Brytyjski premier David Cameron wybiera się do Warszawy z drugą już w tym roku wizytą roboczą. Obie podróże wiążą się z renegocjacją brytyjskich warunków członkostwa w Unii Europejskiej.

Cameron będzie w Warszawie przekonywał do swoich postulatów negocjacyjnych, z których jeden - ograniczenia imigrantom na 4 lata dostępu do zasiłków dla pracujących - budzi w Polsce wielkie opory.

David Cameron stara się to prezentować nie jako posunięcie dyskryminujące, lecz jako likwidację niezamierzonych, socjalnych zachęt do
przyjazdu. Brytyjski premier perswaduje, że likwidacja takiego dodatkowego magnesu leży w interesie demograficznym państw na wschodzie Unii. Nigdzie jednak nie zdołał dotąd zestroić tego argumentu retoryką apeli rządów do obywateli o pozostanie w ojczyźnie.


Najwięcej emocji budzą zakusy na zasiłki dla pozostałych w kraju tysięcy dzieci polskich imigrantów. Ale Cameronowi chodzi przede wszystkim o znacznie większą pozycję - tak zwane kredyty podatkowe. Jest to poniekąd zasiłek w nagrodę za zejście z bezrobocia. Należy się każdemu, kto podejmie niskopłatną pracę, w tym milionom przybyszów z zagranicy. Wypacza to pierwotny sens tego zasiłku, który miał mobilizować do pracy bezrobotnych Brytyjczyków. Neguje też często przytaczane w Polsce korzyści, jakie Wielka Brytania czerpie z imigracji. Bo niskie zarobki nie tylko zwalniają imigrantów z podatku dochodowego, ale wręcz gwarantują im dopłatę z kieszeni brytyjskich podatników.

>>> Czytaj też: Morawiecki nowym szefem NBP? Szef resortu rozwoju ma zastąpić Marka Belkę

Reklama