Bank centralny najpierw twierdził, że jest zjawiskiem tymczasowym, potem uznał, że może stanowić pewne zagrożenie dla gospodarki. Teraz deflacja znów się pogłębia, jednak wcale nie martwi to ekonomistów.

GUS podał w czwartek, że deflacja konsumencka w Polsce wyniosła we wrześniu 0,8 proc. w ujęciu rocznym wobec 0,6 proc. w poprzednim miesiącu. Analitycy spodziewali się, że spadek cen wyniesie 0,6 proc. Jak na razie polska gospodarka dobrze radzi sobie z konsekwencjami najdłuższego okresu spadku cen od początku lat 80. ubiegłego wieku.

Dobry rodzaj deflacji

„Dopóki firmy nie zaczną wstrzymywać inwestycji lub konsumenci nie zaczną odkładać na później zakupów, ten rodzaj deflacji nie ma negatywnego wpływu na gospodarkę” – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. „Wyniki gospodarcze pozwalają nam nazwać taką deflację „dobrą”. Każde ewentualne spowolnienie, jakie mogłoby nadejść w najbliższych miesiącach będzie raczej wynikało z osłabienia niemieckiej gospodarki na skutek problemów Chin. Nie będzie to miało nic wspólnego ze spadkiem cen” – dodaje.

Polska rozkoszuje się więc na razie zjawiskiem, które ekonomiści z Oxford Economics nazwali „joyflacją”. Termin ten oznacza kombinację spowolnienia inflacji, wywołanego przez spadające ceny ropy naftowej na świecie, oraz przyspieszonego wzrostu gospodarczego. Polski PKB od siedmiu kwartałów z rzędu rośnie w tempie przekraczającym 3 proc. Zwiększają się też wynagrodzenia i inwestycje, a stopa bezrobocia jest najniższa od siedmiu lat.

Reklama

>>> Polecamy: Nadchodzi czas podwyżek. Na rynku pracy rośnie pozycja pracownika [WIDEO]

Silny rynek pracy

„Głównym czynnikiem napędzającym w ty roku polską i globalną dezinflację jest ogromny spadek cen ropy. Deflacja połączona z tak silnym rynkiem pracy, jaki dziś obserwujemy w Polsce, nie może być zagrożeniem” – twierdzi Michał Dybuła, główny ekonomista BGZ BNP Paribas. „Nawet jeśli deflacja potrwa jeden lub dwa miesiące dłużej, nie zmieni to perspektywy powrotu inflacji do poziomu 1,5 proc. w połowie 2016 roku” – mówi.

Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie już przez szóste posiedzenie z rzędu, choć deflację notuje się w Polsce już od 15 miesięcy. Władze monetarne wciąż twierdzą, że okres spadku cen niebawem się zakończy. Zdaniem Marka Belki, prezesa NBP, nie ma w tej chwili żadnej konieczności dostosowywania polityki pieniężnej do zmian cen na rynku. Według niego, już w grudniu ceny znów mogą zacząć rosnąć.

„Wszystko idzie jak należy”

„Nasze oczekiwania się spełniają i pozostają na niezmienionym poziomie. Wszystko idzie, jak należy. Oczywiście nie można powiedzieć, że NBP nie widzi pewnego problemu z przedłużającą się deflacją, ale uważamy, że nie ma powodu do paniki” – uważa Marek Belka.

„Prawdopodobieństwo dalszego cięcia stóp procentowych zbliża się do 50 proc.” – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. Jego zdaniem, w 2016 roku inflacja będzie na minimalnym plusie.

>>> Czytaj też: Czeka nas epoka niskich stóp. Najbliższe podwyżki najwcześniej w 2017 r.

Z prognoz NBP wynika, że w całym 2015 roku średnioroczna deflacja wyniesie 0,8 proc., a w 2016 roku tempo wzrostu cen znów osiągnie poziom 1,5 proc. - to dolne widełki celu inflacyjnego przyjęte przez bank centralny. Marek Belka jest jednocześnie pewny, że nie istnieje ryzyko, by wzrost PKB był niższy od prognozowanych 3,6 proc. w tym roku i 3,4 proc. w kolejnym.

Z kolei według ministra finansów Mateusza Szczurka, Polska zakończy 2015 rok z 0,4-procentowym wzrostem cen w ujęciu rocznym. Nawet jeśli tak się stanie, gospodarka wciąż będzie jednak pozostawać pod wpływem pewnych presji.

>>> Czytaj też: Resort finansów ostrzega: już niebawem ceny w Polsce zaczną rosnąć

Konsumenci domagają się obniżek cen

Jak wynika z ostatniego odczytu wskaźnika PMI dla Polski, producenci przemysłowi notują teraz najszybszy spadek kosztów produkcji od kwietnia 2014 roku. Zmusza to firmy do obniżania cen wytwarzanych produktów najmocniej od ośmiu miesięcy. To konsumenci domagają się bowiem większych redukcji. Widać to chociażby na przykładzie polskiego producenta odzieży LPP, właściciela marek takich jak Reserved czy Mohito. Sprzedaż w sklepach koncernu zmniejszyła się we wrześniu o 13 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem.

„Każdy kolejny miesiąc pokazuje, że deflacja się przedłuża. W pewnym momencie, tak długa i głęboka deflacja zacznie być odczuwalna w dochodach państwa i może stać się negatywnym impulsem dla rozwoju gospodarczego” – ocenia Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.