Nowy minister infrastruktury Andrzej Adamczyk musi ograniczyć rozdmuchany program drogowy przygotowany przez poprzedników. A że pieniędzy w kasie brakuje, nie zamierza fundować przejazdów autostradami w czasie wakacyjnych szczytów.

Dokończenie głównych osi komunikacyjnych – to główny priorytet ministra infrastruktury i budownictwa, o którym Andrzej Adamczyk mówi w wywiadzie dla DGP. Oznacza to m.in. dokończenie autostrady A1, w której brakuje 200-kilometrowego odcinka łączącego centrum kraju ze Śląskiem oraz poprowadzenie drogi ekspresowej S19 na ścianie wschodniej.

Na Adamczyka spadło niełatwe zadanie skorygowania rozdmuchanych drogowych obietnic poprzedników. Rząd PO PSL przygotował program drogowy wart 198 mld zł. Tyle, że finansowanie programu było na 107 mld zł. Szef nowego resortu uważa, że 95 proc. planowanych inwestycji to potrzebne projekty, więc musi znaleźć sposób na oszczędzenie pieniędzy m.in. przez zmianę sposobu budowania czy standardu niektórych dróg. Jedna z propozycji to zastąpienie ekspresówek trasami w standardzie 2+1, czyli naprzemiennie dwa pasy w jedną i jeden pas w drugą stronę.

- Plan był rozbudowany przed wyborami. Myślę, że nawet PO do końca nie wierzyła, że uda się go zrealizować w całości - twierdzi Michał Beim, ekspert od transportu w Instytucie Sobieskiego. Jego zdaniem obniżenie kosztów budowy dróg w Polsce jest możliwe. - Aby osiągnąć tę skalę oszczędności, trzeba byłoby obniżyć standardy, oczywiście bez pogarszania bezpieczeństwa. Jest sporo rzeczy, których zmianę można byłoby przedyskutować, odwołując się do najlepszej zagranicznej praktyki, np. zmniejszenie szerokość pasów autostradowych - przekonuje ekspert.

Resort infrastruktury chce, by niektóre inwestycje, jak S19, finansować ze środków Komisji Europejskiej. Gdyby Bruksela się zgodziła, więcej zostałoby na rodzime projekty.

Reklama

Adamczyk nie zamierza też kontynuować zwyczaju poprzedników, którzy, by nie zrażać wyborców, za publiczne pieniądze finansowali podnoszenie bramek na autostradzie A1 w okresie letnich korków. W związku z nie pobieraniem opłat, pojawiła się potrzeba uzupełnienia dziury w Krajowym Funduszu Drogowym. W 2014 r. na pokrycie zmniejszonych wpływów rząd przeznaczył prawie 12 mln zł, a w tym roku niemal 27 mln zł.

>>> Czytaj też: Szydło: Wielkie korporacje finansowe próbują nas szantażować [WIDEO]