- Gdyby firmy z listy Fortune 500 płaciły zaledwie 6 proc. podatku od ich zagranicznego dochodu, czyli mniej więcej tyle, ile uiszczają średnio poza USA – powinny wpłacić do amerykańskiego skarbu państwa dodatkowe 620 mld dol. - pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Kwota ta wystarczyłaby na pokrycie wszystkich państwowych wydatków na edukację na ponad 5 lat - wynika z raportu opublikowanego w tym tygodniu przez think tank Citizens for Tax Justice. Jak dotąd jest to jednak politycznie niemożliwe zarówno w USA, jak również w innych miejscach w których działają te firmy. Oto więc skromniejsza propozycja: dlaczego nie zaprzestać obłudnych zarzutów o podatkowe darmozjadztwo i po prostu nie zaproponować wielkim korporacjom wolności podatkowej? Argumenty są następujące.

Poniżej znajduje zestawienie amerykańskich firm z największą ilością gotówki poza granicami USA: posiadają one dwie trzecie z kwoty 2,1 bln dol., na jaką szacuje się ukrytą poza granicami Stanów gotówkę firm z listy Fortune 500:

Firmy te są znanymi, należącymi do ukochanego przez USA sektora korporacyjnego, producentami rzeczy bez których nie moglibyśmy się obejść. Nasze życie nie byłoby takie samo bez Apple, Google czy Cisco, ale też bez Procter&Gamble, Coca-Coli czy Wal-Martu. Bez siedmiu zanotowanych na liście firm farmaceutycznych nie mielibyśmy dostępu do najsilniejszych leków, a świat globalnych finansów prawdopodobnie mocno zmieniłby się bez Goldman Sachsa i Citigroup. Gigantyczny projekt amerykańskiej „soft power”, który zaprezentował w swoim ostatnim artykule Andrew Rose z Uniwersytetu Kalifornia, wywołuje wymierny wpływ na krajowy eksport. Można również argumentować, że największe firmy dostarczają dostęp do cennych usług publicznych, nawet pomijając, że robią to z wielkim zyskiem.

Reklama

Najpotężniejsze korporacje zatrudniają miliony osób w USA i poza ich granicami. Zapewniają szkolenia i bezcenne doświadczenie dla wielu z pracowników, pozwalając im na zakładanie nowych przedsiębiorstw i powiększania małych firm. Wzmacniają także wszędzie tam, gdzie się pojawią sektor usług. Mieszkańcy San Francisco mogą skarżyć się o to, że Google nie podniosło ich życiowego statusu, ale ani miasto, ani rząd nigdy nie sprzeciwią się obecności u siebie wielkich firm.

Pieniądze, jakie generuje liderzy poszczególnych branż są często wydawane na innowacje, które zmieniają ludzkie życie, takie jak samosterujące auta lub medykamenty do walki z wcześniej nieuleczalnymi chorobami. Intel, Microsoft, Johnson&Johnson, Google i Merck są na liście największych pozakrajowych „ciułaczy”, ale znajdują się również wśród 10 firm o największych na świecie wydatkach na badania i rozwój.

Największe firmy mogłyby wydawać więcej na pensje pracowników i finansowanie badań, gdyby nie musiały utrzymywać mechanizmów kosztownej optymalizacji podatkowej. Przykładowo - Pfizer ma 151, a PepsiCo 132 filii na całym świecie. Poza tym firmy te wydają miliony dolarów na działalność lobbystyczną, mającą zapobiec nakładaniu na firmę niekorzystnych regulacji podatkowych. Spośród korporacji o największej ilości aktywów za granicą cztery (Google, United Technologies, General Electric oraz Dow Chemicals) oraz znajdujące się w dalszej części listy Pharmaceutical Research i Manufacturers of America należą do 20 firm o najwyższych wydatkach na lobbing.

Citizens for Tax Justice, waszyngtoński think tank zajmujący się kwestiami podatkowej uczciwości, domaga się zakończenia procederu akumulacji nieopodatkowanych zarobków amerykańskich firm zagranicą, końca korporacyjnej inwersji oraz przenoszenia własności intelektualnej do rajów podatkowych. Barack Obama wezwał do repatriacji zagranicznych zysków, które miałyby zostać opodatkowane raczej 14 proc., a nie 35 proc. stawką. Realizacja powyższych postulatów nie jest jednak prawdopodobna, przynajmniej do czasu, gdy to republikanie kontrolują Kongres. Cokolwiek mówią na ten temat - wydają się być przekonani powyższymi argumentami. Dolary na lobbing zostały najwidoczniej dobrze wydane.

Walka Unii Europejskiej z uchylaniem się od płacenia podatków w formie korzystnych porozumień, jakie międzynarodowym firmom zapewniały Irlandia, Luksemburg i Holandia, zmusi prawdopodobnie niektóre korporacje do zmiany własnej struktury podatkowej. Europejskie kraje nie przestaną jednak oferować „innowacyjnych pakietów”, które pozwalają firmom obniżać podatek od zysków z działalności w zakresie nowych technologii i innych zachęt, mających na celu zatrzymanie światowych potentatów w tych krajach. Lepiej zaproponować bardzo niski podatek, niż stracić inwestora.

Krótko mówiąc, jest dużo szumu i oburzenia w tej sprawie, ale niewiele działań. Gotówka nadal znajduje się poza USA, zapewniając płynność rynkom finansowym poprzez inwestycje z zagranicznych kont.

Dlaczego więc USA po prostu nie zaproponują firmom o określonej wielkości, na przykład należącym do listy Fortune 500, zwolnienia z płacenia podatku dochodowego? Amerykański rząd straciłby trochę przychodów budżetowych, byłoby to także katastrofą dla Bermudów i Kajmanów, gdzie największe firmy podobno zarabiają wielokrotność lokalnego PKB. Jednak zniknąłby absurd i wstyd towarzyszący zakładaniu oczywistych struktur unikania opodatkowania. Firmy mocniej dążyłyby do znalezienia się w elitarnym gronie „500”, co byłoby wielką zachętą dla biznesu do innowacji i wzrostu.

Czy byłoby uczciwym nagradzanie firm, które osiągnęły szczyt kosztem tych, które dopiero o to walczą? Czy ma sens zwalnianie od płacenia podatków firm, które połączyły się po to, by ich uniknąć? Czy przyjęcie, że wielkie korporacje są równiejsze od innych tylko z powodu rozmiaru jest w porządku? Czy nie ma lepszych sposobów na wykorzystanie bilionów dolarów, niż umożliwienie ich zainwestowania na rynkach finansowych w imieniu akcjonariuszy kilkudziesięciu firm?

Założę się, że zastanawiasz się nad wszystkimi wyżej wymienionymi wątpliwościami. Także nad tym, jak działa obecny system, oparty więcej lub mniej, na odrobinie sprytu, pewnej dozie oszustw i wyraźnej arogancji korporacji. Działa on tylko dlatego, że większość ludzi zgadza się na płacenie wyższych podatków niż Apple czy Coca-Cola. Brakuje po prostu wyraźnego społecznego protestu, który wywarłby na gigantach poważną presję. Wydaje się więc, że jesteśmy w dużej mierze zadowoleni ze zwolnienia wielkich korporacji z płacenia podatku dochodowego.

Leonid Bershidsky jest felietonistą Bloomberga a także mieszkającym w Berlinie pisarzem. Jest autorem trzech powieści i dwóch publicystyczno-naukowych książek.

>>> Polecamy: Borne jak Borneo. Gdzie w Polsce można znaleźć niedrogie miejsca na emeryturę?