Najwięcej kart przyspieszających leczenie onkologiczne wydano w woj. świętokrzyskim, dolnośląskim oraz mazowieckim i kujawsko-pomorskim: ok. 455–450 na 100 tys. mieszkańców. Na Podlasiu już prawie trzy razy mniej, bo 164. Na drugim miejscu od końca uplasowało się Podkarpacie i Lubuskie

Według nowych zasad lekarze osobom chorującym na raka wystawiają tzw. zieloną kartę, która zapewnia krótkie terminy oczekiwania na badania. Ci bez zielonej karty mogą czekać nawet trzy razy dłużej niż ci z kartą.

– Widać gołym okiem, że szansa na leczenie nowotworu nie tylko zależy od jego rodzaju, lecz także od kodu miejsca zamieszkania, co jest skandalem dla kraju aspirującego do pełnoprawnego członkostwa w Unii Europejskiej – pisze Leszek Borkowski, prezes Fundacji Razem w Chorobie, w jednej z analiz podsumowującej pakiet onkologiczny.

Częstotliwość wydawania kart nie wiąże się z epidemiologią: w woj. świętokrzyskim nie notuje się najczęstszej zapadalności na raka. Według najnowszych danych GUS w tym województwie z powodów onkologicznych umiera 255 osób na 100 tys. mieszkańców. Więcej zgonów z tego powodu jest w opolskim czy śląskim, gdzie chęć lekarzy do wydawania zielonych kart nie jest już tak wysoka.

Reklama

Jacek Gugulski, były szef Polskiej Koalicji Pacjentów (obecnie z Porozumienia na rzecz Medycyny Paliatywnej), dodaje, że pakiet podzielił chorych na dwie grupy: tych leczonych w ramach nowego systemu i tych, co nie załapali się na kartę. Jego zdaniem dopóki wszyscy chorzy nie zostaną włączeni do systemu, część pacjentów będzie dyskryminowana. – Wiele osób nie ma nadal świadomości, że może takiej karty oczekiwać. Samym lekarzom musi zależeć, by poinformować o tym pacjentów, a z tym bywa różnie – dodaje Gugulski.
Takie opinie potwierdzają lekarze. – Niektórym nie chce się wypisywać kart. Do nas trafiają chorzy ze zdiagnozowanym rakiem, którym dopiero my wystawiamy taki dokument – mówi jeden z pracowników dużego ośrodka onkologicznego.

Niektórzy eksperci wskazują również, że mniej kart wystawionych zostało w tych województwach, w których najprężniej działa Porozumienie Zielonogórskie (Podkarpacie i Lubuskie) zrzeszające przedstawicieli lekarzy rodzinnych. Właśnie oni protestowali przeciw obciążeniu obowiązkami, które na nich nałożył pakiet onkologiczny. Zgodnie z nowymi zasadami głównie lekarze rodzinni powinni wystawić karty w przypadku podejrzenia raka. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że wystawiają ok. 40 proc. wszystkich.

Eksperci wymieniają jeszcze inne powody różnic między województwami oprócz świadomości lekarzy. Wpływ ma również obecność dużych ośrodków onkologicznych w regionie oraz różnice w finansowaniu. Teoretycznie NFZ zwraca za leczenie wszystkich chorych z kartą – bez limitu. Jednak nie wszystkie placówki mają zawarty z funduszem kontrakt na leczenie w ramach pakietu.

Zdaniem Rafała Janiszewskiego, eksperta w dziedzinie zdrowia, pakiet w naturalny sposób podzielił rynek: powstała mapa najsprawniej działających ośrodków onkologicznych. – W niektórych województwach, jak np. w świętokrzyskim, gdzie funkcjonuje duży szpital onkologiczny, placówka nawiązała współpracę z lekarzami podstawowej opieki. Omawiano zasady współpracy, dzięki temu świadomość jest wyższa – tłumaczy Janiszewski. Jego zdaniem w niektórych województwach wyższa liczba kart wynika z migracji pacjentów. Do ośrodków z największą renomą trafia więcej pacjentów: z Podlasia wielu chorych jeździ na Mazowsze. Z Podkarpacia wędrują do Kielc lub Krakowa. Zdaniem Janiszewskiego to akurat pozytywny aspekt, bowiem powinny istnieć duże centra referencyjne z możliwością leczenie kompleksowego na wysokim poziomie, przyjmujące najciężej chorych.

Według danych Ministerstwa Zdrowia w sumie wydano około 145 tys. kart dla osób, u których pojawiło się podejrzenie choroby. Nie we wszystkich przypadkach wstępna diagnoza musi się potwierdzić. Jak na razie leczenie na nowych zasadach rozpoczęło ponad 62 tys. osób.

I choć większość terminów jest dotrzymywana – działające od stycznia przepisy wymagają, by czas od podejrzenia do rozpoczęcia leczenia nie przekraczał dziewięciu tygodni – eksperci podkreślają, że pakiet wymaga wielu zmian.

W resorcie powstał właśnie raport podsumowujący najpilniejsze zmiany. Został on opracowany przez zespół powołany przez ministra zdrowia. – Pakiet ma ułatwić ścieżkę leczenia pacjenta, ale także być przyjazny dla lekarzy. To powinno być głównym celem poprawek wprowadzonych do pakietu – mówi DGP szef zespołu Zbigniew Pawłowicz.

Z jednej strony poprawione ma być działanie systemu informatycznego. Jego działanie spowodowało, że część placówek odmówiła wystawiania kart. Nie chodzi tylko o źle działający system, lecz także m.in. brak jego połączenia z Krajowym Rejestrem Nowotworów, do którego należało wpisywać każdy przypadek.

Kolejną sprawą jest finansowanie. Choć szpitale otrzymują zwrot pieniędzy za każdego pacjenta onkologicznego, to w niektórych typach raka wysokość refundacji jest niższa niż w poprzednim roku. Również w obecnym pakiecie nie zostały uwzględnione niektóre typy leczenia, np. onkologiczne leczenie paliatywne. W raporcie przygotowanym na zlecenie ministra zdrowia eksperci zwrócili uwagę przede wszystkim na potrzebę wprowadzania radioterapii paliatywnej.

Z kolei pacjenci oczekują informacji o tym, ile muszą czekać na wizytę. Na razie, jak donosiło RMF FM, na stronach NFZ nadal w zakładce „pakiet onkologiczny” brakuje danych.

>>> Czytaj też: Belgijscy eksperci ostrzegają: Smartfon za kierownicą gorszy niż alkohol

ikona lupy />
Pakiet onkologiczny w liczbach / DGP