ikona lupy />
Wskaźnik rentowności obrotu brutto / Media

Eksperci Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) wyliczyli, że obecnie obciążenie firm CIT wynosi średnio 0,44 proc. obrotu, przy czym dwie trzecie firm unika płatności, bo wykazuje straty. Znacznie więcej płacą małe firmy prowadzące działalność gospodarczą na podstawie wpisu do ewidencji. W ich przypadku podatek dochodowy stanowi ok. 2 proc. obrotu.

Powszechny podatek obrotowy o jednolitej stawce byłby prosty i łatwy do obliczenia. Znikłby problem rozliczania kosztów i interpretacji przepisów dotyczących tego, co można zaliczyć do kosztów, a co nie. Podatek obrotowy byłby trudny do „optymalizacji”. Firmy międzynarodowe nie mogłyby go unikać lub zaniżać przez wyprowadzanie zysków do zagranicznych central. No i w dodatku budżet zyskałby dodatkowe kwoty.

Skoro jest tyle zalet, to czemu podatku obrotowego nie wprowadza się powszechnie? Odpowiedź jest prosta – ponieważ ma jeszcze więcej wad.

Reklama

>>> Czytaj też: Bogactwo świata ukryte w rajach. Oto 5 sposobów walki z unikaniem płacenia podatków

Ale to już było…

ikona lupy />
Wskaźnik rentowności obrotu brutto / Media

Z podatku obrotowego zrezygnowaliśmy w 1993 roku, zastępując go VAT-em – podatkiem występującym powszechnie w krajach rozwiniętych. Obowiązuje we wszystkich krajach OECD, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych.

Podatki obrotowe wprowadzono w XIX wieku w wielu krajach europejskich, miedzy innymi trzech państwach zaborczych. W 1918 roku Polska odziedziczyła po dawnych zaborcach ich systemy podatkowe. W okresie międzywojennym podatki stopniowo zmieniano, ale podatek obrotowy pozostał ważnym źródłem dochodów państwa.

15 lipca 1925 r. przyjęta została ustawa o państwowym podatku przemysłowym, który płaciły przedsiębiorstwa, a także osoby uprawiające wolne zawody. Zwolnione były gospodarstwa rolne i leśne, a także przedsiębiorstwa państwowe, co oznaczało nierównoprawność podmiotów gospodarczych. Podatku nie płaciły też teatry, związki pracownicze, firmy, zajmujące się kredytem długookresowym, eksporterzy.

Podatek składał się z dwu części: świadectwa przemysłowego oraz podatek od obrotu. Świadectwa musiały wykupywać oddzielnie wszystkie zakłady danego przedsiębiorstwa i każdy kto zawodowo wykonywał zajęcie gospodarcze. Cena świadectwa zależała od rodzaju wykonywanego zajęcia, jego wielkości oraz od miejscowości, w której przedsiębiorstwo się znajdowało. Ich ceny wynosiły od 20 zł do 6000 zł i należało je ponownie wykupywać w kolejnym roku podatkowym.

Podatek obrotowy od sprzedaży miał stawkę 2 proc., ale było szereg wyjątków. Wydobycie surowców obłożone było stawką 1 proc., podobnie jak drobny handel „artykułami pierwszej potrzeby”. Pośrednicy w handlu oraz komisy płaciły 5 proc. Przedstawiciele wolnych zawodów płacili 2 proc. i nie musieli wykupywać świadectwa.

4 maja 1938 roku została przyjęta nowa ustawa o podatku obrotowym (weszła w życie 1 stycznia 1939 roku). Znikły świadectwa przemysłowe. Podobnie jak przy podatku przemysłowym zwolnione były firmy państwowe, nieobciążony podatkiem był też eksport i kredyt długookresowy oraz rolnictwo. Podstawowa stawka wynosiła 1,25 proc. od obrotu, ale było szereg wyjątków. Np. 1,7 proc. płaciło się od obrotu nie udowodnionego prawidłowo prowadzonymi księgami, 6 proc. od prowizji, zaś od obrotu na giełdach towarowych, handlujących płodami rolnymi tylko 0,3 proc.

Zarówno podatek przemysłowy, jak i obrotowy były skomplikowane i miały dużą przestrzeń dla arbitralnych decyzji, dotyczących zwłaszcza zakwalifikowania sprzedaży do grupy o niższym lub wyższym podatku. Były też mało efektywne z punktu widzenia budżetu.

