Ministerstwo Finansów zakłada, że w tym roku z podatku od instytucji finansowych pozyska 5,5 mld zł.
Może on jednak okazać się dla banków dużo bardziej bolesny. Powód? Sposób określenia podstawy opodatkowania.
W ustawie podpisanej już przez prezydenta Andrzeja Dudę jest to kwota „wynikająca z zestawienia obrotów i sald” na koniec każdego miesiąca, a nie z bilansu. Zestawienie obrotów i sald zawiera np. kwoty transakcji na rynku finansowym. W bilansie ujmowana jest tylko niewielka część wynikająca np. z różnicy w wartości przeciwstawnych transakcji z jednym partnerem.
W „zestawieniu obrotów i sald” powinna znaleźć się kwota nominalna. W przypadku niespłacanych kredytów w bilansie ujmowana jest kwota netto, czyli pomniejszona o dokonane odpisy. Może ona wynosić np. 50 proc. albo 20 proc. wartości kredytu. W zestawieniu obrotów kredyt jest wykazywany w całości. W ten sposób bank może zapłacić podatek również od tej części kredytu, której nie spodziewa się odzyskać.
– Zapis jest nieprecyzyjny i wymaga wyjaśnień – uważa Mariusz Zygierewicz ze Związku Banków Polskich. I dodaje: – Istnieje obawa, że banki zapłacą dużo więcej, niż oficjalnie zakładano.
Zdaniem jednego z bankowców może to być kwota nawet 10 razy większa od zaplanowanej w budżecie. To zagrażałoby stabilności sektora.
Bankowcy zwracali uwagę na problem już w trakcie prac nad ustawą w Sejmie. Mówili o tym Krystyna Majerczyk--Żabówka, prezes Krajowego Związku Banków Spółdzielczych, Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan czy Krzysztof Pietraszkiewicz, szef Związku Banków Polskich.
>>>Czytaj więcej: Morawiecki: nikt z wielkiego biznesu nie pytał o rating Polski
Resort finansów nie udzielił odpowiedzi na nasze pytania. W piątek nie było jeszcze wiadomo nawet, który z departamentów MF będzie się zajmował podatkiem bankowym.