Firma Bechtel sponsoruje organizacje dążące do ograniczenia roli rządu, podczas gdy bez polityków ona sama miałaby tylko ułamek obecnych wpływów – pisze Sally Denton w książce „The Profiteers: Bechtel and the Men Who Built the World” (Magnaci: Bechtel i ludzie, którzy zbudowali świat). Tajemnic największej amerykańskiej firmy budowlanej strzegą nawet służby specjalne.

Przedstawiciele firmy robią wszystko, by opinia publiczna wiedziała o niej jak najmniej. Jednocześnie bardzo korzystają na amerykańskich rządowych zleceniach.

– Nie ma powodu, by zwykli obywatele o nas słyszeli. Nie sprzedajemy rzeczy, które oni kupują – powiedział jeden z prezesów.

Bechtel to jedna z trzech największych firm budowlanych świata (obok francuskiego Vinci i hiszpańskiego ACS). To także czwarta największa amerykańska firma nienotowana na giełdzie (po spożywczej Cargill, naftowo-gazowej Koch Industries i Dell Computers).

Przedstawiciele koncernu twierdzą, że pracowali nad 25 tys. projektów na siedmiu kontynentach. Wybudowali m.in. tunel łączący Wielką Brytanię z Francją, system rurociągów na Alasce, 95 lotnisk na całym świecie (w tym w Hongkongu, Gatwick w Londynie i Doha w Katarze), a także kosztujące 20 mld dol. całe miasto w Arabii Saudyjskiej. Bechtel jest również największym na świecie budowniczym elektrowni atomowych (ma na koncie m.in. pierwszą na świecie elektrownię jądrową – w Arco w stanie Idaho – z 1951 r.).
W Bechtel czy w CIA, bez różnicy

Reklama

Najciekawsze są jednak kulisy funkcjonowania firmy. „Bechtel to firma tak potężna, tak powiązana z amerykańską polityką, że jej przedstawiciele mogliby przejść do Departamentu Obrony czy CIA, nie zauważając, że zmienili pracę” – napisał historyk Kevin Starr. Zbierając informacje do książki, autorka próbowała uzyskać więcej szczegółów przekazania Bechtelowi przez amerykański Departament Energii części kompetencji i odmówiono jej, argumentując, że domaga się wiedzy kluczowej z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa.

Ze względu na „bezpieczeństwo państwa” firma otrzymała też bez przetargu kontrakt na odbudowę infrastruktury Iraku (sieci energetycznej, kanalizacji, dróg, mostów, lotnisk, szpitali, szkół itd.) po wojnie z USA. Co ciekawe, przedstawiciele Bechtela byli w Iraku, jeszcze zanim prezydent George W. Bush ogłosił zakończenie działań zbrojnych. Prasa nie zwróciła na to większej uwagi, skupiając się na koncernie Halliburton ze względu jego związki z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem.

Bechtel od zawsze był powiązany z Partią Republikańską, hojnie wspierając ją oficjalnymi dotacjami. Koncern był także największym (obok Koch Industries) donatorem organizacji Americans For Tax Reform, na której czele stoi konserwatysta Grover Norquist, a która zaciekle zwalcza jakiekolwiek próby podnoszenia podatków.
Kariera po amerykańsku

Założycielem firmy był urodzony w 1872 r. w stanie Illinois w rodzinie o niemieckich korzeniach Warren Bechtel. Jako 15-latek zatrudnił się w firmach budujących linię kolejową niedaleko farmy jego rodziców. Za zarobione pieniądze kupił dwa muły i świadczył usługi przygotowania podłoża pod tory kolejowe. W 1904 r. przeniósł się do Kalifornii, gdzie pracował jako nadzorca przy budowie linii kolejowej Western Pacific Railroad.

