W tym roku MON miał do wydania ponad 8,4 mld zł. Z tej puli do połowy listopada udało się zamówić broń i usługi za około 60 proc. tej kwoty. Nowe kierownictwo resortu zdaje sobie sprawę, że w tym roku nie uda się już zrealizować pełnych planów modernizacji armii.

Poprzednie kierownictwo MON zwraca uwagę, że zawsze pod koniec roku następuje spiętrzenie transakcji. - Zostawiliśmy gotowe umowy z przemysłem i dostawcami – podkreśla Czesław Mroczek, były wiceminister odpowiedzialny za zakupy w MON. I odpiera zarzuty o inwestycyjnych zaległościach swojej ekipy.

Nowe władze w ministerstwie otwarcie mówią o wątpliwościach w sprawie przetargu na śmigłowce wielozdaniowe. Tylko ta umowa jest warta ponad 1,1 mld złotych. Inne programy modernizacyjne jak: system obrony Wisła, system dowodzenia polem walki, modernizacja Leopardów i dostawy rakiet Patriot też stoją pod dużym znakiem zapytania.

Plany modernizacji armii były robione przed konfliktem na Ukrainie. Nowa sytuacja za naszą wschodnią granicą wymusza zmiany w tych planach. Nowe kierownictwo planuje rozlokować więcej jednostek bliżej Ukrainy, co będzie wymagało sporych nakładów inwestycyjnych.

Reklama

Więcej w „Rzeczpospolitej"