Największym zagrożeniem dla rosyjskiej gospodarki nie jest dzisiaj ani uzależnienie od eksportu ropy i gazu, ani zachodnie sankcje. Problemem jest dominacja sektora państwowego, która dusi prywatną inicjatywę i prowadzi do spadku efektywności.

Rosyjska edycja magazynu Forbes opublikowała w czwartek swój coroczny ranking najlepiej zarabiających szefów spółek według danych za 2014 rok. Pierwsze trzy nazwiska na liście to prezesi rosyjskich spółek państwowych: Gazpromu, VTB Banku oraz Rosnieftu. W sumie sześciu z dziesięciu najlepiej wynagradzanych menedżerów to przedstawiciele sektora państwowego. Odsetek ten odpowiada mniej więcej udziałowi kontrolowanych przez państwo firm w rosyjskiej gospodarce. W 2013 roku OECD wyliczyło, że sektor państwowy w Rosji odpowiada za ok. 50 proc. PKB tego kraju, a udział ten wciąż rośnie. W rękach państwowych banków znajduje się aż 60 proc. wszystkich aktywów krajowego systemu bankowego.

>>> Polecamy: Rosyjskie czasopismo: Przebieg polskiej transformacji jest bardzo pouczający i ważny

Jak wynika z raportu Forbesa, szef Gazpromu Aleksiej Miller, zarobił w zeszłym roku 27 mln dol. Dla porównania, w 2013 roku było to 25 mln dol. To niespotykany wzrost biorąc pod uwagę, że menedżerowie dostają pensje w rublach, a rosyjska waluta mocno osłabiła się w zeszłym roku względem dolara. Prezes VTB Banku Andriej Kostin musiał zadowolić się rocznymi zarobkami w wysokości 21 mln dol. (spadek z 37 mln dol. rok wcześniej), a Igor Sieczin, szef Rosnieftu otrzymał 17,5 mln dol.

Reklama

Jeśli te stawi rzeczywiście są prawdziwe (więcej o tym w dalszej części tekstu), okaże się, ze zarówno Miller, jak i Sieczin, zarobili w 2014 roku więcej niż szef koncernu BP Bob Dudley. W ubiegłym roku na jego konto trafiło 12,74 mln dol. O ile wysokość wynagrodzenia szefa Gazpromu może być w jakiś sposób uzasadniona (jego spółka radziła sobie w zeszłym roku lepiej niż cały giełdowy indeks MSCI World Energy Sektor), to w przypadku Sieczina jest to już wątpliwa kwestia. Wyniki Rosnieftu, podobnie jak koncernu BP, były znacznie gorsze niż całego indeksu sektorowego.

Przygotowywanie podobnych porównań zarobków rosyjskich prezesów jest dużym wyzwaniem, bowiem system wynagradzania szefów państwowych firm w Rosji nie jest transparentny. Mimo, że spółki te są notowana na giełdzie. Dane Forbesa są opracowywane na bazie raportów płacowych firm oraz szacunków gazety zebranych na podstawie informacji z własnych źródeł. W zeszłym roku Kreml nakazał rządowym spółkom publikację informacji o zarobkach menedżerów najwyższego szczebla na stronach internetowych ich firm. Niektórzy prezesi zaczęli się buntować. Władimir Jakunin, szef rosyjskiego monopolisty kolejowego, zagroził nawet swoją rezygnacją ze stanowiska, jeśli zostanie zmuszony do ujawnienia danych o wynagrodzeniach. Co prawda w tym roku został zwolniony, ale w zeszłym roku prezydent Władimir Putin ostatecznie zezwolił firmom na wstrzymanie się od publikacji danych – rzekomo dlatego, że działają w tym samym konkurencyjnym środowisku, co prywatne spółki.

