Wczorajsze porozumienie krajów produkujących ropę naftową było rozczarowaniem dla inwestorów. Państwa, które je zawarły, z Arabią Saudyjską i Rosją na czele, zdecydowały się zaledwie na zamrożenie poziomów produkcji tego surowca, nie zaś na jakiekolwiek cięcia.

W rezultacie, taki kształt porozumienia w żaden sposób nie rozwiązuje najważniejszego problemu, z jakim zmaga się obecnie rynek ropy – problemu globalnej nadpodaży. W styczniu poziomy produkcji ropy naftowej w Rosji oraz Arabii Saudyjskiej były bliskie rekordów, więc sam fakt ich utrzymania nie zmienia wiele.

Na dołączenie do porozumienia zdecydowało się także kilka innych krajów: Wenezuela, Katar i Kuwejt, a dodatkowo jest duże prawdopodobieństwo, że podobną decyzję podejmie Irak. Chociaż ten ostatni kraj dynamicznie zwiększał produkcję ropy naftowej, to jest gotów wstrzymać dalszy wzrost ze względu na fakt, że niskie ceny ropy naftowej na świecie dla niego również są uciążliwe. Obecnie w centrum uwagi pozostaje więc Iran, który na razie wyraża się sceptycznie w kwestii zamrażania swojej produkcji ropy. Trudno się dziwić – sankcje na ten kraj zostały zniesione dopiero niedawno i teraz Iran chce zwiększyć wydobycie i eksport ropy, by podreperować swój budżet. Kraj ten więc już zapowiedział, że będzie twardym negocjatorem podczas rozmów w sprawie dołączenia do porozumienia. Przedstawiciele krajów, które zgodziły się zamrozić produkcję powiedzieli, że być może będą musieli przekonać Iran jakimiś specjalnymi warunkami dołączenia do porozumienia – nie sprecyzowali jednak, o jakie warunki chodzi.

Bez zapewnień dotyczących ograniczenia podaży ropy naftowej z Iranu, tym bardziej ostatnie porozumienie niewiele zmieni na rynku ropy naftowej. Jest to jednak poniekąd wyjątkowa chwila, bowiem jest to pierwsze porozumienie pomiędzy krajami z OPEC i spoza kartelu od 15 lat. Ostatnim razem, czyli w 2001 r., Arabia Saudyjska przekonała Rosję, Meksyk i Norwegię do solidarnego cięcia produkcji. Wtedy jednak Rosja, wbrew zapewnieniom, zwiększyła eksport ropy naftowej. To pokazuje, że porozumienie na papierze nie musi wcale oznaczać, że przełoży się ono na rzeczywistość. W takich okolicznościach trudno się dziwić, że inwestorzy pozostają sceptyczni, a cena ropy naftowej od wczoraj znów spada.

Soja

Reklama

Cena soi w górę na skutek opóźnień w eksporcie z Brazylii.

Ostatnie dni odznaczyły się przewagą optymistów na rynku soi. Cena tego surowca w Stanach Zjednoczonych jeszcze w minionym tygodniu poruszała się w rejonie 860 USD za 100 buszli, podczas gdy obecnie oscyluje w rejonie 880 USD za 100 buszli. Wzrost notowań soi wynikał przede wszystkim z opóźnień w eksporcie z Brazylii.

Niemniej, istnieje niewielka szansa na to, aby wzrosty na tym rynku się utrzymały na długo. Podaż soi na świecie jest duża, a warunki pogodowe w Ameryce Południowej sprzyjają dobrym zbiorom. Dodatkowo, z technicznego punktu widzenia, notowania soi pozostają w konsolidacji w rejonie 850-900 USD za 100 buszli. O ile w krótkim terminie kontynuacja zwyżki nie jest wykluczona, to średnio- i długoterminowo jest ona mało prawdopodobna.

>>> Czytaj też: Tania ropa kontra rynek pracy. Ile dziś można zarobić w sektorze naftowym?