>>> Czytaj też: Polskie firmy na Wyspach: Tu urząd jest partnerem, w Polsce panuje biurokracja [WIDEO]

Obrotowy w czasach PRL-u

Podatki obrotowe obowiązywały przez cały okres PRL-u. Dekret KRN z 21 grudnia 1945 roku był w dużej mierze powtórzeniem ustawy z 1938 roku. Dodatkowo przywracał obowiązek zakupu świadectw dla osób wykonujących działalność gospodarczą. Stawki podatku obrotowego (oraz ceny świadectw) były zróżnicowane. Tak jak przed II wojną światową zwolnione z niego były państwowe przedsiębiorstwa, a płacili rzemieślnicy i przedsiębiorcy prywatni oraz handel. Podatek był więc dodatkową formą presji na sektor prywatny. Zakłady rzemieślników mogły go uniknąć, zrzeszając się w spółdzielnie.

Dekret został zmieniony ustawą z 25 lutego 1948 r., a potem zmieniany jeszcze wielokrotnie.

16 grudnia 1972 roku została przyjęta kolejna ustawa o podatku obrotowym. Sektor „uspołeczniony”, który stanowił znaczną większość gospodarki był z niego zwolniony, a podatek dotyczył nielicznych firm prywatnych. Najwyższy – stawka 30 proc. – dotyczył działalności artystycznej i rozrywkowej. 15 proc. – płaciły prywatne hotele.

Z uwagi na niewielki zakres sektora prywatnego (poza rolnictwem, które miało osobny system podatkowy) podatek obrotowy w PRL nie odgrywał większej roli aż do roku 1982, gdy weszła ustawa z 26 lutego 1982 o opodatkowaniu jednostek gospodarki uspołecznionej. Podatek obrotowy stał się jednym z kilku płaconych przez przedsiębiorstwa państwowe i spółdzielcze. Miał cel nie tylko fiskalny, ale też był instrumentem sterowania gospodarką przez centrum. Np. podatkiem były objęte „nadmierne ubytki produktów” i „zawinione niedobory”. Podatkiem obłożona była sprzedaż produktów, w tym sprzedaż przez zakłady w ramach jednej jednostki gospodarczej, przeznaczonych dla własnych inwestycji, sklepów fabrycznych i celów nieprodukcyjnych. Z podatku zwolniona była sprzedaż artykułów zaopatrzeniowych, kooperacyjnych, objętych dotacjami przedmiotowymi. W praktyce opodatkowany był zatem ostatni etap tworzenia towaru.

Stawki wynosiły zasadniczo 10 proc. , przy czym było szereg wyjątków. Produkty luksusowe, wymienione w załączniku do ustawy objęte były stawką nie mniejszą niż 25 proc.

Kariera po transformacji

Ustawa z dnia 28 grudnia 1989 r. o zmianie niektórych ustaw regulujących zasady opodatkowania podniosła stawkę podstawową od sprzedaży produktów wytworzonych do 20 proc. Usługi były opodatkowane stawką 5 proc. Minister finansów w rozporządzeniach określał stawki dla wielu towarów, w tym dla towarów importowych. Stawki były zróżnicowane. Ich zadaniem było wpływanie na rynek towarów i ochrona rynku krajowego przed niektórymi towarami importowanymi. Z tego tytułu stawki były nieraz bardzo wysokie. Np. w 1992 roku owoce cytrusowe zostały obłożone stawką 40 proc., kawa 35 proc., guma do żucia 50 proc. Tak wysokie stawki sprzyjały nielegalnemu importowi oraz unikaniu podatków. Efektywność ściągania podatku obrotowego była niska.

Wpływy z podatku obrotowego, które w PRL (przynajmniej do roku 1982) miały niewielkie znaczenie dla budżetu stały się w pierwszych latach transformacji pozycją najważniejszą. W ustawie budżetowej na rok 1992 (ostatnim roku przed wprowadzeniem VAT) ustalono dochody podatkowe na 240,7 bln zł, z czego z podatku obrotowego na 103,4 bln zł.

Nie taki prosty

W ciągu kilkudziesięciu lat stosowania w Polsce podatku obrotowego jego stawki nigdy nie były jednolite. Co więcej, minister finansów miał dużą dowolność kształtowania stawek, bezpośrednio lub pośrednio przez określanie kryteriów dla poszczególnych klas przedsiębiorstw lub produktów obłożonych podatkiem. Zróżnicowanie stawek wynikało z różnej rentowności poszczególnych branż i wielkości przedsiębiorstw, a także regionów.

Wprowadzenie jednolitego podatku obrotowego byłoby niekorzystne dla branż mniej rentownych, a preferowałoby te, których rentowność jest wyższa. Największą korzyść odniosłaby branża „Produkcja skór i wyrobów skórzanych”, największym przegranym byłoby „Wytwarzanie i przetwarzanie koksu i produktów rafinacji ropy naftowej”, mającą dziś rentowność ujemną. Straciłoby także górnictwo (w szczególności węgla kamiennego), handel, produkcja metali, działalność związana z kulturą i rozrywką, ale także „Produkcja komputerów, wyrobów elektronicznych i optycznych. Zróżnicowanie rentowności występuje też wewnątrz branż. Firmy innowacyjne, nastawione na ekspansję mogą mieć rentowność znacznie niższą niż te, które mało inwestują. Opodatkowanie sprzedaży zamiast zysku byłoby korzystne dla tych drugich, a straciłyby pierwsze.