Zamieszanie związane z wynagrodzeniem Sieczina potęguje też fakt, że w zeszłorocznej edycji rankingu Forbesa jego nazwisko nie pojawiło się w ogóle. Gazeta zdecydowała, że nie opublikuje wysokości jego wynagrodzenia, ponieważ Sieczin pozwał Forbesa za poprzednie szacunki jego zarobków (50 mln dol.). Szef Rosnieftu, pozostający w bliskich relacjach z Władimirem Putinem, wygrał sprawę w sądzie. Wszystko dlatego, ze Forbes nie zgodził się na ujawnienie źródeł swoich informacji. Warto podkreślić, że w czasie procesu sam Sieczin nie musiał przedstawić faktycznej kwoty swojego rocznego wynagrodzenia. Jego argumentem było stwierdzenie, że dane te są dokładną kwotą, której nie można tak po prostu „oszacować”. Tym razem Sieczin jak na razie nikogo nie pozywa. „Nie potwierdzamy tej kwoty” – skomentował rzecznik prasowy Rosnieftu Michaił Leontiew.

Tak czy siak, niemiecki wydawca Axel Springer, do którego należał Forbes Russia, we wrześniu został zmuszony sprzedać tytuł rosyjskiemu właścicielowi. Powodem takiej decyzji było nowe prawo, które zakazuje zagranicznym koncernom posiadania więcej niż 20 proc. udziałów w rosyjskich mediach. Aleksander Fedotow, który odkupił Forbesa, stwierdził w wywiadzie dla rbc.ru, że magazyn ten był zbyt polityczny. „Jestem przekonany, że ludzie, którzy czytają Forbesa, nie są zainteresowani zarobkami urzędników” – powiedział.
Wydaje się więc, że podobnie jak wielu Rosjan, Fedotow w Sieczinie i innych współpracownikach Putina prowadzących państwowe koncerny widzi bardziej biurokratów niż prawdziwych menedżerów. Wszystko dlatego, że działalność ich spółek jest przedłużeniem polityki rządu. Firmy te są wykorzystywane jako narzędzia geopolityczne i pełnomocnicy państwa w finansowaniu wielkich społecznych, kulturalnych i sportowych projektów. To olbrzymia kopalnia pieniędzy dla Putina i jego świty.

>>> Czytaj też: We Francji każdy polityk jest przyjacielem Rosji?

Państwowe koncerny są wielkie, ale niekoniecznie dobrze radzą sobie w biznesie. Zysk Gazpromu na akcję spada od trzech lat z rzędu. Stosunek ceny do zysku jest mniejszy niż w przypadku jakiejkolwiek innej podobnej spółki spoza Rosji – wynika z danych Bloomberga. Podobnie wygląda sytuacja Rosnieftu. Mimo, że państwowe spółki mają uprzywilejowaną pozycję w rosyjskim sektorze bankowym, VTB w zeszłym roku notował straty.

Wciąż jednak państwowe spółki są atrakcyjnym miejscem pracy dla rosyjskich absolwentów. Według ankiet przeprowadzonych w tym roku wśród studentów największych uniwersytetów w kraju, najbardziej pożądanym pracodawcą był Gazprom. Dopiero daleko za nim plasowali się tacy giganci, jak Google czy Apple. Rosnieft znalazł się za szóstym miejscu w rankingu, przed spółkami Unilever i McKinsey. Wśród 11 rosyjskich spółek obecnych w pierwszej 50. najatrakcyjniejszych pracodawców, 7 firm było kontrolowanych przez państwo. Jednocześnie tylko 7 proc. rosyjskich studentów chciało pracować dla start-upów.

Rosja niewiele może zrobić, by zaradzić spadającym cenom surowców i nawet jeśli współpraca Putina z Zachodem w sprawie nalotów na Państwo Islamskie poskutkuje złagodzeniem sankcji, gospodarka Rosji nie podniesie się szybko z kolan. Jednak można walczyć z dominacją nieefektywnych państwowych spółek, prowadzonych przez obficie wynagradzanych wybrańców Kremla. Ten system może być – i powinien być – zdemontowany, by stworzyć przestrzeń dla prywatnego biznesu. Kontrolowane przez rząd molochy nie wyciągną Rosji z recesji. Jedyne, co mogą zrobić, to umocnić klasę państwowych menedżerów, do której chcą dołączyć młodzi Rosjanie, widząc, jak dobrze ludzie ci radzą sobie w czasach, gdy cały kraj szybko biednieje.