W tym samym roku kupił parową koparkę, wówczas nowość na rynku, napisał na niej W.A. Bechtel Co. i oferował jej usługi innym firmom, głównie budującym drogi, autostrady i mosty. W połowie lat 20. miał już jedną z największych firm budowlanych na zachodzie USA, jednak przełomowy kontrakt od amerykańskiego rządu Bechtel otrzymał w 1931 r. w konsorcjum z pięcioma innymi firmami budowlanymi z USA. Chodziło o budowę tamy Hoovera – największe wówczas cywilne budowlane zlecenie rządowe w historii USA. Kluczem do uzyskania tego zlecenia było… zatrudnienie przez Bechtel Franka T. Crowe’a, byłego pracownika rządowej administracji, który nadzorował państwowe zlecenia.

Korzystając z doświadczenia zdobytego przy budowie tamy, Bechtel po 1945 r. zaczął oferować swoje usługi na całym świecie. Szybki rozwój firmy nie byłby jednak możliwy bez politycznego wsparcia.

W 1937 r. do firmy dołączył John Alec McCone. W 1950 r. sekretarz obrony mianował go podsekretarzem US Air Force. McCone odpowiadał za przydzielanie wojskowych zamówień i jak wynika z ówczesnego raportu FBI, faworyzował swoich znajomych. To on także wymyślił formułę zapłaty za zlecenia rządowe, która gwarantowała prywatnym firmom zarobek (tzw. koszty plus). Nie przeszkodziło mu to jednak w karierze i w 1961 r. został dyrektorem CIA. McCone tylko zapoczątkował silne związki koncernu z amerykańską polityką. Goerge Shultz i Caspar Weinberger przeszli z administracji prezydenta Richarda Nixona na stanowiska w Bechtelu, by powrócić do rządu za kadencji Ronalda Reagana.
Nie taki znowu wolny rynek

Książkę Denton czyta się dobrze, aczkolwiek nagromadzenie informacji z dziedziny amerykańskiej polityki dla osoby nieinteresującej się tematem może być nużące. Autorka nie ukrywa też swojego krytycznego stosunku do koncernu, wypominając mu chociażby brak zainteresowania warunkami pracy pracowników przy budowie tamy Hoovera. Nie może sobie darować złośliwości, zauważając, że przedstawiciele Bechtela sponsorują organizacje dążące do ograniczenia roli rządu, podczas gdy bez amerykańskich polityków firma miałaby tylko ułamek obecnych wpływów.

Książka jest warta odnotowania także z tego względu, że Stany Zjednoczone często ukazuje się jako największego na świecie promotora wolnego rynku i uczciwej konkurencji między firmami. Tymczasem politycy w praktyce robią bardzo dużo, by jak najbardziej wspomóc swoje koncerny, w szczególności w walce z firmami z innych krajów. Warto uzupełnić lekturę publikacji o Bechtelu o pracę Daniela Bergera, Williama Easterly, Nathana Nunna i Shankera Satyanatha zatytułowaną „Commercial Imperialism? Political Influence and Trade During the Cold War” (Komercyjny imperializm? Polityczne wpływy oraz handel podczas zimnej wojny).

Akademicy wykorzystali w niej fakt odtajnienia ostatnio akt CIA z lat 1947–1989, by sprawdzić, jak zmiana rządów przez agentów CIA albo inne formy interwencji zagranicznych wpływały na stosunki handlowe z USA (analizowano 161 krajów, w których było 51 interwencji). Okazało się, że nowe, przyjazne Amerykanom władze sprawiały, że wzrastały obroty handlowe ze Stanami Zjednoczonymi przy niezmienionych obrotach całkowitych. Oznacza to, że rezygnowano z importu z innych krajów na rzecz importu USA.

Najciekawsze jest jednak to, że największy wzrost notowano w tych branżach, w których USA nie miały przewagi komparatywnej (inaczej mówiąc, nie były to produkty konkurencyjne na rynku światowym). Tak więc amerykańskie władze przynajmniej do 1989 r. politycznymi metodami wspierały własne firmy, które nie dawały sobie rady na wolnym rynku, jednocześnie pouczając inne kraje, w tym Polskę, by tak nie robiły.