Według GUS rentowność małych przedsiębiorstw, zatrudniających do 9 pracowników jest większa niż dużych. W roku 2014 wynosiła 12,3 proc. Małe firmy skorzystałyby zatem na zmianie zasad opodatkowania. To zapewne wyjaśnia przychylny stosunek dla tego pomysłu ze strony Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

W przekroju wojewódzkim wygrane byłoby województwo łódzkie (średnia rentowność obrotu brutto wynosi tam 6,9 proc.), przegrane śląskie (3,4 proc.), pomorskie (3,7 proc.) i podlaskie (3,8 proc.).

Można przypuszczać, że gdyby wprowadzono podatek obrotowy zamiast dochodowego niektóre branże, a także regiony próbowałyby uniknąć zwiększenia podatków, domagając się ulg lub zróżnicowania stawek podatku obrotowego. Doświadczenia historyczne pokazują, że taki lobbing mógłby być skuteczny, a system podatkowy wcale nie musiałby być w znaczącym stopniu uproszczony.

Wady podatku obrotowego

Z podatku obrotowego zrezygnowała większość krajów wysoko rozwiniętych, gdyż ma on wiele wad. W Stanach Zjednoczonych podatek obrotowy jest nakładany na sprzedaż detaliczną. Jest podatkiem stanowym. Jego stawka wynosi od zera (w pięciu stanach) do 7,5 proc. w Kalifornii.

Zwolennicy tego podatku podkreślają zalety – prostotę, a zapominają o wadach, które spowodowały odejście od opodatkowania sprzedaży na rzecz opodatkowania zysków oraz wartości dodanej.

Opodatkowanie sprzedaży oznacza, że im dłuższa droga towaru od producenta do odbiorcy, tym wyższe są podatki, a zatem tym mniejsza konkurencyjność firmy, która sprzedaje. Prowadzić to może do wyeliminowania drobnych producentów i sprzedawców, którzy muszą zaopatrywać się u dużych. Zyskać mogą (wbrew nadziejom Związku Przedsiębiorców i Pracodawców) wielkie koncerny, pionowo zintegrowane, które są w stanie zmniejszać liczbę etapów, przez które przechodzi produkt. Na każdym etapie jest on opodatkowywany.

Ubocznym skutkiem byłby zanik outsourcingu, z którego żyją często małe i średnie przedsiębiorstwa. Produkcja i usługi dziś kupowane od firm zewnętrznych byłyby włączane do struktur koncernu.

Podatek uderzałby w gałęzie przemysłu, wymagające rozbudowanej kooperacji. Korzystny byłby dla usług, które nie wymagają złożonego łańcucha operacji.

Podatek od sprzedaży zniechęcałby do inwestycji. Dziś firmy mogą wpisać w koszty część inwestycji (przez przyspieszoną amortyzację lub różnego rodzaju ulgi). Firma inwestująca ma początkowo niższe zyski, tymczasem musiałaby płacić wyższy podatek.

Część firm ma straty, które mogą rozliczać przez kilka lat, nie płacąc podatku dochodowego lub płacąc niższy. Podatek od sprzedaży musiałyby płacić firmy ponoszące straty, co prowadziłoby w wielu przypadkach do ich upadku.

Producenci krajowi, obciążeni podatkiem od sprzedaży, byliby w gorszej sytuacji niż zagraniczni – mający zerową stawkę VAT przy eksporcie. Podatek od sprzedaży zachęcałby zatem do importu. Produkty eksportowane były obciążone podatkiem od sprzedaży, pobieranym na różnych etapach.

Podatek obrotowy, według propozycji Centrum im. Adama Smitha (które z propozycja jego wprowadzenia wystąpiło już przed 10 laty), Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz kilku innych instytucji miałby zastąpić podatek dochodowy, ale pozostałby podatek od towarów i usług (VAT). A zgodnie z przepisami unijnymi, państwa członkowskie nie mogą wprowadzać podatków mających cechy podobne do podatku VAT. W 1997 roku Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu wydał wyrok w sprawie wniosku firmy Careda SA, działającej w branży automatów do gry, która wystąpiła przeciwko podatkowi od sprzedaży, nakładanemu przez hiszpańskie ministerstwo gospodarki i finansów.

Careda domagała się uznania podatku za podatek obrotowy, a tym samym sprzecznego z prawem Unii. Wyrok był dla niej korzystny. Dopóki nie zmienią się przepisy unijne, występowanie z propozycją zamiany podatku dochodowego na obrotowy jest bezzasadne.

>>> Czytaj też: Najlepszy sposób na oszustwa podatkowe? Prosty system

Autor: Witold Gadomski