W latach 2002–2007 r. liczba studentów i biznesmenów w partii zwiększyła się odpowiednio o 255 proc. i 113 proc. Dlaczego wśród studentów zapisujących się do partii dominują ci, którzy mają najlepsze wyniki na studiach? Na początku 2009 r. autor książki spotkał się z kilkoma żakami z najlepszych chińskich uniwersytetów w kawiarni w Pekinie i zapytał ich o to.

Ni Hanwei (matematyka, Tsinghua Univeristy) stwierdził, że dla wielu studentów takich jak on partia jest „symbolem doskonałości”. Jest atrakcyjna, bo będąc jej członkiem, ma się większe szanse na rządowe posady. Dlatego zarówno w liceach, jak i szkołach wyższych są ustalone limity osób, które mogą się do partii zapisać. Preferowani są ci z najlepszymi wynikami w nauce i to im proponuje się później rządową pracę.

Huang Hongfang (nauki polityczne) zauważył, że za granicą podkreśla się, iż Komunistyczna Partia Chin popełniła wiele błędów i za kilka lat może się rozpaść. W Chinach ta opinia nie jest popularna. Hongfang cytuje jednego ze swoich nauczycieli: nie lekceważ siły rządu, członkowie centralnych władz są bardzo mądrzy.

Aktywność za pieniądze

Reklama

Aby przyciągnąć prywatnych przedsiębiorców, władze oferują nagrody pieniężne dla tych, którzy ich do partii przyprowadzą (trochę to podobne do systemów rekrutowania w firmach typu Amway). Na przykład w położonym w południowo-wschodniej prowincji Guangdong mieście Sanxiang lokalny komitet partyjny przeznaczył na takie nagrody 5 mln juanów (około 737 tys. dol.).

Ci, którzy założą nowe komitety partyjne w prywatnych firmach, dostają 5 tys. juanów. To równowartość trzech, czterech miesięcznych płac pracownika fabryki. Autor cytuje prywatnego przedsiębiorcę Zhu Peikuna, który twierdzi, że gdy rozpoczynał działalność w 1994 r., do głowy by mu nie przyszło, że będzie miał w firmie komitet partii. Teraz mówi o niej w samych superlatywach. Twierdzi, że związki z nią są mu niezbędne, by mieć kontakty umożliwiające swobodny rozwój biznesu. Jego zdaniem największą zaletą partii jest to, że potrafi się dostosowywać do zmieniających się okoliczności. I dodaje, że „wszyscy najlepsi ludzie w Chinach zostają jej członkami”.

Jak sprowadzić biznesmena

Gospodarka Chin od trzech dekad rośnie w średnim tempie 10 proc. rocznie pomimo olbrzymiej korupcji i biurokracji. Cytowany w szóstym rozdziale książki Steven Cheng, ekonomista wykształcony w Chicago, uważa, że źródłem sukcesu jest konkurencja pomiędzy lokalnymi władzami o biznesmenów.

Miejscowy sekretarz partii jest niemal dyktatorem na terytorium, które mu podlega. Kiedy pojawia się przedsiębiorca, na którego inwestycji władzom zależy, oddają do jego dyspozycji ludzi, którzy załatwiają za niego wszystkie potrzebne zezwolenia, więc nie odczuwa on na własnej skórze ani biurokracji, ani korupcji.

To nie wszystko. Inwestorowi nie podoba się brudna rzeczka koło miejsca, gdzie miał stawiać fabrykę? Lokalne władze oferują, że mogą szybko i tanio zamienić ją w piękne jezioro! Pomogą znaleźć architektów i budowlańców, a nawet zatrudnią za niego ludzi w zamian za rozsądne wynagrodzenie.

O tym, do czego są w stanie się posunąć, gdy zależy im na inwestorze, świadczy historia z 2005 r. W prowincji Anhui zorganizowano lokalny konkurs piękności. Laureatki stanęły na czele komitetów, których zadaniem było przemierzanie Chin w poszukiwaniu inwestorów dla swojej miejscowości. Po ujawnieniu tej historii lokalnego sekretarza, który zorganizował konkurs, zaczęto ostro krytykować. Ten odpowiedział: „Piękno to atut. Dlaczego go nie wykorzystać?”.

