Możliwość dopłaty do lepszych soczewek jest tylko jednym z elementów zmian. Resort zdrowia pracuje nad projektem ustawy wprowadzającej nowy model finansowania wszystkich wyrobów medycznych. Sukcesywnie będą ustalane dla nich grupy limitowe, do których wysokości będzie płacił NFZ – tak jak przy lekach.

Propozycje chwalą okuliści, których pacjenci często stawiani byli przed trudnym wyborem: zapłacić za wszystko łącznie z operację czy zrobić zabieg w ramach NFZ, ale za to z gorszą soczewką. Chodzi m.in. o osoby z astygmatyzmem, które przy operacji zaćmy mogłyby pozbyć się dwóch problemów na raz.

– Zacznijmy wreszcie doganiać Europę. Dajmy pacjentowi wybór – apeluje dr hab. Katarzyna Michalska-Małecka z Centrum Klinicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, śląski konsultant wojewódzki w dziedzinie okulistyki. Dodatkowo zwraca uwagę, że coraz częściej zaćmę diagnozuje się u osób czynnych zawodowo, między 50. a 60. rokiem życia. – Jeśli jest to kierowca, fotograf czy np. zegarmistrz to jakość widzenia po zabiegu będzie znacząco wpływać na dalsze życie i szanse pracy zarobkowej – wyjaśnia okulistka. To samo mówią organizacje pacjenckie. A prawnicy i producenci sprzętu liczą na to, że projekt będzie szeroko konsultowany.

– Nowe zmiany należy uznać za rewolucyjne – podkreśla Marcin Pieklak z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Zwraca uwagę, że skończy się pełna dowolność w wyborze wyrobów medycznych, gdyż z zapowiedzi resortu zdrowia wynika, że państwo będzie wskazywać konkretne wyroby, które będzie gotowe refundować. Teraz taki model funkcjonuje w przypadku niewielkiej liczby wyrobów dostępnych na receptę. W procedurach szpitalnych to placówka medyczna wybierała, co chce kupić. A pacjent do wszystkiego w ramach leczenia szpitalnego miał dostęp za darmo.

Reklama

Czy wiele osób będzie chciało dopłacić? Jeszcze kilka lat temu taką możliwość oferowało część prywatnych klinik mających kontrakt z NFZ. Po kontroli w jednej z nich okazało się, że dopłacało aż 60 proc. pacjentów. Co ważne placówka medyczna od pacjentów pobierała np. 950 zł, za soczewki korygujące kosztujące na rynku ok. 1,2 tys. zł. Fundusz jednak zinterpretował przepisy w taki sposób, że każda dopłata jest nielegalna oraz nałożył surowe kary, więc inni świadczeniodawcy z tego rozwiązania się wycofali. I nie wprowadzili dopłat ponownie nawet wtedy, gdy prokuratura uznała, że przestępstwa nie było. „To, że pacjent dopłaca do soczewki o lepszym standardzie, nie znaczy, że NFZ nie powinien refundować świadczenia” – napisał w orzeczeniu prokurator Jarosław Szarkowski.

Podobne niejasności były w przypadku znieczuleń do porodów. NFZ twierdził, że jest ono w cenie świadczenia, ale szpitale pobierały opłaty, bo wycena nie starczała na anestezjologa. Tę sprawę rozwiązano w ten sposób, że znieczulenie jest opłacane osobno przez fundusz od lipca 2015 r.

>>> Czytaj też: Nowy niemiecki pomysł. "Rosja jest taką samą częścią Europy jak 28 krajów Unii Europejskiej