Jak stworzyć mechanizm alokacji takich dóbr, pisze noblista Alvin E. Roth w wydanej ostatnio w USA książce „Who Gets What — and Why: The New Economics of Matchmaking and Market Design” („Kto co dostaje i dlaczego: nowa ekonomia kojarzenia i tworzenia rynku”).

Kojarzenie (ang. matching) to używany przez ekonomistów termin na określenie sposobu, w jaki otrzymujemy dobra, przy których także my musimy zostać wybrani. Nie możemy po prostu pojawić się w pracy w Google czy poinformować Uniwersytet w Yale, że staliśmy się jego studentem. Trzeba zostać przyjętym do pracy i zaakceptowanym jako student. Z drugiej strony ani Google, ani Yale nie decydują, kto się do nich zgłosi – też muszą zostać wybrane.

>>> Czytaj też: Dlaczego to właśnie Europejczycy, a nie Azjaci zawładnęli światem?

Odnaleźć się wzajemnie

Reklama

Do niedawna ekonomiści nie poświęcali więcej uwagi kojarzeniu, skupiając się na standardowych rynkach, na których to możliwości finansowe decydowały o tym, kto co dostaje – np. na rynku surowców czy akcji. Tam wystarczy zdecydować, czego chcemy, a jeśli tylko nas na to stać, to możemy to mieć. Gdy kupujemy akcje PKO BP na polskiej giełdzie, nie musimy się martwić, czy także sprzedawca nas wybierze. Płacimy i dostajemy. Podobnie sprzedawca nie musi się zachwalać, by kupiec go wybrał. O tym, kto co dostaje, decyduje cena, przy której podaż spotyka się z popytem.

Odmiennie wygląda sprawa na rynkach, na których rządzi kojarzenie. Pracodawcy nie obniżają pensji za daną pracę do poziomu, przy którym podaż zrówna się z popytem i będzie tylko jeden kandydat na każde miejsce pracy. Właściciele firm zwykle nie chcą pracowników najtańszych, tylko przynajmniej dobrych. Proces wzajemnego dobierania się przypomina swatanie, w którym każdy próbuje się przedstawić od jak najlepszej strony, by zachęcić ewentualnego kontrahenta do wybrania właśnie jego. Dlatego firmy często starają się przyciągnąć wartościowych pracowników wysokimi płacami i dodatkowymi atrakcjami (np. prywatna służba zdrowia czy służbowe auto). Ekonomia projektowania rynków to dziedzina zajmująca się metodami kojarzenia stron na takich rynkach. Jej twórcą jest autor książki.

Rynek nie jest całkiem wolny

Projektowanie rynku to nie to samo co centralne planowanie, ponieważ to uczestnicy rynku decydują, kto co dostaje, a nie jakiś centralny organ. Z drugiej strony równie daleko mu do wolnego rynku, ponieważ w projektowaniu istnieją ustalone reguły (różnica jest taka jak między uliczną bijatyką a meczem bokserskim). Autor jednak zauważa, że kiedy politycy mówią o wolnym rynku, to najczęściej mają na myśli nie brak jakichkolwiek reguł, tylko rynek dobrze zaprojektowany, który jego zdaniem można porównać do swobodnie obracającego się koła, które potrzebuje osi i dobrze naoliwionych łożysk. Zapewnienie osi i utrzymanie dobrze naoliwionego łożyska jest właśnie zadaniem twórców rynku.

Zdarza się, że rynki oparte na kojarzeniu mogą się zmienić w rynki, na których rządzi cena. Tak się stało w Stanach Zjednoczonych w XIX w. Na początku kupcy i sprzedający pszenicę musieli się na wzajem wybierać. Potencjalny nabywca brał próbkę ziarna, testował je i decydował, czy je kupi i za ile. Był to pracochłonny proces, który wymagał zaufania. W efekcie cena była tylko jednym z wielu czynników decydujących o tym, czy dojdzie do transakcji. W 1848 r. stworzono Chicago Board of Trade, najstarszą na świecie giełdę kontraktów finansowych i opcji (instrumentów finansowych, dzięki którym można np. kupić prawo do zakupu pszenicy w konkretnym terminie w przyszłości po określonej wcześniej cenie). Władze giełdy zaczęły klasyfikować pszenicę według jej jakości i typu (zimowa albo wiosenna, miękka lub twarda, czerwona bądź biała). Kupcy nie musieli już sami jej testować, a koleje mogły przewozić ziarno od kilku rolników w jednym wagonie, co bardzo obniżyło koszty transportu. To wszystko sprawiło, że pszenica stała się wystandaryzowanym produktem rolniczym, który można było kupować, zwracając uwagę przede wszystkim na cenę.

W podobny sposób zmieniły się m.in. rynki kukurydzy i soi, a w 2008 r. na wzór tamtych rynków w Etiopii stworzono giełdę Ethiopia Commodity Exchange, gdzie handluje się wystandaryzowaną kawą. By zachować obiektywność wyników, testerzy sprawdzają ją w ślepych próbach (nie wiedzą, którego ziarna próbują).

>>> Czytaj też: Przeżycia zamiast rzeczy. Zobacz, jak kupić sobie szczęście

Najważniejsza praktyka

Autor książki w połowie lat 90. XX w. zaprojektował National Resident Matching Program – system, który łączy 20 tys. amerykańskich lekarzy z 4 tys. programów stażu w całym kraju. Stworzył także program doboru uczniów liceów m.in. w Nowym Jorku i w Bostonie. W 2004 r. przygotował wraz dwoma tureckimi ekonomistami Utku Ünverem i Tayfunem Sönmezem New England Programm for Kidney Exchange, system kojarzenia dawców i biorców nerek do przeszczepów. Za swoją działalność na polu tworzenia rynków Alvin Roth w 2012 r. otrzymał Nagrodę Nobla. Co chyba jest jeszcze bardziej satysfakcjonujące, jego projekt ocalił życie przynajmniej kilkuset osobom z chorobami nerek.

Książka Rotha bez wątpienia warta jest uwagi, a czytając ją miałem poczucie, że dowiaduje się nowych, ciekawych i praktycznych rzeczy. Ma też kilka wad, z których największą jest poświęcenie nieproporcjonalnie dużo miejsca historii projektowania rynku biorców i dawców nerek, która momentami nuży. Największa jej wartością jest jednak zwrócenie uwagi na to, że prawdziwy dylemat nie polega na wyborze między wolnym rynkiem a centralnym sterowaniem, bo żadna z tych skrajnych opcji prawie nigdy w praktyce nie występuje. Najczęściej mamy do czynienia z jakąś formą pośrednią (chociażby po to, by wystandaryzować produkt jak w przypadku pszenicy czy kawy), w której jest pole do popisu dla twórców rynków.

Autor: Aleksander Piński