Przez niemal 3 lata Apple nie aktualizował zapomnianej nieco oferty odtwarzaczy muzyki. Właśnie zaprezentował nowego, odświeżonego iPoda Touch. Tylko komu to dziś potrzebne? Wbrew pozorom, to sprytny ruch amerykańskiej firmy.

Nowy iPod Touch to, brutalnie mówiąc, coś w rodzaju iPhone’a dla ubogich. Mniejszy, z lepszą kamerą frontową, tym samym procesorem, w który wyposażony jest nowy smartfon Apple. Inne wersje iPodów, czyli Nano i Shuffle doczekały się tylko nowych wariantów kolorystycznych, bez zmian w specyfikacji technicznej.

Od biedy, korzystając ze specjalnych aplikacji, da się nim zadzwonić lub wysłać wiadomość, ale to urządzenie służy głównie to konsumpcji treści – filmów, muzyki, gier. Czyli do tego samego, co zwykły smartfon.

iPody w cieniu smartfonów

Jednak przenośne odtwarzane muzyki najlepsze lata mają za sobą. Tak, jak Walkman musiał w końcu ustąpić Discmanowi, tak Discman musiał w końcu ustąpić odtwarzaczom mp3. A funkcję tych ostatnich przejęły smartfony. W takim razie po co komu iPod?

Reklama

- Nie każdy chce mieć iPhone’a. Za to wielu ludzi kocha swoje iPody – mówi cytowany przez agencję AP Robert Enderle, z firmy doradczej Enderle Group dodając, że osiągnie sukces.
Odkąd pojawił się pierwszy iPod w 2001 r., Apple sprzedał ponad 350 mln tych urządzeń. Lecz sprzedaż zaczęła dołować. Teraz, w porównaniu z iPhone’ami, to zaledwie ułamek biznesu. Do tego stopnia, że firma przestała w raportach finansowych publikować dokładne dane sprzedażowe. W ostatnim dostępnym okresie (lipiec –wrzesień 2014 r.) sprzedała 2,4 mln sztuk, przy ponad 30 mln iPhone’ów. Można za pewnik przyjąć, że firma na tym nie straci. Apple zajmuje się tym, co umie robić najlepiej – zarabianiem pieniędzy. A że przy okazji można „zrewolucjonizować doznania klientów”, tym lepiej. Jednak nowe iPody nie przełożą się na pokaźny przychód sprzedażowy.

Dr Maciej Kraus, dyrektor firmy doradczej FernPartners mówi wprost: - To odgrzewanie kotleta i to starego, zepsutego. iPod to było „coś” 10 lat temu, nie teraz. Dodaje, że nie liczy na dobrą sprzedaż w Polsce. – 999 zł za odtwarzacz muzyki w najtańszej wersji to dużo. Szczególnie, że dziś odwarzanie muzyki jest integralną częścią każdego telefonu – mówi Maciej Kraus. Za tę cenę można spokojnie kupić wydajnego smartfona.

Mimo to dr Kraus chwali ruch Apple jako sprytny. Polska nie jest dla firmy kluczowym rynkiem. W USA 200 dol. za nowego iPoda nie jest wygórowanym wydatkiem. Mniej więcej tyle samo kosztuje nowy iPhone 6 z kontraktem, co wiąże się z dodatkowymi kosztami.

>>> Czytaj też: Apple uruchomiło własną rozgłośnie radiową. Projekt skazany na sukces?

iPod jak wędka

Lecz w odświeżaniu iPoda nie o sprzedaż chodzi.

- To walka o nowe pokolenie wyznawców Apple, czyli dzieci. To idealne urządzenie dla nich do bajek, filmów, gier, muzyki. Nie potrzebują przecież dzwonić do znajomych – mówi dr Kraus. To też wygodne dla rodzica, który zmęczony jest tym, że dziecko wiecznie rozładowuje jego telefon grając czy oglądając filmy.

Taki „tańszy iPhone” to sposób na przyciągnięcie nowych klientów bez obniżania cen (a co za tym idzie – przychodów) i bez rezygnowania z „ekskluzywności” marki premium, która z założenia musi być droga. Amerykanie już to przerabiali. Tablet od Apple – iPad to tańsza wersja jej komputera osobistego.

Jednak kluczowy jest tu aspekt strumieniowania muzyki. Apple może zarzucić produkcję iPodów, gdy uzna, że ich czas bezpowrotnie przeminął. Ale nie może odciąć się od przyszłości. W zeszłym roku cyfrowa dystrybucja w USA po raz pierwszy w historii wygenerowała większy przychód, niż sprzedaż tradycyjna.

iPod to haczyk na nowych klientów usługi Apple Music. Dostęp do niej, iTunesa i aplikacji Apple z tańszego urządzenia wciąga użytkownika w zamknięty ekosystem firmy. Gdy mu się spodoba, przerzuci się na droższy sprzęt.

- Poza tym zawsze znajdzie się grupa dorosłych użytkowników, którzy chcą posiadać wszystko co można z logo Apple – kwituje dr Kraus.

>>> Polecamy: Apple nie jest już liderem innowacyjności? Trwa wojna na rynku tech