W niecały rok postawa rosyjskiego prezydenta Władimira Putina wobec Turcji znacząco ewoluowała. Początkowo kraj nad Bosforem z punktu widzenia Moskwy miał być miejscem, gdzie Rosja wbije gazowy klin i będzie dzięki temu miała możliwość prowadzenia polityki surowcowej wobec Starego Kontynentu. Dziś Rosja unika Turcji, a relacje Ankary i Moskwy uległy pogorszeniu.

W ubiegłym tygodniu rosyjski Gazprom wydał oświadczenie, w którym firma stwierdza, że obniży o połowę przesył gazu przez planowany gazociąg Turkish Stream. Z kolei turecki prezydent ostrzegł w ubiegłym tygodniu Rosję, że jeśli Moskwa dalej będzie naruszała przestrzeń powietrzną Turcji, to współpraca surowcowa obu krajów ucierpi.

To radykalna zamiana retoryki po tym, jak rok temu Władimir Putin deklarował, że Turcja mogłaby się stać surowcowym hubem dla południowej Europy, co byłoby możliwe dzięki budowie omijającego Ukrainę gazociągu Turkish Stream. Dziś przez Ukrainę do Europy Rosja transportuje ok. 10 proc. gazu.

Putin jednak czuje się na siłach, aby zmienić stanowisko wobec Turcji (która jest drugim największym odbiorcą rosyjskiego gazu), ponieważ we wrześniu Gazprom podpisał porozumienie o rozbudowie gazociągu Nord Stream, łączącego bezpośrednio Rosję i Niemcy.

Reklama

„Putin stawia na Nord Stream, ale jest to dość ryzykowne” – komentuje Sijbren de Jong, analityk ds. bezpieczeństwa energetycznego z Centrum Studiów Strategicznych w Hadze. „Bo czy Gazprom naprawdę może sobie pozwolić na rozdrażnienie Turcji i spisanie na straty potencjalnych wpływów z dostaw gazu?” – pyta de Jong.

Połowa rosyjskiego budżetu do wpływy z sprzedaży ropy i gazu. Co więcej, Moskwa łączy politykę energetyczną z polityką międzynarodową. Rosja nawiązała specjalnie relacje z Turcją i Chinami, aby w mniejszym stopniu polegać na Unii Europejskiej i USA. Jak wiadomo, relacje Putina z Zachodem uległy znaczącemu pogorszeniu w wyniku rosyjskich działań na Ukrainie. Co więcej, dodatkowo traci na spadających cenach surowców.

Europa importuje jedną trzecią gazu z Rosji, a jedna trzecia tego importu jest transportowana przez terytorium Ukrainy. Gazprom chce wyeliminować udział Ukrainy w transporcie gazu przed 2019 rokiem, kiedy to wygaśnie ostatni kontrakt na dostawy. W ubiegłym roku Putin mówił, że nowy gazociąg przez Turcję pomógłby Rosji zrealizować ten cel. Po ostatnich rozmowach Gazpromu z niemieckimi firmami, Rosja stwierdziła, że kolejny gazociąg łączący ją z Niemcami – Nord Stream 2 – jest priorytetem.

Jednak postawienie wszystkiego na Nord Stream 2 jest projektem ryzykownym, odkąd wiadomo, że przedsięwzięcie to może napotkać opór w Unii Europejskiej – komentuje De Jong.

Europejski komisarz ds. Energii Miguel Arias Canete powiedział w ubiegłym tygodniu, że budowa gazociągu Nord Stream 2 doprowadziłaby do koncentracji 80 proc. importu gazu z Rosji do UE. Co więcej, swoje obawy w otwarty sposób wyrażały też kraje Europy „Środkowo-Wschodniej.

„Silna współzależność”

Opóźnienia w budowie Nord Stream 2 mogą doprowadzić do tego, że Rosja raz jeszcze musiałaby podjąć się współpracy gazowej z Turcja. Podczas gdy Putin i Erdogan mogą nigdy nie zgodzić się w sprawie Syrii, to współpraca gazowa będzie się rozwijała własnym torem – uważa Altay Atli, wykładowca Studiów Azjatyckich z Uniwersytetu Bogazici w Stambule.

Istnieje bardzo silna współzależność dwóch krajów. Ani Turcja, ani Rosja nie chciałyby poświęcać korzyści gospodarczych ze względu na inne podejście do przyszłości Bashara al-Assada – dodaje Atli.

Podczas gdy podwodny gazociąg Nord Stream 2 nie musi być zaakceptowany przez Komisję Europejską, to już jego lądowe części mogą napotkać na polityczne przeszkody. Gazprom już zetknął się z podobnymi problemami w przypadku gazociągu „Opal”, który łączy się z Nord Stream. Ze względu na zasady Unii Europejskiej, Opal może wykorzystywać tylko część swojej przepustowości, zaś pozostała część jest do dyspozycji konkurencji.

Tak czy inaczej, gazociąg Nord Stream 2 w obecnej sytuacji politycznej oraz w sytuacji konfliktu w Turcją stał się dla Rosji jeszcze ważniejszy niż był wcześniej.

>>> Czytaj też: Królewski poker Putina. Na interwencji w Syrii może tylko zyskać