Kilka dni temu rząd, przymuszony wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE z marca 2014 r., ostatecznie dał zielone światło dla rejestracji tzw. anglików w Polsce bez konieczności dokonywania kosztownych przekładek układu kierowniczego. Pakiet odpowiednich rozporządzeń czeka już tylko na publikację w Dzienniku Ustaw. Nowe przepisy wejdą w życie po 14 dniach od ogłoszenia, a więc najprawdopodobniej jeszcze w te wakacje i będę oznaczać, że po zakupie anglika wystarczy, że właściciel dostosuje do ruchu prawostronnego światła zewnętrzne, lusterka wsteczne i przeskaluje prędkościomierz z mil na km/h. O ile wcześniej dokonanie skomplikowanej przekładki kosztowało średnio od 4 do 10 tys. zł, o tyle teraz koszt przeróbek może się zamknąć nawet w… kilkudziesięciu złotych.

Już sama zapowiedź łatwiejszej rejestracji aut z kierownicą po prawej stronie spowodowała przetasowania na liście najczęściej poszukiwanych modeli. Z danych serwisu Otomoto.pl wynika, że jeszcze rok temu w pierwszej dziesiątce znajdowały się modele, które najłatwiej było dostosować do obowiązujących przepisów. – Obecnie na liście przodują modele produkcji niemieckiej. Zeszłoroczny zwycięzca Land Rover Freelander nie pojawił się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych samochodów z kierownicą po prawej stronie – wyjaśnia Marcin Szturma z Otomoto.pl. Na liście znalazły się za to popularne w Polsce passaty, audi A4 oraz ople vectra.

Według Szturmy różnice w cenie są znaczne. Angliki są nawet o 10 tys. zł tańsze od aut kontynentalnych. Z czego to wynika? – Pojazdów tych nie można było rejestrować w prosty sposób w Polsce. Dlatego głównie szły na części – tłumaczy Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Jego zdaniem wkrótce po wejściu w życie nowych przepisów ceny anglików (tych przeznaczonych do jazdy, a nie na części) oraz tradycyjnych pojazdów zbliżą się do siebie i zakup tych pierwszych przestanie być aż tak opłacalny.

Zdaniem Macieja Gąsiorowskiego z serwisu Autagb.pl, zajmującego się importem samochodów z Wysp Brytyjskich, ten trend już jest dostrzegalny. – Za samochód, który trzy lata temu kosztował ok. 5 tys. zł, dziś trzeba zapłacić ok. 8 tys. zł. Do tego dochodzą koszty importu takiego samochodu z Anglii – w przypadku osobówek to 1500–1800 zł netto – tłumaczy.
Do podobnych wniosków można dojść, analizując ogłoszenia sprzedaży takich aut na Otomoto.pl. Pod koniec 2013 r. spośród używanych anglików najczęściej oferowane w Polsce były samochody 11-letnie o średniej wartości 4–6 tys. zł. Dziś nie dość, że są to samochody z reguły o rok starsze (12-letnie), to ich średnia wartość sięga 7 tys. zł.

Reklama

Kupując anglika, trzeba się liczyć z wyższymi niż standardowo kosztami ubezpieczenia. Poruszanie się takim autem w Polsce jest bardziej niebezpieczne niż samochodem przeznaczonym do prawostronnego ruchu – wystarczy wyobrazić sobie manewr wyprzedzania tira, mając kierownicę po prawej stronie. Ubezpieczyciele, co prawda niechętnie, ale już pracują nad ofertami dla takich klientów – mają bowiem obowiązek przedstawienia im oferty OC. Ale przedstawiciele niektórych zakładów ubezpieczeniowych mówią nam wprost, że koszty OC mogą być w przypadku anglików wyższe nawet o kilkadziesiąt procent. A nawet jeśli to nie zadziała odstraszająco, to w pakiecie celowo nie będą oferować autocasco, na którym zależy wielu kierowcom.

W ubiegłym roku po polskich drogach poruszało się niemal 5 mln sprowadzonych z zagranicy samochodów osobowych zarejestrowanych po raz pierwszy w kraju – z reguły z Niemiec. Ministerstwo Gospodarki oszacowało, że po zniesieniu barier prawnych na nasz rynek trafiać może nawet 200 tys. anglików rocznie, choć zdaniem przedstawicieli branży motoryzacyjnej szacunki te są przesadzone chociażby z uwagi na problem z dostępem do części czy serwisowaniem.

Rząd jednak po cichu liczy na rozsądek kierowców, którzy sami dojdą do wniosku, że poruszanie się u nas autem przystosowanym do ruchu lewostronnego to nie najlepszy pomysł. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, odpowiedzialne za nowe regulacje, nawet nie kryje się specjalnie z tym, że nie chciało takich aut w Polsce, a do zmiany przepisów zostało zmuszone wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE z marca 2014 r.

Polacy należą do kreatywnych narodów i nawet jazda bez przekładki nie jest im straszna. Część właścicieli anglików już teraz wyposaża się w tzw. lewe oko. Jest to zestaw składający się z małej kamery oraz monitora LCD w cenie 200–300 zł. Kamerkę montuje się pod lewym lusterkiem, dzięki czemu na ekranie kierowca widzi prawie to samo, co normalnie widziałby kierowca zwyczajnego auta, przymierzając się do manewru wyprzedzania. Prawie w tym przypadku może jednak oznaczać wielką różnicę.