Według Chuenga miejscowości z 300 tys. mieszkańców może zatrudniać nawet 500 osób, których zadaniem jest ściąganie inwestycji.

Dyrektor sekretarz

Obszerne fragmenty książki poświecone są firmie Haier, największemu producentowi sprzętu AGD w Chinach. Autor spotkał się z Zhangiem Ruiminem, który stoi na czele Haiera i jednocześnie jest sekretarzem KPCh w firmie. McGregor zapytał go, czy nie między partią a firmą ma konfliktu interesów.

– Mianowałem siebie sekretarzem partii ds. Haiera. Sam ze sobą nie mam żadnych konfliktów – odpowiedział.

Zhang jest sprawnym menadżerem. W ciągu niespełna 17 lat z bankruta zmienił Haiera w światowego potentata. W 1984 r., gdy przejął władzę w firmie, na oczach pracowników rozbijał młotem produkowane przez spółkę lodówki, aby podkreślić, że nie godzi się na niską jakość. W nagrodę w 2002 r. jako pierwszego biznesmena zaproszono go do komitetu centralnego partii.

Co ciekawe, Haier nie jest firmą prywatną w rozumieniu zachodnim. Teoretycznie akcje należą do pracowników, ale kiedy menadżerowie wyższego szczebla próbowali skorzystać ze swoich praw jako akcjonariusze, lokalne władze wydały zarządzenie, które im to uniemożliwiło. Politycy jednak zawsze dbali o przedsiębiorstwo. Gdy firma była w potrzebie, dostała m.in. ziemię za darmo i tani kredyt.

Książkę McGregora wydało w Polsce Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, co sugeruje, że to pozycja akademicka. Nic bardziej mylnego. Autor jest byłym korespondentem „Financial Times” w Chinach i cała książka przypomina zbiór reportaży o tym kraju ze szczególnym uwzględnieniem partii komunistycznej i jej wpływu na gospodarkę. Są one bardzo interesujące i dobrze napisane.

Problemem publikacji jest to, że to bardziej zbiór obrazków niż głębsza analiza fenomenu Komunistycznej Partii Chin, choć sporo wniosków można wyciągnąć samemu. Książka zyskałaby jednak, gdyby autor pokusił się także o własne wnioski.

Komunizm rynkowy

Pozytywne recenzje wystawiła publikacji większość liczących się ekonomicznych gazet i magazynów na świecie – od „The Economist” po „Forbes” i „Financial Times” – i na pewno warto po nią sięgnąć. Powinny to zrobić nie tylko osoby interesujące się Chinami, ponieważ transformacja gospodarcza tego kraju może stanowić interesujący punkt odniesienia dla polskiej polityki gospodarczej, tym bardziej że jej podstawowe założenie było dokładnie odwrotne od założeń przyjętych przez polskich reformatorów.

W Polsce dokonano gwałtownej zmiany systemu, w Chinach zmiana odbywała się łagodnie – stopniowo wprowadzano kolejne elementy gospodarki rynkowej, pozostawiając wiele tych charakterystycznych dla gospodarki centralnie sterowanej. W Polsce komuniści oddali władzę, w Chinach ją utrzymali, a z wiarygodnych międzynarodowych badań opinii publicznej oraz książki McGregora wynika, że Chińczycy są z tej sytuacji zadowoleni.

To prowadzi do interesującego wniosku, że gdyby wśród polskich komunistów był ktoś, kto potrafiłby przeprowadzić transformację gospodarczą na wzór chiński, to niewykluczone, że PZPR rządziłaby do dzisiaj, a Polacy byliby z tego bardzo zadowoleni. Tak jak wielu z nas z rozrzewnieniem wspomina boom gospodarczy za Edwarda Gierka, jedyny okres w historii Polski, gdy nasza gospodarka rosła w „chińskim” tempie 10 proc. rocznie.

>>> Czytaj też: Chiny czeka zapaść? Wartość juana może spaść w tym roku aż 15 proc.