Od pewnego czasu istnieje w Polsce nowy obyczaj. Mianowicie osoby polityczne opowiadają nam, że mają przygotowany konkretny plan czy projekt, i na dowód pokazują teczkę. Na teczce czasem jest napisany odręcznie tytuł projektu, a czasem jest to oficjalna premierowska aktówka.
Rozumiem, że PiS łowił na to wyborców, chociaż w teczce jest nie wiadomo co, może zdjęcia rodziny, może pisma dla panów, a może po prostu czysty papier. Ostatnio jednak także poseł Sławomir Neumann pokazał, że ma teczkę z projektem poprawek do programu 500+. Też nie wiadomo, co w niej było. Niestety, zawęźlenie w polskiej polityce jest fatalne, dyskusje nonsensowne, więc każdy pokazuje, co może.
PiS ma dwie melodie i koniec. Pierwsza to 500+ dla dobra wszystkich, a druga to przecież Platforma Obywatelska zepsuła, zrobiła przed nami, uniemożliwiła, oszukała. Tak można czas jakiś, ale od wyborów minęły cztery miesiące i byłoby nieźle zostawić negację. Oczywiście, PO odpowiada pięknym za nadobne, bo jakżeby inaczej. A Ryszard Petru też wpada w pułapkę odcinania się od PiS, ale i od PO. Dla odbiorcy, wyborcy, widza, czytelnika to już straszliwa nuda. Siedzi w telewizorze tych dwóch, dwoje, dwie i murowanie się zacznie: my byśmy nie musieli, gdyby Platforma... Czy państwo politycy doprawdy nie rozumieją, że nas to nic nie obchodzi, że rozliczani będziecie nie z „gdyby”, ale z tego, co czynicie.
Napisano setki komentarzy na temat roli polityki negatywnej, kampanii negatywnych i rzeczywiście problem jest poważny. Ale nieporównanie poważniejszy jest problem kompletnie nieprzemyślanych działań kreujących prawo. Ostatnie miesiące upłynęły oczywiście pod znakiem sprawy Trybunału Konstytucyjnego, ale w tym oszołomieniu dopiero zaczynamy dostrzegać, że już nowe władze narobiły wiele kłopotów. A protesty zaczną się dopiero, kiedy ludzie się połapią, jaki pasztet im zafundowano. Wiem, że nie na wszystko można mieć odpowiedź pozytywną, ale obawiam się, że PiS bardzo ważnymi i z pozoru tylko drobnymi decyzjami zapędzi wszelką opozycję do nieustannego protestowania i nie da jej czasu na poważne pomyślenie. Taktyka na krótko nie najgorsza, tylko co z nami?
A oto przykład. Jako posiadacz ziemski dowiedziałem się – w zasadzie przypadkiem – bo nikt publicznie nie protestuje, że od 1 stycznia sprzedaż ziemi została tak uregulowana – ze strachu, że Niemiec kupi – iż praktycznie handel gruntami zamarł, a więksi przedsiębiorcy rolni, przecież chcieliśmy mieć ich jak najwięcej, ograniczeni do 300 hektarów. Walka z kułakami? Ekspert powiada: wprowadzono wiele niespójnych zapisów, których zrozumienie jest w zasadzie niemożliwe.
Reklama
Nie chodzi mi tylko o skandal sam w sobie, chociaż złamane zostały wolność gospodarcza i prawo do własności. Chodzi też o możliwe reakcje opozycji, która jeszcze się nie połapała, ale lada chwila się zorientuje. Znowu protesty, poprawki nieakceptowane i kolejne starcie w walce o zdrowy rozsądek. Ale PiS też będzie miał argumenty, bo w ogromnej części Polski wiejskiej nie ma nowych planów zagospodarowania przestrzennego, co jest warunkiem pierwszym, ale nie jedynym, sprzedaży ziemi. Platforma nie zrobiła. Prawda, chociaż na terenach, gdzie mieszkam, takiego planu nie ma od ponad pięćdziesięciu lat. Komuniści winni.
Trudna sytuacja, w jakiej jesteśmy od pewnego czasu, przecież PO też latami przypominała rząd PiS 2005–2007, polega na braku kompetencji już nie tylko politycznych, lecz także administracyjnych. Jeżeli PiS inne reformy zrobi tak jak tę ziemską, to wszystkiego dobrego.
Przyszedł więc czas na to, by jedni wreszcie odczepili się od drugich i zaproponowali daleko idące oraz długofalowe rozwiązania polskich spraw. Bezpośrednie starcie jest zapewne niezbędne, ale uwaga opozycji powinna być skupiona na projektowaniu całościowych, wielkich rozwiązań, także naprawy samego systemu demokratycznego. Wyborców to właśnie interesuje i proszę już nie pokazywać niczego, nawet teczki.