zawieszony, a wydatki publiczne rosną szybko, zarówno na szczeblu krajowym, jak też regionalnym. Planowana na początek przyszłego roku obniżka podatków zostanie przeniesiona w czasie. W akcie desperacji Rajoy przywrócił nawet część dopłat do pensji państwowych urzędników, którymi cieszyli się przed nastaniem kryzysu.

Rekordowe bezrobocie

Jak może odbić się od dna gospodarka, w której ponad 20 proc. osób jest ciągle bezrobotnych? Hiszpania, której sytuacja gospodarcza jest uważana za dużo lepszą niż grecka, posiada 3 regiony o najwyższym poziomie bezrobocia w Europie. Jest również państwem, które ma najwyższy odsetek niezatrudnionych (w grupach poniżej 25. roku życia oraz powyżej 55.) wśród wszystkich państw OECD. Wyższy oczywiście niż Grecja. Sytuację w kraju można podsumować sentencją: „rząd uczynił z niego pustynię i szczyci się tym, że jest na niej spokojnie”.

W złej sytuacji są hiszpańskie banki. Chociaż przeszły w ostatnim czasie wiele zaaplikowanych przez EBC stress-testów, cierpią z powodu permanentnego niedokapitalizowania. Zmagają się też z rosnącym zadłużeniem.

Hiszpania jest również najbardziej na świecie krajem uzależnionym od Ameryki Południowej. Ten region, także zmagający się ze spowolnieniem, jest głównym źródłem zysku wielu hiszpańskich przedsiębiorstw. Zważywszy na to, że HSBC – największy lokalnie działający bank – bardzo szybko wycofuje się z Ameryki Łacińskiej, hiszpańskie największe banki, czyli Santander i BBVA podwajają swoje zaangażowanie na tamtejszym rynku. Wraz możliwym podniesieniem przez Rezerwę Federalną stóp procentowych we wrześniu, może dojść do masowego wycofywania kapitału z Ameryki Południowej. Jeśli tak się stanie, mocno ucierpią na tym hiszpańskie podmioty, które mogą potrzebować rządowego wsparcia.

Rajoy podkreśla na każdym kroku, że Hiszpania nie przypomina Grecji. W pewnym sensie ma rację. Chociaż oba kraje trawi korupcja, Madryt ma większą, bardziej rozwiniętą gospodarkę, wyższą produktywność, lepszą infrastrukturę i dostęp do większego rynku zewnętrznego. Nie zmienia to jednak faktu, że zmaga się z poważnymi problemami, które przez rządzącą ekipę są zamiatane pod dywan.